Nie palą codziennie. Mieszkańcy oraz pracownicy pobliskich firm i instytucji zauważyli pewną prawidłowość. Mniej więcej na początku każdego miesiąca podjeżdżają na posesję przy Wyzwolenia 7 samochody dostawcze. Od razu wie o tym cała okolica. Nad barakami pojawia się biały, półprzezroczysty dym. Słabo go widać, ale za to potwornie śmierdzi topionym plastikiem. W pobliżu znajduje się gabinet Mirosławy Lewickiej, lekarza weterynarii i radnej powiatowej.
- Od kiedy zaczęła funkcjonować „spalarnia” z najbliższej okolicy poznikały ptaki, muchy i owady. Zostali ludzie, którzy mimo upałów muszą zamykać okna, aby uchronić się przed duszącym smrodem - mówi Krystyna Lewicka.
Radna zaalarmowała starostwo powiatowe, media oraz straż miejską. Jak się okazało to nie była jedyna skarga.
- Otrzymaliśmy kilka zgłoszeń na temat spalania nieznanych substancji na posesji przy ul. Wyzwolenia 7 - potwierdza Bogusław Łuczyk, komendant Straży Miejskiej w Mikołowie.
Początkowo był problem z ustaleniem, kto jest właścicielem posesji, a Straż Miejska nie może interweniować bez zgody gospodarza. W końcu znalazła się współwłaścicielka i udostępniła teren. Inspekcję przeprowadzili strażnicy miejscy oraz pracownicy Wydziału Gospodarki Mieniem i Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego. W czasie ich wizyty w firmie nic się nie działo.
Park maszyn nie pozostawiał jednak złudzeń, co się tutaj robi. Urządzenia służą do przeróbki plastiku na granulat.
Sprawą zajmie się starostwo powiatowe, które odpowiada za przestrzeganie norm ochrony środowiska. Nieoficjalnie wiemy, że plastiku nie palono, lecz poddawano parowej obróbce termicznej, stąd jasny kolor dymu. Sprawa jest nowa, ale do tematu wrócimy, kiedy będą znane szczegóły ustaleń starostwa powiatowego. Wtedy dowiemy się, czy zagrożone jest zdrowie mieszkańców oraz czy przetwórnia plastiku działa legalnie. (fil)
Napisz komentarz
Komentarze