Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 4 lipca 2024 04:18
PRZECZYTAJ!
Reklama

Miasto zgotowało jej koszmar

Helena Niedośmiałek przez lata mieszkała w okrytym ponurą legendą budynku przy ul. Grażyńskiego 15 w Mikołowie. Mieszkanie kupiła od miasta. W 2008 roku lokatorzy musieli się wyprowadzić z budynku, ponieważ odkryto w nim niebezpieczne dla życia bakterie i pleśnie. Od tamtego czasu pani Helena bezskutecznie czeka aż miasto zrealizuje swoją obietnicą i zwróci jej pieniądze za mieszkanie. Burmistrz i radni przerzucają się odpowiedzialnością i bezczynnie przyglądają się dramatowi 75-letniej, schorowanej kobiety.

Gdyby ta sprawa trafiła na ludzi młodych, sprytnych i bogatych, puściliby władze Mikołowa z torbami. Miasto musiałoby oddać pieniądze za mieszkanie, w którym nie da się żyć, ale można umrzeć. Przed sądem rozpocząłby się także proces odszkodowawczy za zrujnowane zdrowie. Ale na szczęście dla burmistrza i radnych Mikołowa, problem ten dotknął 75-letnią Helenę Niedośmiałek, która nie ma sił, zdrowia i pieniędzy, aby chodzić po sądach. Chce tylko jednego, aby miasto oddało jej pieniądze za mieszkanie, które okazało się największym koszmarem jej życia. Wszystko na nic. Od sześciu lat sprawa „wisi” między burmistrzem i radnymi, którzy nie potrafią podjąć uchwały, aby zrekompensować pani Helenie koszmar, jaki jej zgotowali. Chodzi o 191 tys. zł. Helena Niedośmiałek kupiła od miasta mieszkanie przy Grażyńskiego w 1994 roku. Była przekonana, że wygrała los na loterii. Budynek stał z dala od ruchliwego centrum miasta. Był świeżo po remoncie. W czasie zawierania transakcji urzędnicy zachwalali lokatorce, że kupuje mieszkanie o podwyższonym standardzie.

Nic nie wskazywało na to, że sielanka zamieni się w dramat. Problemy zaczęły się po pierwszym sezonie grzewczym. W całym budynku zaczęło śmierdzieć. Mieszkańcy zaczęli chorować.

- Z osoby zdrowej, cieszącej się życiem, stałam się osobą schorowaną, biegającą od lekarza do lekarza - pisała Helena Niedośmiałek w jednym z pism interwencyjnych.

Przykrym, zgniłym zapachem przesiąkło wszystko. Ubrania, ściany, meble i ludzie. Kiedyś córka pani Heleny, po odwiedzinach u mamy wpadła na kawę do koleżanki. Znajoma pociągnęła nosem i zapytała: byłaś u mamy? Pani Helena wspomina, jak podczas jednej z wielu interwencji w Zakładzie Gospodarki Lokalowej, przedstawiła się urzędnikowi mówiąc, że przychodzi z Grażyńskiego 15, ten postukał się w nos i odparł: wiem.

W 2008 roku władze miasta zleciły warszawskiej firmie Ecofair wykonanie badań mikrobiologicznych fragmentów murów, stropów, poddasza i powietrza wewnątrz budynku. Zadania podjęli się naukowcy z Samodzielnego Zakładu Biologii Mikroorganizmów przy Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wyniki okazały się porażające. Naukowcy orzekli, że budynek należy rozebrać albo poddać specjalistycznemu, kosztownemu remontowi.

Natomiast co do ludzi, zalecenie było tylko jedno. Lokatorów należy przeprowadzić, ponieważ mieszkanie w tym budynku stwarza zagrożenie dla życia i zdrowia.

Bez medialnego rozgłosu, miasto przekwaterowało rodziny z Grażyńskiego 15 do mieszkań na mikołowskich osiedlach. Helena Niedośmiałek dostała lokal zastępczy przy ulicy Górniczej. Autorzy badań z 2008 roku pobrali próbki z trzech mieszkań. Pani Helena wspomina, że naukowcy byli poubierani w ochronne stroje i maski. Oni bali się jednorazowego kontaktu z tym, co kryje budynek przy Grażyńskiego 15. Lokatorzy, bez żadnych zabezpieczeń, musieli z tym żyć przez kilkanaście lat. Autorzy badań wykonali odwierty w ścianach i belkach stropowych. Wiercili na trzech, różnych głębokościach. Do analizy pobrali także powietrze. Próbki, zapakowane w sterylne foliowe torebki, powędrowały do laboratoriów w SGGW. Naukowcy z tej uczelni zaczęli szukać w materiałach badawczych szkodliwych drobnoustrojów i je znaleźli.

- Wyniki wskazują na zły stan bakteriologiczny w badanych pomieszczeniach - napisali autorzy raportu.W dokumencie szczegółowo wymieniono wszystkie chorobotwórcze bakterie odkryte w budynku przy ul. Grażyńskiego 15. Ich nazwy nic nie mówią laikom. Wszyscy natomiast znamy choroby, jakie mogą one wywołać.

- Wyizolowane szczepy bakterii mogą być przyczyną wielu chorób u ludzi, w tym związanych z powstawaniem nowotworów, chorób przewodu pokarmowego, układu oddechowego i innych - można przeczytać w raporcie.

W badanych mieszkaniach znaleziono także bakterie powodujące, m.in. zakażenie dróg moczowych, zapalenie gruczołu krokowego, zapalenie wsierdzia, zapalenie opon mózgowych, zakażenia w obrębie miednicy i jamy brzusznej, zapalenie płuc oraz sepie. W budynku wykryto także wiele gatunków grzybów i pleśni, które powodują ostre reakcje alergiczne.

