- Proszę Państwa! Zapraszam wszystkich do środeczka. Nazywam się Kewin i jestem coachem od eventów. To ja jestem autorem scenariusza szopki - młody człowiek w niebieskim, przyciasnym garniturze wyszczerzył zęby w sztucznym uśmiechu.
- Uwaga zaczynamy od prostego wierszyka, z oklaskiem na co czwartą sylabę!
Po górach, dolinach
Niesie się nowina
Lud cieszy się wszelki
Bo królem został Mirosław Wielki
Elegancki mężczyzna w czarnym kapeluszu, którego nie zdjął mimo ciepła bijącego od kominka, ze zniecierpliwieniem machnął ręką.
- Panie coach! Ja wiem, że starostwo dorzuca się do tej szopki, ale nie wciskaj mi takiej wazeliny. Nazywam Mirosław Duży i to mi wystarczy. Nie chcę być Wielki.
- Król musi być Wielki. Robię w eventach od dziesięciu lat i jeszcze nigdy nie miałem w scenariuszu króla Dużego. Nawet Pana poprzednik miał dynastyczną ksywkę Henryk Pierwszy, a jego zastępca Henryk Drugi - odparł obrażony Kewin.
- Du du, dużo dużo nas, a więcej będzie wnet - ktoś z otoczenie starosty zanucił nagle stary szlagier Lady Pank.
Usłyszał to radny Przemysław Marek z PiS. Z wrażenia rozlał piwo na śnieżnobiały obrus. Trącił w bok Henryka Czicha, kolegę z klubu i najsławniejszego piosenkarza w powiecie.
- Słyszałeś? Oni chcą powiększyć klub i przejąć kogoś z naszych.
- No to mam dla nich niespodziankę - odparł Czich i z ponurą miną głośno zaczął śpiewać nową wersję swojego przeboju: Johnny, na taśmie mam…
W grupkę przy sąsiednim stoliku jakby piorun strzelił. Z krzesła poderwał się wielki, przysadzisty mężczyzna i podszedł do Dużego.
- Mirek, chyba jesteśmy ugotowani. W wojsku mówili na mnie Johny. Czich o tym wie, bo mamy wspólnych znajomych. Słyszałeś go? Oni mają nagrania z naszego spotkania, pamiętasz…
- kiedy my ten, teges…
- No wtedy właśnie. Ten kelner, który ciągle solniczki przestawiał, był jakiś niewyraźny.
- A mówiłem, żeby się zdrowo odżywiać. Jakbyście tak nie solili, to nie byłoby teraz afery - zdenerwował się starosta ciskając na podłogę czarny kapelusz.
Ich rozmowę przerwał niezmordowany Kewin. Przytaszczył na scenę pianino. Jego asystenci w pośpiechu dmuchali balony i mocowali się z wielkim, plastikowym bałwanem, który poturlał się w stronę suto zastawionego szwedzkiego stołu.
- Proszę Państwa i kolejna piosenka!
Ole, Olek wygraj, na burmistrza tylko Ty
Ole, Olek dzisiaj wybierzmy przyszłość oraz styl
Burmistrz to taki ktoś jak Ty
Polityk, co ma realne sny
I program, więc to na pewno Ty
Poprowadź Łaziska poprzez reform dni
- Przecież to jakieś kpiny są. Stara przeróbka szlagieru dla Kwaśniewskiego ma być moją częścią szopki - zdenerwował się Aleksander Wyra, burmistrz Łazisk Górnych.
Wodzirej bronił swojego pomysłu.
- To jest dobre porównanie. Nie pamięta Pan? Każda Polka kocha Olka. Kwaśniewski to jest gość i Pana też trzeba wykreować na dobrego przywódcę…
- Dlaczego dobrego tylko przy wódce? Nasz Olek jest ogólnie i generalnie w porządku gość - wtrącił się do rozmowy Mirosław Blaski, burmistrz Orzesza.
