Magda nie tak zaplanowała sobie święta. Jej córka od kilku dni chorowała, ale sobotę wieczorem przeziębienie zdawało się powoli ustępować. Kryzys nadszedł w świąteczną niedzielę. Dziecko dusiło się i nie mogło złapać tchu. Gorączka podskoczyła do 40 stopni. W weekendy i święta mikołowski szpital powiatowy pełni dyżur pediatryczny. Magda zabrała córkę do samochodu i pojechała po ratunek. Uznała, że tak będzie szybciej, niż wzywanie karetki pogotowia. W szpitalu pojawiła się około godz. 10.30. Lekarza dyżurnego nie było. Zaczęła wypytywać personel placówki. Okazało się, że lekarz jest na mszy w przyszpitalnej kaplicy. W tym czasie, w poczekalni zaczęli się zjawiać kolejni rodzice z chorymi dziećmi. Magda doliczyła się około dziesięciu małych pacjentów. Jeden z nich był w wyjątkowo kiepskim stanie. Krzyczał z bólu, a matka musiała go rozebrać, aby ostudzić rozpalone ciało.
W końcu pojawił się lekarz. Magda spojrzała wtedy na zegarek. Była godzina 11.25. Pokrzepiony duchowo dyżurny pediatra zabrał się do pracy. Rodzice nie kryli oburzenia i głośno komentowali całe zamieszanie.
- Po co tyle hałasu. Przecież lekarz też jest tylko człowiekiem - skwitował jeden z pracowników szpitala.
Jerzy Filar
Zwróciliśmy się do szpitala powiatowego w Mikołowie o wyjaśnienie tej sytuacji. Na drugi dzień otrzymaliśmy odpowiedź:
Szanowny Panie Redaktorze.
Bardzo dziękuję, za zwrócenie uwagi na zdarzenie, które wedle Pana opisu miało miejsce w dniu 27 marca br. w naszym Szpitalu. Jako Pełnomocnik ds. Praw Pacjenta oraz Pełnomocnik ds. Zarządzania Jakością podejmę niezwłocznie działania, które pozwolę wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Łącząc wyrazy szacunku
Szmajduch Grzegorz
Dziękujemy za tę wstępną odpowiedź i czekamy na pełne wyjaśnienie, dlaczego doszło do takiej sytuacji. Imię bohaterki zostało zmienione, ale przed publikacją zapoznała się z treścią artykułu
i potwierdza, że każde słowo jest tutaj prawdą.
KOMENTARZ
To prawda, że lekarz też jest tylko człowiekiem, ale takiego zachowania nie można usprawiedliwić niczym. Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby pracownicy innych ratunkowych oraz interwencyjnych profesji poszli tym śladem. Telefonujemy do straży pożarnej: pali się! I odpowiedź: proszę poczekać jakieś pół godziny, aż skończy się msza. Dla osoby wierzącej, nieuczestniczenie w niedzielnej mszy, zwłaszcza w święta, jest dużym dyskomfortem. Czasami trzeba jednak dokonać wyboru. Bycie lekarzem to jest nie tylko zawód, ale także powołanie do niesienia pomocy innym ludziom. Bóg na pewno to rozumie, wszak wiara bez uczynków...
Napisz komentarz
Komentarze