Jak mogło dojść do takiej sytuacji?

Budynek sprawia wrażenie solidnej konstrukcji. Autorzy badań z 2008 roku podkreślali dobry stan murów, niezniszczone belki stropowe, szczelny dach i przepustowe rynny. Mimo tego, dom zaatakowały śmiertelnie groźne drobnoustroje. Przyczyn było prawdopodobnie wiele, ale dopiero ich nałożenie przyniosło tak dramatyczny efekt. Budynek powstał w latach 50. ubiegłego wieku, na podmokłym terenie. W bloku nie było piwnic ani odwodnienia. Przez ostatnie lata przed ponownym oddaniem do użytku, budynek stał pusty. Wtedy mogły się tam zalegnąć grzyby, pleśnie i bakterie. Zależnie od pogody, zewnętrzne mury nasiąkały wodą w czasie deszczu i osuszały się w słońcu. Niewietrzone wnętrze wysychało jednak znacznie wolniej. Wtedy drobnoustroje mogły wniknąć na kilka centymetrów w głąb ścian. Kiedy zaczął się remont budynku, budowlańcy - w dobrej wierze - pozamykali okna i drzwi. Sami lokatorzy malowali ściany mieszkań farbami emulsyjnymi na bazie akrylu i winylu. Taki podkład tworzy nieprzepuszczalne powierzchnie, które utrudniają wymianę gazową w ścianach. Ściany nie oddychały, grzybom, pleśniom i bakteriom nie trzeba więcej do szczęścia. Tak podhodowane drobnoustroje wyszły ze ścian i zaatakowały ściany, meble, sprzęty i ludzi.

Po przeprowadzce z Grażyńskiego na Górniczą skończył się jeden koszmar, ale pasmo nieszczęść nadal trwało. Tym razem, przyczyną kłopotów nie okazały się bakterie, ale ludzie.

Burmistrz miasta, nakazując przesiedlenie, zapewnił Helenę Niedośmiałek, że kwestie odszkodowawcze, gmina Mikołów zaspokoi w sposób polubowny, na drodze pozasądowej. Został nawet sporządzony operat szacunkowy. Rzeczoznawca wycenił wartość mieszkania przy Grażyńskiego 15 na 191 tys. zł. Oczywiście, nie ma ono żadnej, realnej wartości rynkowej, ponieważ ludzie nie mogą tam mieszkać. Operat sporządzono po to, aby wiedzieć, za ile gmina powinna odkupić mieszkanie od pani Heleny, aby zaspokoić jej roszczenia odszkodowawcze. Kwota jest niewielka, jak na cenę zniszczonego zdrowia i nerwów. Od tamtej pory minęło sześć lat, a zmuszona do wyprowadzki lokatorka nie dostała ani złotówki. Już w 2009 roku okazało się, gdzie tkwi przyczyna problemu. Mecenas, reprezentująca Helenę Niedośmiałek otrzymała z Urzędu Miejskiego pismo, z którego wynika, że burmistrz nie może w tej sprawie dogadać się z radnymi.

- Informuję, że burmistrz doprowadził sprawę do momentu, w którym, zgodnie z obowiązującymi przepisami, kompetencje burmistrza do jej rozwiązania się kończą, a rozpoczynają kompetencje Rady Miejskiej. Na zakup nieruchomości, w tym lokalowych, burmistrz ma bowiem obowiązek uzyskać zgodę tejże Rady. Bez niej zakup nieruchomości przez gminę jest niemożliwy. O taką zgodę, wyrażoną w formie uchwały, burmistrz wystąpił do Rady - napisał Adam Zawiszowski, zastępca burmistrza Marka Balcera.

I tak trwa to już sześć lat. Co jakiś czas sprawa Heleny Niedośmiałek pojawia się na forum Rady Miejskiej, a potem wraca do urzędniczej „zamrażarki”.

Radni nie chcą się zgodzić, a burmistrz nie potrafi ich przekonać, aby zrekompensowali kobiecie wyrządzone przez miasto krzywdy.

Trudno ocenić, czy oni naprawdę nie potrafią się dogadać, czy tylko tak udają? Chyba, że mikołowscy samorządowcy liczą na jeszcze jedno rozwiązanie. Sprawa toczy się od sześciu lat i nie posunęła się ani o krok. Helena Niedośmiałek ma 75 lat, poważnie choruje i nie ma już siły do prowadzenia wojny z urzędnikami i radnymi.

Jerzy Filar

 

Adam Zawiszowski, zastępca burmistrza miasta:
Dobrze by było doprowadzić tę sprawę jak najszybciej do końca. Do jej rozwiązania potrzebna jest jednak współpraca wszystkich stron. Decydująca jest nie tylko wola burmistrza, ale także Rady Miejskiej. Wielu radnych przychyla się do stanowiska, że warunkiem spełnienia roszczeń odszkodowawczych pani Niedośmiałek jest opuszczenie przez nią lokalu komunalnego przy ul. Górniczej. Jeżeli ten warunek nie zostanie spełniony, nie będzie kompromisu w tej sprawie.

 

KOMENTARZ
Mam pomysł na rozwiązanie tej sprawy. Szybki i skuteczny. Proponuję, aby radni zorganizowali nadzwyczajną, wyjazdową sesję, poświęconą problemowi pani Heleny. Dobrym miejscem na ugoszczenie tak zacnego gremium byłby budynek przy Grażyńskiego 15. Oprócz bakterii, pleśni i grzybów nikt tam nie mieszka. Drobnoustroje nie hałasują. W budynku panują cisza i spokój, które pozwolą się radnym skupić i podjąć trafną decyzję.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama