- Dlaczego wycofał się Pan z wyścigu o fotel wójta Wyr?
- Nie wycofałem, tylko nie zdecydowałem się na start w tych wyborach. To zasadnicza różnica. Podjecie tej decyzji poprzedzone było naprawdę głębokimi analizami oraz rozmowami z rodziną i przełożonymi w pracy. W zeszłym roku uzyskałem uprawnienia zawodowe radcy prawnego, a w tym pokonałem w konkursie kilkudziesięciu doświadczonych prawników i uzyskałem awans w strukturze Wymiaru Sprawiedliwości. Na tym etapie życia zwyczajnie nie mogę sobie pozwolić na wypadnięcie z rynku pracy na 5, a może nawet na 10 lat, a taki byłby skutek uboczny wygranych wyborów na wójta. Mieszkańcy Wyr i Gostyni to ambitni i ciężko pracujący ludzie. Wierzę, że doskonale mnie rozumieją. Sądzę też, że swoją decyzją udowodniłem, że nie jestem przyspawany do przysłowiowego stołka, wbrew twierdzeniom politycznej konkurencji.
- Faktycznie wcześniej nie zadeklarował Pan jednoznacznie woli startu na wójta, choć pytaliśmy o to dwukrotnie. Efekt jest jednak taki sam. Zamiast wyborów będzie plebiscyt. Wyborcy mogą się zwyczajnie „wkurzyć” na taki obrót spraw.
- Mieszkańcy wciąż jednak mają wybór. Swój krzyżyk na karcie wyborczej mogą postawić przy opcji TAK lub NIE.
- Przed wyborami sporo było głosów, że tym razem ma Pan spore szanse na wyborczy sukces. Nie uważa Pan, że taka decyzja to stracone zwycięstwo?
- Szanse rzeczywiście były spore, ale w takich sytuacjach nie można ulegać emocjom, tylko twardo stąpać po ziemi. Doświadczenie dwukrotnego startu na wójta przeciwko - co by nie mówić - popularnej wójt Barbarze Prasoł nauczyło mnie, że nie można przesądzać przed wyborami o pewnych zwycięstwach. Poza tym sama zmiana na stanowisku wójta nie miałaby większego sensu, jeżeli do zmian nie dojdzie również w radzie gminy. Przysłowiowe „koło wzajemnej adoracji” w radzie blokowałoby wszystko przez całą kadencję, a w kampanii wyborczej za 5 lat winę za niezrealizowane obietnice zrzuciłoby na mnie. To droga donikąd.
- Nadal chce Pan być radnym, a do rady wystawił Pan kandydatów w prawie wszystkich okręgach. Czy kryje się za tym jakiś polityczny plan?
- W radzie gminy potrzeba więcej ludzi niezwiązanych z dotychczasowym układem władzy. Ideą jest stan równowagi między dwoma organami w gminie - stanowiącym i wykonawczym. Aby to osiągnąć większość w radzie powinien tworzyć komitet niezależny od wójta. Bez tego pozytywne zmiany, na które czekają mieszkańcy pozostaną jedynie w sferze pobożnych życzeń. Jednocześnie raz jeszcze deklaruję wolę konstruktywnej współpracy w sprawach kluczowych dla gminy radnych Gminnego Związku Mieszkańców Adam Myszora z przyszłym wójtem, niezależnie od tego kto nim zostanie.
- Czy Pana ekipa ma realne szanse na uzyskanie większości w radzie?
- Wszystko oczywiście zależy od wyborców. Zarówno w Wyrach jak i Gostyni nasz komitet wystawił bardzo dobrych kandydatów na radnych. Ponadto trzech spośród urzędujących radnych zrezygnowało z ubiegania się o reelekcję, a kilku „okupuje” już radę gminy od blisko 30 lat bez większych efektów, więc w tych okręgach jest spora szansa na realną zmianę. Nie chodzi bowiem o to, aby zamienić starszego radnego z tej samej ekipy na młodszego. Takie roszady niczego nie wniosą. W bardzo krótkim czasie wrócimy bowiem do głosowań w stylu 14 głosów „ZA”, bez głębszej refleksji i poważniejszej dyskusji. Również w tej kadencji nie brakuje takich przypadków, wiec uczmy się na błędach. Chodzi o zmianę perspektywy, mentalności. Radni przede wszystkim powinni pracować dla ludzi, a nie dla tego czy innego wójta.
Rozmawiał Jan Ostoja
Napisz komentarz
Komentarze