Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 25 listopada 2024 10:39
PRZECZYTAJ!
Reklama

KANALIZACJA SIĘ SYPIE

Mikołowska kanalizacja miała przetrwać sto lat, a psuje się już po pięciu. W Bujakowie, na odcinku 1,5 km popękały rury. Zakład Inżynierii Miejskiej domaga się naprawienia szkód od kopalni Bolesław Śmiały. Czy słusznie? ZIM wiedział, że są to tereny narażone na szkody górnicze, a mimo tego położono kamionkowe, czyli twarde i kruche rury.
KANALIZACJA SIĘ SYPIE

Problem dotyczy, m.in. ulic Spyry i Marzankowice w sołectwie Bujaków. Wpuszczona do rury kamera wykazała wiele pęknięć i przemieszczeń. Uszkodzenia, które udało się zidentyfikować i zlokalizować ciągną się na długości około 1,5 km. ZIM zwrócił się do KWK „Bolesław Śmiały” o naprawienie szkód. Między lutym a październikiem 2014 roku kopalnia fedrowała w tej okolicy. Kanalizacja została oddana do użytku trzy lata wcześniej. Zanim rozpoczęto budowę, ZIM dowiedział się wszystkiego na temat specyfikacji terenu oraz planów eksploatacyjnych „Bolesława Śmiałego”.

Kopalnia poinformowała także o możliwych odkształceniach na powierzchni, mieszczących się w trzeciej, czyli wysokiej kategorii szkód górniczych.

Mając taką wiedzę ZIM powinien dostosować rury do warunków, w jakich przyjdzie im pracować. Kanalizacja w terenach zagrożonych eksploatacją górniczą nie jest żadnym wyzwaniem technicznym. Wystarczy wziąć przykład z Ornontowic. Ta gmina doświadcza z powodu fedrowania o wiele większych problemów niż Mikołów, ale z kanalizacją nie ma kłopotu. W Ornontowicach nikt nie był na tyle „odważny”, aby w niestabilny grunt kłaść kamionkowe rury. Tamtejsza kanalizacja zbudowana jest z elastycznego tworzywa, potrafiącego radzić sobie z podziemnymi naprężeniami. Nie można tego powiedzieć o mikołowskiej instalacji, czego dowodem są uszkodzenia na bujakowskim odcinku. Skala zniszczeń musi budzić niepokój. Rury popękały w miejscach z trzecim stopniem szkód górniczych, ale także tam, gdzie skutki fedrowania okazały się małe lub wręcz minimalne, z drugą, a nawet pierwszą kategorią odkształceń. ZIM domaga się od kopalni naprawienia szkód. Dyrekcja KWK „Bolesław Śmiały” na razie niczego nie komentuje.

- Poprosiliśmy Zakład Inżynierii Miejskiej w Mikołowie o uzupełnienie dokumentacji - mówi Krystian Górny, dyrektor kopalni

ZIM nie dołączył uzgodnienia inwestycji z Okręgowym Urzędem Górniczym ani decyzji Głównego Instytutu Górnictwa. GIG powinien zaopiniować, czy rury nadają się do pracy w terenie narażonym na podziemną eksploatację.

Już wielokrotnie na naszych łamach przestrzegaliśmy, że z mikołowską kanalizacją będą kłopoty.

Inwestycja za pół miliarda złotych nie została skrojona do możliwości finansowych czterdziestotysięcznego miasta. Na skutki nie trzeba było długo czekać. W 2012 roku, ówczesny burmistrz Marek Balcer, bojąc się protestów społecznych, z kasy miasta zaczął dopłacać do wody. Każdego roku, kanalizacja zamraża w miejskim budżecie około 8 mln zł. Gdyby nie dotacja, w Mikołowie obowiązywałaby najdroższa taryfa na Śląsku i jedna z wyższych w Polsce. Niestety, takiego scenariusza nie przewidział, choć powinien, Adam Putkowski, były wiceburmistrz i wiceprezes ZIM, odpowiedzialny za tę inwestycję.

W maju 2007 roku, kiedy w bólach rodził się projekt kanalizacji, do ciekawej polemiki doszło podczas sesji Rady Miejskiej. Dyskutowali radny Józef Gryt i wiceburmistrz Adam Putkowski.

- Są wyliczenia, które niestety uderzają po kieszeni mieszkańców. Nie chcę krytykować pozyskiwania funduszy europejskich, ale gdzieś został zgubiony obywatel. Cena ścieków po zakończonej inwestycji będzie na poziomie 25 zł za metr sześcienny. Zakład Inżynierii Miejskiej będzie zmuszony zaciągnąć pożyczki na wkład własny i myślę, że te opłaty zostaną przerzucone również na obywateli - alarmował Józef Gryt, radny i pracownik ZIM.

Innego zdania był Adam Putkowski. Zapewnił, że na pewno stawki za wodę i ścieki nie sięgną tak astronomicznych kwot. Wystąpienie Gryta nazwał demagogicznym.

- W imieniu burmistrza miasta i własnym zapewniam, iż nie dopuszczę, żeby spełnił się czarny scenariusz - deklarował wiceburmistrz Putkowski.

Od tamtej sesji Rady Miejskiej minęło dziewięć lat. Historia przyznała rację Grytowi, ale jakie to ma teraz znaczenie? Doszło do paradoksalnej sytuacji, że nowi mieszkańcy osiedlający się w Mikołowie, choć powinni cieszyć, stają się dla władz miasta problemem. Płacą podatki, ale trzeba im też dopłacać do wody.

Nadwyrężony budżet nie wyczerpuje listy problemów, jakie zafundowali miastu pomysłodawcy tej inwestycji, czyli rządzący duet: Balcer
i Putkowski.

Prawdziwe kłopoty mogą dopiero nadejść, a ich zwiastunem są sygnały o uszkodzeniach rur.

Mikołowska kanalizacja ma podobno przetrwać sto lat. Gdyby ją położyć w spokojnym terenie, zapewne wytrzymałaby i tysiąc, jak rzymskie akwedukty. Problem w tym, że spora część Mikołowa leży na terenach górniczych. Nie trzeba być ekspertem od materiałoznawstwa, aby mieć obawy, że twarde i nieelastyczne rury mogą w takim środowisku pękać. W Mikołowie zdecydowano się na jeden z najdroższych wariantów.

W specyfikacji przetargowej postawiono tak rygorystyczne warunki, że mogła im sprostać tylko jedna firma w Polsce. Sprawą w 2010 roku zainteresowało się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Śledztwo umorzono. Skoro CBA nie znalazło podejrzanych powiązań między zleceniodawcą a producentem rur, nie ma sensu wracać do tych plotek. Sam problem jednak pozostał. Na zlecenie obecnego burmistrza, pod koniec ubiegłego roku ZIM przygotował obszerny raport na temat kanalizacji. Można w nim przeczytać, że wymogi i parametry techniczne miały zapewnić kanalizacji wiekową sprawność. To dyskusyjna sprawa.

W dobie lawinowego postępu technicznego, planowanie czegokolwiek z myślą o stuletniej gwarancji, jest dosyć ryzykowne. Ochrona środowiska należy do dziedzin, gdzie technologiczne nowinki i epokowe wynalazki pojawiają się najszybciej. Za sto lat, wkopane w ziemię rury do transportu nieczystości, mogą okazać się zabytkiem. Ale w obecnej sytuacji to nie jest najważniejszy argument. Podstawowa wątpliwość dotyczy tego, czy kamionkowe rury sprawdzą się w górniczym ternie. Od niedawna, na polecenie obecnego burmistrza, do budowy kanalizacji można wykorzystywać także rury plastikowe. Są o 30 proc. tańsze od swoich kamionkowych odpowiedników i lepiej znoszą tektoniczne ruchy mikołowskiej ziemi.

Można teraz spekulować, co by było, gdyby od początku zdecydowano się na „plastiki”?

Problem w tym, że takie dyskusje do niczego już nie doprowadzą. Sytuacji nie da się odwrócić. Kanalizacja okazała się ważną i potrzebną inwestycją, ale w wersji, w jakiej została zrealizowana, może wpędzić Mikołów w tarapaty. Sprawa pęknięć w Bujakowie jest rozwojowa. Będziemy śledzić negocjacje między ZIM i kopalnią „Bolesław Śmiały”

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklamadotacje rpo
Reklama