Krzysztof Lewicki, podróżnik z Mikołowa, dokonał rzeczy niezwykłej. Przez ponad miesiąc, w skrajnie trudnych, zimowych warunkach, przemierzał szlaki za kołem podbiegunowym. Korzystał z ekwipunku, jaki mieli pionierzy polarnictwa - wełnianej odzieży, skóry renifera, namiotu tipi i suszonego mięsa. Towarzyszyła mu Inari, suczka rasy alaskan malamute. Krzysztof po raz kolejny przesunął granice swoich możliwości, ale jego marzenia sięgają dalej. Mikołowianin przygotowuje się do zdobycia bieguna południowego w stylu „starych” polarników. Nikt tego nie zrobił od kilkudziesięciu lat.
Tę opowieść należy rozpocząć od wyjaśnienia, kim Krzysztof nie jest. Internet roi się od przygód podróżników-celebrytów.
Z filmików wrzuconych do sieci wynika, że są prawdziwymi twardzielami i co chwila narażają życie. Od kuchni wygląda to inaczej. Mało w tym jest ekstremalnych przeżyć, a sporo medialnej aranżacji. Na „wyprawy” wyjeżdżają w najbardziej sprzyjających warunkach pogodowych i z całą paletą technologicznych udogodnień.
W kwietniu, kiedy rozpoczyna się sezon turystyczny, na szlakach w szwedzkich górach za kołem podbiegunowym, robi się tłoczno od polarników-influencerów. Kręcą filmiki z dziką przyrodą w tle i opowiadają, że są sami w tej głuszy choć za plecami mają tłum podobnych sobie ludzi.
Krzysztofa tam nie spotkacie.
On na szlak wyruszył w połowie lutego. To najlepszy miesiąc do zimowych podróży z psem. W styczniu śnieg jest sypki i rani łapy. W lutym ziemia zamarza.
Za kołem podbiegunowym, w szwedzkich górach spędzili ponad miesiąc. Pokonali 267 km w skrajnie trudnych warunkach. Słupek rtęci w termometrze opadał do -29 stopni. Przy wietrze wiejącym z prędkością 100 km/h temperatura odczuwalna wynosiła -40 st. O tej porze roku na szlaku Kungsleden nie ma turystów. Schroniska są zamknięte. W ekstremalnej sytuacji ratunku można szukać tylko w schronach awaryjnych.
W tym roku Krzysztof podniósł sobie poprzeczkę niestandardowym ekwipunkiem. Używał wełnianej odzieży, za karimatę służyła mu skóra renifera, na noc rozbijał namiot tipi, jakiego używają Saamowie, gospodarze tych ziem.
Na targu w Mikołowie kupił mięso, z którego przyrządził pemnikan.
- To nie była wyprawa rekonstrukcyjna, ale chciałem przetestować kilka kluczowych elementów, które stosowali polarnicy w pionierskich czasach. W ekwipunku miałem też nowoczesne rozwiązania, takie jak elektronika, puchy, narty, liofilizaty - wyjaśnia Krzysztof.
Wyprawie towarzyszyło trochę pechowych sytuacji, wiele wyzwań z awariami sprzętu, sporo trudnych emocji i wymuszone zmiany trasy. Na szczęście podróżnicy wrócili cało i zdrowo do Mikołowa. Po wyprawie o stan zdrowia Krzysztofa zadbali lekarze z mikołowskiego Centrum Zdrowia. Nad Inari czuwała Mirosława Lewicka, radna powiatowa i uznana lekarka weterynarii.
Dzięki swoim wyprawom Krzysztof staje się coraz bardziej znaną postacią w hermetycznym świecie polskich podróżników i polarników.
Wypracował swój styl i zasłużył na szacunek głównie z tego powodu, że nigdy nie idzie na skróty. Mógłby wybierać łatwe trasy, dogodne pory roku i wspierać się technicznymi nowinkami, ale nie chce łatwizny. Eksploruje obszary podbiegunowe, jak robiono to już za czasów Amundsena.
Teraz pora na kolejny krok.
Krzysztof Lewicki kiedyś tylko o tym marzył, ale teraz zaczął już planowanie. Zdobycie bieguna południowego to nie są przelewki, a w stylu, jaki planuje mikołowski podróżnik, od kilkudziesięciu lat nikt tego nie dokonał. Tym razem Krzysztof pójdzie sam, bo dla psa taka wyprawa byłaby zbyt ryzykowna. To ogromne i kosztowne przedsięwzięcie logistyczne, dlatego nie zostawiajmy Krzysztofa z tym samego.
„Nasza Gazeta” daje wyprawie patronat medialny, ale przede wszystkim potrzebne są pieniądze i wsparcie instytucjonalne.
Dlatego na naszych łamach apelujemy do samorządowców naszego powiatu, aby się zastanowili, jak pomóc Amundsenowi z Mikołowa. Jeśli mu się powiedzie, będzie jednym z najsławniejszych ludzi w Polsce, a przy jego pozytywnym wizerunku ogrzeje się cały powiat mikołowski.
Więcej informacji na temat podróży i działalności Krzysztofa Lewickiego znajdziecie na: www.dzikadroga.pl
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze