Aquadrom miał być największą atrakcją naszego miasta, ale póki co jest najdroższym w regionie pomnikiem władzy samorządowej. Godząc się na wyłożenie z miejskiej kasy 7,5 mln zł radni powinni przynajmniej zapytać, za czyje błędy płacą? Niestety, podczas lipcowej sesji Rady Miasta zabrakło determinacji w dążeniu do prawdy. Dalej nie wiemy więc, czy zarząd Aquadromu ma jakiś plan wyjścia z kryzysu. Dotychczasowe próby rozeznania się w sytuacji finansowej spółki kończyły się fiaskiem. Już w styczniu tego roku radna Barbara Wystyrk-Benigier złożyła w tej sprawie interpelację. Odpowiedź, jaką otrzymała trudno uznać - delikatnie mówiąc - za wyczerpującą, a mówiąc wprost była to kpina z samorządu. Prezes odmówił informacji o sytuacji finansowej zasłaniając się tajemnicą handlową. Radny Marek Wesoły także wielokrotnie apelował o przedstawienie strategii rozwoju spółki, która nie ograniczałaby się tylko do wyciągania ręki po miejskie pieniądze. Na próżno.
Postawiło to radnych w niezręcznej sytuacji, bo wyłożyli 7,5 mln zł w ciemno.
Prezydent miasta też nie ułatwia zadania. Obarczanie winą poprzednika, w dwa i pół roku po wyborach, jest nie tylko nietaktem, ale przede wszystkim dowodem własnej słabości i niekompetencji. Jeżeli Grażyna Dziedzic teraz czyni Andrzeja Stanię odpowiedzialnym za fiasko basenowej inwestycji, to należało byłego prezydenta zaprosić także na uroczystość otwarcia Aquadromu i tam powiedzieć tłumnie zgromadzonym dziennikarzom: co złego to nie ja, ale ten pan. Ale, takie słowa nie padły. Otwarcie Aqudromu odtrąbiono jako sukces, który miał tylko jednego ojca, a raczej matkę. Brak rzetelnych informacji był i jest jednym z największych mankamentów tej inwestycji. Prezydent Dziedzic obejmując władzę zapowiedziała, że zbuduje park wodny tańszy albo przynajmniej zmieści się w kosztorysie, zaplanowanym przez poprzednika. Wprowadzone przez nią zmiany w projekcie miały podnieść atrakcyjność i dochodowość inwestycji.
Ale niestety coś, a w zasadzie wszystko, poszło nie tak.
Budowa rudzkiego obiektu pochłonęła już zaplanowane 119 milionów złotych. W tej ogromnej kwocie nie udało się jednak władzom miasta zmieścić z całością inwestycji. Okazało się, że kosztorys nie obejmuje prac wykończeniowych. Takie błędy w kalkulacjach mogą zaskakiwać, biorąc pod uwagę fakt, że prezydent Dziedzic z wykształcenia jest budowlańcem i nieraz, podczas sesji Rady Miasta, dawała dowód, że zna się na tych sprawach. Na dodatek inwestycji nie dało się skończyć w terminie. Daty otwarcia zmieniały się jak w kalejdoskopie. W końcu i tak oddano do użytku niedokończony obiekt. Odwiedzający mają do dyspozycji jedynie strefę „mokrą”. Na „suchą” część prezes spółki, jak zapewniał radnych podczas sesji, miał znaleźć fundusze. Póki co, nie znalazł. Wiele do życzenia pozostawiał i pozostawia sposób zarządzania Aquadromem. Taki drobiazg, jak kierunkowskazy, pojawił się na głównej drodze dojazdowej dopiero w kilka miesięcy po otwarciu obiektu. Brak pieniędzy na funkcjonowanie, niemożność dokończenia inwestycji, nieefektywne zarządzanie to, jak się okazuje, nie są jedyne mankamenty.
W pierwszym tygodniu lipca, w co trudno uwierzyć, część obiektu została wyłączona z eksploatacji ze względu na remont niecki basenowej.
Wprawdzie z powodu tej uciążliwości wprowadzono promocje, ale trudno sobie wyobrazić bardziej nietrafiony termin remontu jak właśnie pierwszy tydzień wakacji. Pozostaje wreszcie pytanie o jakość wykonania Aquadromu, skoro po pół roku funkcjonowania obiekt wymaga już remontu. Zresztą o fuszerkach było już głośno w pierwszych tygodniach otwarcia, kiedy to tajemnicą poliszynela były informacje o wypadkach. Jakość usług i niepełna oferta nie są jedynym powodem falstartu Aquadeomu.
Szwankuje promocja, która jest kluczem do sukcesu albo przyczyną klapy tego typu obiektów.
119 mln zł
- planowany koszt budowy parku wodnego. Kwota okazała się zbyt niska, aby wykończyć obiekt.
230 mln zł
- kwota poręczenia ze strony miasta. Jeżeli park wodny nie będzie na siebie zarabiać, wszystkie koszty związane ze spłatą kredytu, spadną na miasto.
2036 rok
- termin spłaty ostatniej raty kredytu, zaciągniętego na budowę parku wodnego.
5,4 mln zł
- tyle straty zanotował park wodny przez pierwsze cztery miesiące tego roku.
7,5 mln zł
- kwota, którą Rada Miasta przeznaczyła w lipcu na ratowanie płynności finansowej spółki Aquadrom.
W Katowicach, Zabrzu, Gliwicach i innych miastach aglomeracji niewiele osób wie, że nie tylko w Tarnowskich Górach i Dąbrowie Górniczej, ale także w Rudzie Śląskiej funkcjonuje park wodny. Kryty basen „Wodnik” w pobliskich Paniowach nawet nie odczuł konkurencji halembskiego giganta. Mało tego. Patrząc na rejestracje samochodów parkujących przed „Wodnikiem” nie trudno się zorientować, że większość klientów tego kameralnego i taniego basenu stanowią mieszkańcy… Rudy Śląskiej. Aquadrom promuje się jedynie na łamach miejskiego biuletynu, co trudno uznać za skuteczną kampanię reklamową. Rudzianie zapewne wiedzą o istnieniu parku wodnego w Halembie, ponieważ z różnych powodów w naszym miesicie mówi się sporo na temat tej inwestycji. Problem w tym, że polityczno-finansowe perypetie tej inwestycji nie są atrakcyjną informacją dla mieszkańców innych miast. Do nich można dotrzeć tylko dzięki ciekawej reklamie i taniej ofercie. A pod tym względem rudzki park wodny ustępuje konkurentom z Tarnowskich Gór i Dąbrowy Górniczej. W 2011 roku, kiedy prezydent Dziedzic zdecydowała się na budowę Aqudromu (wtedy jeszcze „Oti”) nie przedstawiono radnym ani opinii publicznej informacji o progach dochodowości tego obiektu. Park wodny budowano w ciemno. Nie wiedzieliśmy, ilu klientów miesięcznie może zapewnić rentowność temu przedsięwzięciu.
Dopiero teraz, w lipcu 2013 roku, kiedy Aquadrom otarł się o skraj bankructwa, prezydent Dziedzic wspomniała podczas sesji Rady Miasta o opracowaniach sprzed kilku lat, które przestrzegały przed ryzykiem finansowym tej inwestycji.
Trudno uwierzyć, że nikt z obecnej ekipy władzy, nie zapoznał się wcześniej z tym dokumentem. W „sferze polityki” radna Beata Drzymała - Kubiniok, z obozu prezydenckiego, stwierdziła, że Aquapark osiągnąłby rentowność, gdyby cena biletu wynosiła 35 zł za godzinę. A dlaczego tylko 35 zł? Dajmy 70 zł, to zyski będą dwa razy większe. To jest oczywiście kpina. Każdy rozsądny menedżer wie, że sukces frekwencyjny, a co za tym idzie także finansowy, można osiągnąć tylko obniżając cenę usługi. Na tani bilet zasłużyli przynajmniej mieszkańcy Rudy Śląskiej, bo to oni są sponsorami Aquadromu. Na razie zapłacili 7,5 mln zł. Problem w tym, że najpewniej nie będą to ostatnie pieniądze, które trzeba będzie wyłożyć z miejskiej kasy na ratowanie rudzkiego Aquadromu. (wt) (fil)
Napisz komentarz
Komentarze