Było ciężko, bo naciągnięcie takiego łuku wymaga trochę krzepy. Ale powoli, z treningu na trening, było to coraz łatwiejsze. Po kilku miesiącach miała już swój łuk bloczkowy, myśliwski i ma go po dziś dzień. I tak to się zaczęło... Sekcja łucznicza dopiero się rozwijała, nie było strzelnicy, treningi odbywały się na małym kawałku łąki. Pierwsze zawody potraktowała jako świetną zabawę i miło spędzony czas. Ale kiedy przyszły wyniki, z pierwszego złotego medalu w Rybniku cieszyła się jak dziecko. Miesiąc później wyjechała na zagraniczne zawody w czeskim Buchlovie i od tego momentu to już nie była zabawa, a zaczęło się na poważnie. Razem z synem zdobyli złote medale. Ani się obejrzała, jak stała się zawodniczką przez duże „Z”, z którą liczono się na każdej imprezie. A tych było coraz więcej. Imprez łuczniczych w kategorii 3D (łucznictwo terenowe) jest coraz więcej, więc i startów było sporo. Mistrzostwa Śląska, Polski, Czech, Puchar Trzech Narodów i wiele innych, to zawody, w których nie tylko startowała, ale zdobywała w nich główne trofea. A że często staruje z synem, który też lubi i potrafi wygrywać, to satysfakcja jest podwójna. Oprócz treningów i startów, sporo wolnego czasu (jeśli go jeszcze ma), poświęca na sprawy organizacyjne w sekcji. A w tym roku przed nią Mistrzostwa Świata, które zostaną rozegrane w czerwcu w fińskim Rovaniemi.
Napisz komentarz
Komentarze