Lider na łopatkach
Grunwald – MTS Chrzanów 33:25 (19:18)
Grunwald: Wolniaczyk, Borecki – Kiełbik, Hartel, Kmieć 1, Bogacz, Zarzycki 9, Płonka 4, Lisowski, Kurzawa 2, Piekarczyk, Lange 2, Kowal 6, Wodarski 5, Gansiniec 2, Stogowski 2.
Trener: Marcin Księżyk
Złe miłego początki – można byłoby sparafrazować popularne przysłowie w odniesieniu do przebiegu sobotniego meczu Grunwaldu z liderem drugoligowej tabeli. Pierwsze dziesięć minut gospodarze zagrali słabo. Po 4 minutach na tablicy wyników było 1:3, po dziewięciu – 4:7. Trener Księżyk sprawdził dwójkę bramkarzy, ale bez wymiernych rezultatów. Do czasu. Pierwszy przełamał się Borecki, który obronił karnego i kilka trudnych rzutów z gry. A ponieważ jego koledzy z pola również poprawili skuteczność, więc w 12 minucie halembianie doprowadzili do remisu (7:7 po trafieniu weterana Płonki), a sześć minut później wyszli na pierwsze prowadzenie (11:10, gol Kowala). Do przerwy żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć na przewagę większą niż 2 bramki. Kiedy wydawało się, że pierwsza odsłona meczu zakończy się remisem, na 10 sekund przed końcową syreną efektownym rzutem w okienko popisał się Wodarski.
Początek drugiej połowy zdecydowanie należał do gospodarzy, którzy w 34 minucie odskoczyli rywalowi na cztery bramki (22:18). Paradoksalnie: pierwszego gola w tej części spotkania halembianie stracili grając w przewadze sześciu na czterech (goście zbyt ostro protestowali po jednej z decyzji sędziów i dla dwójki z nich skończyło się to wizytą na ławce kar). Po dziesięciu minutach gry – przy stanie 25:20 - zawodników obydwu drużyn ogarnęła dziwna niemoc. Przez kilka dobrych minut na parkiecie trwał festiwal strat i kiepskiej jakości rzutów. Złą passę przełamał dopiero w 47 minucie Kowal. Lider z Chrzanowa sprawiał wrażenie boksera po ciężkim nokaucie. Goście nie mogli znaleźć sposobu na szczelną defensywę halembian (tylko 7 straconych bramek w II połowie), natomiast podopieczni trenera Księżyka systematycznie punktowali zagubionych rywali. Kiedy w 53 minucie rutyniarz Zarzycki (bardzo dobry mecz tego zawodnika) podwyższył na 28:21, losy pojedynku były praktycznie rozstrzygnięte Cenne zwycięstwo Grunwaldu przypieczętował w ostatniej minucie Stogowski.
Robert Dłucik
Foto: Tapi
Ach ta skuteczność
Zgoda – Gloria Katowice 21:16 (9:7)
Zgoda: Brzeska, Podsiedlik – Maciejowska 6, M. Krzysteczko 3, D. Krzysteczko 3, Baranowska 2, Sobota 2, Góral 1, Dziółko 1, Wojcik 1, Hodyjas 1, Pocheć 1.
Trener: Wiktoria Flizikowska
Mecze Zgody z Glorią mają ten sam scenariusz. Wygrywa Zgoda, choć idzie jej jak „po grudzie”, a przyczyną tego jest fatalna skuteczność bielszowiczanek. Nie inaczej było i w meczu inaugurującym drugą rundę rozgrywek. W tym meczu Zgoda wystąpiła bez trzech podstawowych zawodniczek. Niespodziewanie karierę zakończyła Magdalena Frątczak (może ta utalentowana zawodniczka się jeszcze rozmyśli i wróci na parkiet, a Sandra Ploch i Wioletta Staniczek leczą kontuzje.
Początek należał do gospodyń, które po kilku minutach prowadziły 3:1. Dystans ten nie zmniejszała się, a nawet powiększał, choć oba zespoły prezentowały „radosną twórczość” w postaci strat piłki i zaprzepaszczaniu stuprocentowych sytuacji do umieszczenia piłki w siatce. Niczym nasza męska reprezentacja na parkietach w Danii. W tym bałaganie odrobinę skuteczniejsze były jednak gospodynie, które odskoczyły na pięć „trafień”, ale końcówkę pierwszej odsłony zagrały fatalnie i z wcześniej wywalczonej przewagi, pozostały dwa gole.
Całe szczęście, że podczas przerwy potrafiły się zmobilizować i po wznowieniu gry nie dopuściły rywalek do głosu. Po kilku minutach wyrównanej gry, „złapały” swój rytm i wypracowały wcześniej wywalczoną przewagę.
Tapi
Napisz komentarz
Komentarze