Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 14 marca 2025 11:25
PRZECZYTAJ!
Reklama

Piąte Mistrzostwa Świata Joanny Brehmer

Od 14 stycznia do 2 lutego w Chorwacji, Danii i Norwegii rozgrywane były Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej mężczyzn. Podobnie jak w poprzednim championacie, Polska miała swoich przedstawicieli. Przede wszystkim reprezentację, która zakończyła imprezę na XXV miejscu oraz Joannę Brehmer, która reprezentowała nasz kraj (a pośrednio i Mikołów), jako „Delegat Techniczny IHF”.
Piąte Mistrzostwa Świata Joanny Brehmer

Na co dzień menadżer sportu i kierownik działu zespołu obiektów sportowo – rekreacyjnych mikołowskiego MOSiR-u, członek Zarządu Związku Piłki Ręcznej w Polsce oraz Przewodnicząca Kolegium Sędziów w tegorocznych mistrzostwach po raz kolejny „urzędowała” w roli delegata. Po zakończonej imprezie Joanna znalazła dla nas chwilę, by podzielić się swoimi wrażeniami.

Nasza Gazeta: Jesteś delegatem światowej federacji piłki ręcznej od roku 2019 i od tego czasu nie ma dużej imprezy piłki ręcznej bez Ciebie. Wygląda na to, że jesteś handballową „personą”?

Joanna Brehmer: Nie żartujmy. To fakt, że każdego roku jestem na pięciu, sześciu imprezach organizowanych przez IHF i miałam w tym czasie przyjemność być na pięciu seniorskich Mistrzostwach Świata (kobiet i mężczyzn), dziewięć razy na takich imprezach młodzieżowych (w różnych kategoriach wiekowych) oraz na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Od 18 miesięcy funkcjonuję również w Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej. W sumie decydując się na przyjęcie tej funkcji, wiedziałam na co się piszę... Do wspomnianej „persony” jednak nie aspiruję.

- Twoja rola w strukturach IHF?

- Działam w „komórce” odpowiedzialnej za nabór, selekcję i rozwój sędziów. Jestem wykładowcą, obserwatorem i ekspertem.

- Delegat Techniczny to w zasadzie męska funkcja. Ile pań piastowało ją w minionych mistrzostwach?

- W sumie na 26 delegatów były cztery kobiety. Parytet może nie za wielki, ale pokazałyśmy się. Chyba z dobrej strony, bo po raz pierwszy na mecze finałowe została wydelegowana kobieta. I byłam nią ja!

- Przybliż naszym Czytelnikom rolę „Delegata” na imprezie typu mistrzostwa świata, gdyż generalnie widz albo telewidz sądzi, że to fajna „fucha”.

- Delegat musi mieć ogromna wiedzę, by móc zapobiec sytuacji łamania przepisów, co może spowodować złożenie protestu. Na Mistrzostwach Świata na jeden mecz jest nominowanych czterech delegatów: dwóch odpowiada za przebieg zawodów, siedząc przy stoliku sędziowskim, czuwając nad prawidłowym przebiegiem meczu, pilnowaniem strefy zmian oraz niesportowych zachowań na ławkach zawodników rezerwowych, trzeci delegat jest w roli „supervisora”, który odpowiada za wszystko i w sytuacjach kontrowersyjnych ma ostateczne zdanie. Spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność. Czwarty delegat skupia się tylko na pracy sędziów, obserwując ich podczas meczu i przygotowując materiały video do analizy i oceny pracy sędziów.

- W tym roku po raz trzeci w światowym championacie uczestniczyły 32 kraje i rozgrywany był w trzech krajach. Pomimo doświadczeń z poprzednich imprez, to duże wyzwanie.

- Logistycznie na pewno. Dla organizatorów, drużyn i sędziów. Żadna para sędziowska nie rozstrzygała dwóch spotkań w tej samej grupie. Trzeba było się przemieszczać do innych krajów. W dobie rozwiniętej komunikacji lotniczej, było to do opanowania.

- Twój rejon „działania”?

- Norwegia od pierwszego do ostatniego meczu i to było fajne, bo można było wygospodarować trochę czasu dla siebie.

- Jak wyglądał Twój dzień pracy na mistrzostwach?

- Pracowicie. Od rana uczestniczymy w spotkaniach, podczas których omawiamy dzień poprzedni, analizujemy pracę sędziów i omawiamy sprawy bieżące, popołudnie i wieczór spędzamy na hali. Delegaci mają dziennie 2-3 mecze, podczas których pracują. A późnym wieczorem po przyjeździe do hotelu, obserwatorzy sędziów siadają do pracy i przygotowują materiały na poranne spotkanie.

- Czy znalazłaś czas na pozasportowe atrakcje?

- Jak już wspomniałam, byłam tylko w Norwegii, więc dni wolne między poszczególnymi etapami można było wykorzystać dla siebie. Zobaczyłam parę ciekawych rzeczy z narciarstwem w łącznie.

- Czy Cię coś zaskoczyło?

- Może nie zaskoczyło, ale jestem pod wrażeniem podejścia tamtejszego społeczeństwa do tzw. zdrowego trybu życia i kształtowania tężyzny fizycznej. U nas dzieci podwozi się do szkoły, nawet jak jest to odległość kilkuset metrów. Tam mamy odprowadzają swoje pociechy, a jeśli odwożą, do żłobka lub przedszkola, to wózkiem, który pchają biegnąc.  I biegiem wracają do domu. A poranne truchtanie i ćwiczenia – to norma. Więc nic dziwnego, że reprezentacje kraju liczącego pięć i pół miliona ludności, „leją” nas na każdym poziomie.

- Oglądałaś wiele spotkań na żywo. Twoja ocena poziomu sportowego mistrzostw.

- Tytuł mistrzowski wywalczyła Dania i w pełni zasłużyła na to trofeum. Na dziś jest poza zasięgiem pozostałych krajów. Duński szkoleniowiec ma tak szeroki i wyrównany skład, że kogo by nie wpuścił na parkiet, to nie będzie „dziury” w zespole. Rewelacją była też Portugalia, ale ze względu na „krótką ławkę” więcej „ugrać nie mogła. Poza tym potwierdziła się dominacja Europy w tej dyscyplinie sportu. Choć w niektórych reprezentacjach widoczna jest „zmiana warty” i związane z tym obniżenie lotów.

- Reprezentacja Polski i 25 miejsce?

- Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Powiem jedno: czeka nas dużo pracy!

- O zakończonych mistrzostwach rozmawiałem z wieloma osobami związanymi z piłką ręczną. Wszyscy są zgodni, że dyscyplina ta bardzo się zmieniła, gra stała się szybsza i bardziej widowiskowa. Moi rozmówcy twierdzą jednak, że tę atrakcyjność momentami psują sędziowie, poprzez różną interpretację niektórych przepisów. Wymienili takie punkty jak: brak reakcji na błędy kroków, ocena faulu w ataku, uznawanie bramek zdobytych po przekroczeniu linii pola bramkowego lub tzw. Podparciu tego rzutu, wymuszanie kary na obrońcy przez zawodnika rzucającego ze skrzydła, oceny rzutów w okolice głowy bramkarzy czy atak na „głowę” (symulacje „poszkodowanych”) czy wreszcie sygnalizacja gry pasywnej. Czy zgadzasz się z tymi opiniami?

- Sędziowanie w piłce ręcznej w wielu sytuacjach oparte jest na interpretacjach. A te bardzo często w myśl zasady – „ile osób, tyle interpretacji”, zależą od punktu patrzenia. Zdaję sobie sprawę z tego, że interpretacje sędziowskie niekorzystne dla którejś ze stron powodują frustrację. Zawodników, trenerów, „ławki” i kibiców. Takich spraw należy unikać, choć nie ze wszystkimi z tych zarzutów się zgadzam. Ale prawdą jest też fakt, że zdarzały się decyzje sędziowskie, które miały wpływ na wynik. Nie ma sędziów nieomylnych, sędziowie też pracują w stresie i mają minimalny czas na podjęcie decyzji. Myślę, że władze piłki ręcznej powinni zrobić wszystko, by przepisy były czytelne i nie stawały się zarzewiem nieporozumień, a margines interpretacji był jak najmniejszy. Myślę, że my tutaj tych spraw nie rozwiążemy.

- I ostatnie pytanie: Twoje kolejne wyzwania...

- Jako „szef” sędziów w Polsce, chciałabym, aby polska para po latach nieobecności na imprezach dużej rangi, na nie wróciła. Marzy mi się również, aby sędziowanie było swojego rodzaju „zarządzaniem” grą, a środowisko piłki ręcznej miało szacunek dla sędziów. Ponadto chciałabym utrzymać formę, a dalekosiężnie móc pracować na IO w Los Angeles. 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklamadotacje dla MŚP
Reklama