O Ryszardzie Modzolewskim napisała już kiedyś gazeta. Kilka lat temu w „Dzienniku Zachodnim” ukazał się artykuł na temat sporu, jaki prowadzi on z właścicielem firmy, która wynajęła jego dom. Chodziło o zaległości w płaceniu odstępnego. W końcu Modzolewski złożył w sądzie wniosek o eksmisję firmy i nakaz zapłaty. W artykule nie ma ani słowa o znacznie poważniejszym problemie, jaki dotyczył nieruchomości przy ulicy Gliwickiej. Dziennikarka nie wiedziała, że wkrótce z domu zostanie wyrzucony jego właściciel. Zresztą on sam też nie miał o tym pojęcia. Dowiedział się o tym przypadkowo.
Po śmierci żony, Ryszard ModzolEwski postanowił uregulować sprawy majątkowe.
Chciał sprzedać wart 400 tys. zł dom, a pieniądze podzielić między siebie i dzieci. Okazało się to niemożliwe, ponieważ hipoteka domu była zajęta. Komornik może cokolwiek zabrać tylko na podstawie decyzji sądu. W tej sprawie wyrok zapadł 14 lat temu, w marcu 1999 roku, w Chełmnie. Wszystkie rozprawy toczyły się bez udziału Modzolewskiego. Nie dotarło do niego ani jedno zawiadomienie o postępowaniu sądowym, bo nie mieszkał w tym czasie w Mikołowie, ale u rodziny w kujawsko – pomorskim. Sąd w Chełmnie nakazał Ryszardowi Modzolewskiemu zapłatę 93 tys. zł na rzecz Krystyny B.
Podstawą tego roszczenia miał być weksel, wystawiony we wrześniu 1998r. i niespłacony w ustalonym terminie.
Zdaniem Ryszarda Modzolewskiego jego podpis na tym dokumencie oraz na jeszcze dwóch, został sfałszowany. Kim jest Krystyna B.?
W 1998 roku Modzolewski wynajął jej część warsztatową swojego domu. Umowa dzierżawy na cały dom została spisana na początku 1999 roku. Właściciel zagwarantował sobie prawo do zachowania jednego pokoju, w którym będzie mieszkał, kiedy przyjedzie do Mikołowa. Jak twierdzi Ryszard Modzolewski, Krystyna B. deklarowała, że po pięciu latach kupi od niego budynek, zakładając, iż prowadzona tam działalność gospodarcza przyniesie dochód. Tak się nie stało.
Po kilku latach w budynku pojawiła się za to firma, która ma obecnie siedzibę w Katowicach.
Jej właściciel stał się jednym z bohaterów wspomnianego wcześniej artykułu w „Dzienniku Zachodnim”. Po tych perypetiach Ryszard Modzolewski postanowił wrócić na swoje, do Mikołowa. Okazało się, że nie ma do czego wracać. Próbował przekonać mikołowski sąd, aby wstrzymał komornicza egzekucję, ponieważ wyrok z 1999 roku zapadł na podstawie sfałszowanych – jego zdaniem – dokumentów. Nic nie wskórał. Sąd w Mikołowie uznał, że skargi na nieprawidłowości w postępowaniu należy kierować tam, gdzie zapadł wyrok, czyli do Chełmna. Jest jednak problem. Niekorzystny dla Modzolewskiego wyrok zapadł w 1999 roku, czyli 14 lat temu.
Nawet gdyby dokumenty zostały faktycznie sfałszowane, to sprawa i tak się przedawniła.
Tymczasem komornik robił swoje. W maju tego roku, sąd w Mikołowie zarząd nad nieruchomością przy ul. Gliwickiej odjął Ryszardowi Modzolewskiemu i przekazał Krystynie B.
- Miałem godne, uczciwe i ciekawe życie. A teraz, w wolnej Polsce, stałem się nikim. Bezdomnym nędzarzem, któremu w świetle prawa odebrano wszystko – mówi Ryszard Modzolewski.
Janusz Wojciechowski bezskutecznie zaapelował do prezes sądu w Mikołowie, aby wstrzymać egzekucję do czasu, aż wyjaśni się sprawa weksla.
Jeżeli okazałoby się, że podpis jest autentyczny, Ryszarda Modzolewskiego czeka kara za składanie fałszywych zeznań. A jeżeli mężczyzna nie kłamie? W tej chwili cała nadzieja jest w Andrzeju Seremecie, prokuratorze generalnym. Janusz Wojciechowski zwrócił się do niego z prośbą o wszczęcie postępowania wyjaśniającego w tej sprawie. Być może prokurator generalny ulegnie prośbie znanego i medialnego prawnika oraz europosła. Ryszard Modzolewskim ma teraz na głowie jeszcze jeden problem. Jak przetrwać zimę?
Jan Ostoja
Napisz komentarz
Komentarze