- A tak przy okazji, to poproszę na słówko - Blaski dyskretnie ujął Kewina za łokieć.
- Coś nie tak?
- Dlaczego śpiewałeś Oleś, Oleś?
- Śpiewałem Olek.
- Słyszałem „ś” na końcu.
- Może śledzik mi do zęba wszedł i trochę zaświszczało. Na premierze będzie Olek, ale co Pan ma z tym Olesiem?
- Wybory z nim wygrałem.
- To chyba gitara jest?
- Jest i nie jest. Oleś uprawia średniowieczne sztuki walki i wywija mieczem…
- Eee, ten Oleś to widać fajny koleś.
- Nie znasz się na polityce i nie dajesz mi skończyć. Chodzi o to, że obecna władza podobno planuje zmiany w ordynacji wyborczej. Nie chcą ustąpić Kukizowi i nie zgodzą się na okręgi jednomandatowe. Z drugiej strony ludzie narzekają na metodę d’Hondta. I dlatego w stulecie odzyskania niepodległości i tysiąclecie powstania państwa polskiego, rząd chce wrócić do naszych polskich korzeni, do fundamentów demokracji piastowskiej.
- A co oni wtedy robili?
- Jak mieli jakiś problem to się naparzali na miecze. I tak mają podobno wyglądać wybory w 2023 roku. Jak mi ktoś rzuci wyzwanie, to będę musiał walczyć i bronić stanowiska, a przecież Olesiowi nie dam rady.
Kewin podrapał się po żelowanych włosach.
- Coś wymyślę, bo Cię lubię. Moja agencja ma kontakty z menedżerem Pudziana. Zamelduj go w Orzeszu i zrób swoim zastępcą. Jak będzie walka to go wystawisz. Pudzianowi nawet Oleś nie da rady - Kewin protekcjonalnie klepnął burmistrza w kolano i poszedł w stronę sceny.
Kiedy sięgał po mikrofon szarpnęła go za rękę Barbara Prasoł, wójt gminy Wyry.
- Kewinku mój złoty, musimy też zmienić zwrotkę o Wyrach i Gostyni.
- A co się nie podoba? Ten fragment, że w herbie trzeba dorysować mysz? To taki żart był i się dobrze rymuje z kolejnym wersem.
- Mysz ci się z niczym, a raczej z nikim nie kojarzy - zapytała złowieszczo pani wójt.
- No poznałem kilka myszek, ale coś konkretnego w Wyrach albo Gostyni, to raczej nie - Kewin zaczął się nerwowo kręcić, bo wiedział, że z Barbarą Prasoł nie ma żartów.
- No to nie odrobiłeś lekcji, a fakturą to możesz sobie…- wójt nie dokończyła myśli.
Robiło się nieprzyjemnie i nerwowo, a mieli do przerobienia jeszcze kilka zwrotek.
- Panie burmistrzu! Proszę się nie smucić, bo już bierzemy Mikołów na tapetę - Kawin pomachał do Stanisława Piechuli, który od dobrej godziny ponuro wpatrywał się w ekran ipoda analizując statystykę polubień na facebooku.
Słonko świeci, wiatr wesoło hula
Gdy rządzi nami Stanisław Piechula
Płaczą ze szczęścia matki, kwilą słodko wnuczęta…
- Jakie wnuczęta?! Co to ma być, szopka dla ludu czy jakaś opozycyjna ustawka - spokojny zazwyczaj burmistrz Piechula trzasnął pięścią w stół.
- No to zmienimy wersy - wydukał przerażony Kewin - może tak:
Słonko świeci, wiatr wesoło hula
Gdy rządzi nami Stanisław Piechula
Cieszy się Polska od Płońska do Radomska…
- Co?! Spośród dziesiątek tysięcy polskich słów musiałeś wykorzystać akurat te dwa: wnuczęta i Radomsko, jakby innych nie było. Nie zapłacę ani złotówki za tę farsę - huk przewróconego krzesła, na którym siedział burmistrz, głośnym echem odbił się od nisko podwieszonego sufitu.
- Proszę dać spokój wodzirejowi. Impreza jest dotowana ze środków gminy i w trybie dostępu do informacji publicznej żądam wyjaśnień, dlaczego ja i pani Radomska nie możemy wystąpić w szopce. Ma Pan tydzień na odpowiedź. W przeciwnym razie spotkamy się w sądzie - jak zawsze opanowany Artur Wnuk wycelował palec, a później dmuchnął w jego końcówkę, jak Jonh Wayne robił to z rewolwerem.
Zapadła nerwowa cisza. Milczenie przerwał młody, sympatyczny mężczyzna.
- A o mnie nic nie będzie? - zapytał z żalem.
- A Pan kto jesteś? - Kewin z niepokojem spojrzał na przybysza.
- Kotyczka. Marcin Kotyczka, nowy wójt Ornontowic.
- Nowi muszą poczekać w kolejce do następnej szopki. Ma Pan rok. W tym czasie trzeba zrobić coś dobrego, a najlepiej złego, bo wtedy udział w spektaklu jest gwarantowany.
- Coś wymyślę - mruknął niepocieszony wójt.
Kewin klasnął w dłonie.
- Proszę Państwa, w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Jeżeli nie chcecie aluzji do sytuacji w waszych miejscowościach, to skupmy się na przekazie uniwersalnym. Zaśpiewajmy coś wesołego, regionalnego, świątecznego i neutralnego politycznie.
I zanucił:
Hej kolęda, kolęda, zabił wieprzka Gawęda.
Gawędzina płakała, bo wieprzka nie miała
Gawęda się śmioł, bo krupnioki mioł.
- Proszę do mnie podejść z jakimś dokumentem tożsamości i certyfikatem uprawniającym do prowadzenia imprez publicznych. Myślę, że ta prowokacja polityczna będzie Pana drogo kosztować - milcząca dotychczas poseł Izabela Kloc znaczącym gestem sięgnęła po telefon.
- Proszę nie dzwonić do ABW, CBA i CBŚ. Ja nie miałem niczego złego na myśli. To stara ludowa piosenka… - Kewin z nerwów połykał końcówki słów.
- To kpina z senatora Gawędy z naszego okręgu wyborczego - przerwała mu ostro posłanka.
- Jakim echem to przedstawienie odbiłoby się w opozycyjnych mediach? Nie widzi Pan, co się dzieje w kraju i Unii Europejskiej. Nie wie Pan, o co toczy się gra. Jaką Pan w tym wszystkim gra rolę…
- A może ten wieprzek był zarażony ASF. Wasz rząd sobie nie daje z tym rady - zakpiła Mirosława Lewicka, lekarz weterynarz i radna z PO.
- Zaraza zaczęła się panoszyć, kiedy rządziła PO-PSL. Wszystko musimy po was sprzątać - nie pozostała dłużna Izabela Kloc.
Końcówce tej kłótni przysłuchiwał się Adam Lewandowski, szef powiatowego PiS i wiceprezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Podobnie, jak Duży, też nosił czarny kapelusz, którym bawił się teraz, aby uspokoić nerwy. Zebrał się w końcu na odwagę i krzyknął: Stop!
Zaaferowane towarzystwo dopiero po chwili dostrzegło i usłyszało domagającego się głosu Lewandowskiego.
- Ludzie kochani, święta idą. Jak nie potrafimy się dogadać, to chociaż się nie kłóćmy. Dajcie mi szansę. Mam pomysł na piosenkę optymistyczną, międzypokoleniową, z elementami świątecznymi, a w dodatku ekologiczną, promującą zdrową, polską żywność.
- Dawaj Adam! - z sali zaczęły płynąć głosy zachęty.
Lewandowski ujął kieliszek w dłoń, zaczerpnął tchu i donośnie zaśpiewał:
Niech nam Gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, a kto z nami nie wypije niech go…
Napisz komentarz
Komentarze