- Lubię oglądać „Boso przez świat”, choć nie ukrywam, że tęsknię do „WC kwadransa”. Młodszym Czytelnikom przypomnę tylko, że przed laty był to kultowy program. Niepoprawny politycznie, otwarcie krytykujące zjawiska i ludzi, o których w mediach głównego nurtu nie wypada mówić negatywnie.
- Ja też tęsknię do „WC kwadransa”, choć raczej nie widzę, przynajmniej na razie, możliwości powrotu tego programu na antenę. Nie wiem nawet, czy podjęłyby się jego realizacji telewizje niezależne, spoza głównego nurtu. Mam tu na myśli telewizje Republika i Trwam. „WC kwadrans” spadł z anteny telewizji publicznej po dojściu do władzy ekipy Aleksandra Kwaśniewskiego. Ja nawet nie mam o to do nich pretensji. W Polsce, telewizja publiczna zawsze była i jest telewizją rządową. Kwaśniewski i jego ludzie nie chcieli programów, które przedstawiały ich w negatywnym świetle. Gdybym ja był prezydentem, zapewne zrobiłbym to samo i też wyrzucił „WC kwadrans”.
- Przed ostatnimi wyborami, w Internecie rekordy oglądalności bił filmik na którym, bez słowa drze Pan plakat z Bronisławem Komorowskim. Po drugiej stronie wypisane były afery przypisywane obecnej władzy.
- Tak już jest, że ja zawsze głosuję przeciwko komuś. Tylko raz głosowałem za kandydatem, z którego poglądami w pełni się identyfikowałem. Poparłem Marka Jurka na prezydenta i za karę mój program został zdjęty z anteny radiowej „Trójki”.
- W „Boso przez świat” opowiada Pan o ludziach żyjących czasami w skrajnych nędzy. Zauważyłem pewną prawidłowość. Im ktoś biedniej żyje, tym racjonalniej patrzy na świat. Nie wydaje się Panu, że żyjąc w relatywnie bogatej Europie, tracimy powoli rozsądek?
- Nie od dziś wiadomo, że od dobrobytu w głowie się przewraca. Kiedy masła starcza tylko na pół kromki chleba, świat wygląda inaczej, niż gdy kanapka jest grubo posmarowana. Ludzie żyjący w warunkach niedoboru ekonomicznego zachowują się porządniej. Mają więcej empatii i współczucia dla innych, którym wiedzie się jeszcze gorzej. W biedniejszych społeczeństwach wzajemna pomoc jest czymś naturalnym. W bogatym świecie uchodzi to za akt poświęcenia. Proszę porównać mentalność Polaków z czasów „komuny” i współczesną. Nie mam najmniejszego sentymentu do czasów PRL, ale ludzie byli wtedy bardziej przyzwoici.
- Było mniej chamstwa.
- Za komuny w przestrzeni publicznej nie padało tak wiele przekleństw. A proszę zobaczyć, co dzieje się teraz. W najbardziej popularnym programie kulinarnym, słowa popularnej celebrytki i restauratorki trzeba co chwilę wyciszyć, choć i tak wiadomo, jakich słów wtedy używa. Co z tego, że na talerzu widzimy kurczaka lakierowanego wyszukanymi sosami, skoro nad nim wylewa się prawdziwa słowna kloaka.
- Co jeszcze nie podoba się Panu w obecnym modelu cywilizacji europejskiej?
- Nie podoba mi się, że państwo ingeruje w każdą dziedzinę życia i sięga swoimi pazurami po obszary, na które kiedyś nie miało wstępu, jak na przykład wychowywanie dzieci. Jeżeli w podręczniku narysowani są dwaj panowie z damskimi torebkami i są podpisani jako rodzice, to już nie jest śmieszne i irytujące. To jest groźne.
- Co zrobić, aby państwa było miej w naszym życiu?
- Zabrać mu pieniądze. Państwo przestanie się wtrącać w nasze, prywatne sprawy dopiero wtedy, kiedy nie będzie go na to stać. Proszę spojrzeć, jak bardzo pazerny i opresyjny jest system podatkowy w krajach Unii Europejskiej. Rozumiem sens akcyzy na używki, ponieważ jest w tym element ochrony zdrowia. Natomiast, jakim prawem państwo narzuca tak wysoki haracz na benzynę? Tak na logikę, tanie paliwo powinno być potężnym kołem zamachowym gospodarki. Uwolniona od akcyzy benzyna kosztowałaby mniej. Dzięki temu spadłyby ceny usług i towarów, gdzie transport jest ważnym elementem kosztów. Ale państwo boi się takiego rozwiązania. Woli ściągać z nas paliwowy haracz, aby mieć kasę na swoje zachcianki.
- Ma Pan nie tylko fanów, ale także spore grono przeciwników. Zarzucają Panu, m.in. że na swoje podróże zabiera jedynie turystów z bardzo grubym portfelem.
- To nieprawda, że na wyprawy do dżungli wybieram się tylko z ludźmi, którzy mają dużo kasy. Niedawno miałem takiego towarzysza podróży. Facet był bajecznie bogaty, ale z drugiej strony smutny i niespełniony. Był otyły, zmęczony i wyglądał staro, jak na swój wiek. Spełniłem jego życzenie i zabrałem go do dżungli, ale postawiłem jeden warunek, musi sfinansować przynajmniej jedną wyprawę naukową. Nawet nie zgadnie Pan, z kim jeżdżę najczęściej na wyprawy.
- Z komandosami, na lekcje przetrwania w dżungli?
- W żadnym wypadku. Najchętniej i najczęściej prowadzę pielgrzymki do Meksyku, do Matki Boskiej z Guadelupa. Jeździmy razem z księżmi marianami, a trudno ich uznać za ludzi szczególnie bogatych.
- Gdzie Pan wybiera się w najbliższą podróż?
- Na Hawaje.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze