Im bliżej wyborów, tym więcej pojawia się w mediach analiz, rankingów i prognoz. Wynika z nich, że jest na Śląsku kilku prezydentów, których ze stołka może zrzucić jedynie wybuch nuklearny. Trwają na stanowiskach od lat, a ludzie dalej ich wybierają, choć niektórzy wydają się antypatyczni, nieprzystępni i nie lubią mediów. Dlaczego, m.in. Jacek Krywult z Bielska - Białej, Paweł Silbert z Jaworzna, Małgorzata Mańka-Szulik z Zabrza, Adam Fudali z Rybnika, mogą spać spokojnie i wygraną odtrąbią już po pierwszej turze? Odpowiedź jest prosta: dobrze rządzą. Są także prezydenci, którym komentatorzy nie wróżą sukcesu 16 listopada. Listę śląskich miast, gdzie z dużym prawdopodobieństwem dojdzie do zmiany władzy, otwiera Ruda Śląska. Czy tak się stanie, zobaczymy za niespełna dwa miesiące. Już teraz warto się jednak zastanowić, co sprawiło, że Grażyna Dziedzic, już w czasie pierwszej kadencji zawiodła zaufanie tak wielu swoich wyborców.
W cieniu poprzednika
Wielu krytyków Grażyny Dziedzic wypomina jej nierealizowanie obietnic wyborczych. Można ten zarzut zneutralizować prostym pytaniem: który polityk realizuje wszystko, co obiecał? Ale w przypadku prezydent Rudy Śląskiej chodzi o coś znacznie poważniejszego, niż bezproduktywne rzucanie słów na wyborczy wiatr. Grażyna Dziedzic obiecała rudzianom prawdziwą rewolucję. W kampanii wyborczej przedstawiła apokaliptyczną wizję rządów Andrzeja Stani. Cytując klasyka, Ruda Śląska w 2010 roku to „ch…, d… i kamieni kupa”. Sukces kampanii wyborczej Grażyny Dziedzic polegał na tym, że wielu ludzi zaufało temu przekazowi. Większość wyborców (minimalna, ale zawsze większość) uwierzyła, że po wyborach Ruda Śląska - jak Niemcy po planie Marschalla - odrodzi się z gruzów i popiołów. Skuteczna kampania okazała się przekleństwem, kiedy nadszedł czas realnego rządzenia.
Grażyna Dziedzic wpadła w pułapkę swojej wyborczej narracji.
Przez kolejne miesiące i lata urzędowania Pani prezydent prawie każde działanie lub zaniechanie dedykowała swojemu poprzednikowi. Kiedy coś wychodziło jej źle, winien był Andrzej Stania i jego zaniedbania z przeszłości. Jeżeli coś się udało, to też był pretekst, aby pochwalić się na tle dokonań poprzednika. Niestety, Grażynie Dziedzic zabrakło konsekwencji i odwagi z czasów kampanii wyborczej. Wyborcy liczyli, że nowa prezydent zgodnie z deklaracjami wyczyści rudzki krajobraz z pomysłów Andrzeja Stani. Tymczasem stało się odwrotnie. Grażyna Dziedzic nie dość, że nie zrezygnowała ze sztandarowych projektów Stani, to jeszcze rozbudowała je do groźnych dla finansów miasta rozmiarów. Zamiast ograniczyć projektowy rozmach „Oti”, zbudowano gigantyczny Aquadrom. Płatne, w miarę obiektywne i niskonakładowe „Wiadomości Rudzkie” zamieniono w dwudziestotysięczny, bezpłatny i kosztowny biuletyn propagandowy. Podobnie było z Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej, które sprzedała Grażyna Dziedzic, wbrew przedwyborczym obietnicom i zgodnie z wolą pierwotnego pomysłodawcy tej transakcji, czyli Andrzeja Stani. Nie tego oczekiwali wyborcy „Odnowy”. Z perspektywy czterech lat widać, że za efektowną kampanią wyborczą nie krył się konkretny plan na rządzenie miastem. Narzekać na poprzednika można przez pierwsze dwa - trzy miesiące kadencji. Później wypada już działać na własny rachunek .
W polityce, podobnie jak w małżeństwie obowiązuje zasada „widziały gały, co brały”.
Reguła jest prosta. Jeżeli ktoś mentalnie, intelektualnie i organizacyjnie nie czuje się na siłach, aby rządzić miastem, nie powinien pchać się na stołek prezydenta. Jeden z podstawowych zarzutów kierowanych pod adresem Grażyny Dziedzic dotyczy obarczania Andrzeja Stanię winą za jej własne błędy, niedopatrzenia i bierność. Niestety, temu czteroletniemu festiwalowi narzekania na poprzednika nie towarzyszył skuteczny plan naprawczy. Gdyby w ten sposób zabierano się w 1989 roku za wyprowadzanie Polski z komunistycznego bagna, nadal żylibyśmy w kraju PGR-ów i pustych półek. Jedna rzecz powiodła się Pani prezydent na pewno. W czasie jej kadencji udało się skutecznie skłócić elity polityczne miasta. Przy jej boku nie stoi obecnie prawie nikt, kto zbudował jej sukces wyborczy w 2010 roku. Zostali wyrzuceni albo odeszli, nie mogąc pogodzić ze sposobem, w jaki Grażyna Dziedzic buduje relacje międzyludzkie w swoim bliższym i dalszym otoczeniu.
Znakiem firmowym rządów obecnej prezydent stała się rozbudowana machina propagandowa.
Szarą eminencją otoczenia Grażyny Dziedzic jest etatowy, medialny doradca, jeden z najlepszych fachowców w swojej branży na Śląsku. Trudno o lepszy sygnał, że władzom miasta bardziej zależy na pijarze, niż na realnych, skutecznych działaniach. Rudzki magistrat nie zatrudnia doradców w dziedzinach, które są najsłabszym punktem obecnej ekipy: inwestycjach i pozyskiwaniu środków unijnych. Sporym rozczarowaniem okazało się także zaplecze kadrowe Grażyny Dziedzic. Wielu prezydentów miast nie boi się przyznać, że otaczają się ludźmi mądrzejszymi od siebie, a ich rola sprowadza się do sprawnego zarządzania dobrym zespołem ludzkim. Grażyna Dziedzic działa zgodnie z pszczelą regułą, że królowa jest tylko jedna. Niezdolność samodzielnego podejmowania decyzji albo paniczny strach przed szefową powodują, że na działanie magistratu narzekają mieszkańcy i potencjalni inwestorzy, którzy chcieliby rozkręcić w naszym mieście biznes. Nie ma dnia, aby nie zadzwonił do naszej redakcji ktoś ze skargą na działanie Urzędu Miasta. Gazeta może krytykować i wytykać błędy. Rządzą i tak mieszkańcy. W listopadzie okaże się, czy rudzianie chcą dalej „Odnowy” czy odnowy po „Odnowie”.
Jerzy Filar
Krajobraz przed bitwą
Jak Polska długa i szeroka, trwają nerwowe przygotowania do bitwy o samorządy. Jak na razie największą sensację sprawił Piotr Uszok, prezydent Katowic, który zrezygnował z kandydowania, choć zwycięstwo miał w kieszeni. W Rudzie Śląskiej raczej nie można liczyć na takie niespodzianki. Zdobytej przed czterema laty władzy nikt tutaj nie odda i będzie bronił stołka, jak separatyści Doniecka.
- 19.05.2020 13:36
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze