Jak ktoś urodził się w Wyrach i na dodatek w rodzinie Góralczyków, musiał zetknąć się ze sportem.
O Wyrach przed laty mówiło się, że to najbardziej usportowiona wieś w Polsce i pewnie była to prawda. Ojcem Jarosława był Feliks Góralczyk, hokeista, olimpijczyk z Sapporo, więc bakcyla sportu miał zaszczepionego. A ponieważ w tym czasie sekcji hokejowej już w Wyrach nie było, więc jak to chłopak, trafił do piłki nożnej. Grał w AKS-ie Mikołów, ale upomniało się o niego wojsko, więc karierę kontynuował w klubie wojskowym. Po zakończeniu służby, za sprawą ojcowskich sugestii oraz serca – wrócił do Wyr. Ożenił się, osiadł w rodzinnej miejscowości i wciągnął się w wir sportowego życia wyrskiego klubu – Fortuny. 15 lat temu został prezesem i tak „ciągnie ten wózek” do dziś. Za jego kadencji Fortuna po raz pierwszy w historii awansowała do ligi okręgowej, by po sezonie zlikwidować drużynę seniorów. Jarosław Góralczyk tej decyzji się nie wstydzi, gdyż wie, gdzie znajdują się granice oddzielające sport amatorski i zawodowy. Po roku niebytu, doprowadził do reaktywacji drużyny seniorów, która wystartowała w klasie „B”, a dziś gra już o szczebel wyżej. Oczkiem w głowie prezesa Fortuny są sekcje dziecięce, gdyż uważa, że w miejscowościach takich jak Wyry rodzi się najwięcej talentów, kluby takie jak Fortuna szlifują te diamenty, a całość jest podstawą piramidy zwanej sportem. Przykładów nie musi daleko szukać, bo takim był jego ojciec.
Napisz komentarz
Komentarze