Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 listopada 2024 09:32
PRZECZYTAJ!
Reklama

Mężczyźni w polityce widzą zazwyczaj tylko władzę, a kobiety starają się dostrzec coś więcej

Rozmowa z Dorotą Pytel, przewodniczącą Rady Dzielnicy Kamionka, kandydatką na burmistrza Mikołowa.
Mężczyźni w polityce widzą zazwyczaj tylko władzę, a kobiety starają się dostrzec coś więcej

- Wie Pani, że kobiety już próbowały, ale jeszcze żadnej się nie udało zostać burmistrzem Mikołowa?

- Tym bardziej warto spróbować.

- Uważa Pani, że kobietom polityka wychodzi lepiej?

- Nie wiem czy lepiej, ale na pewno inaczej. Mężczyźni w polityce widzą zazwyczaj tylko władzę, a kobiety starają się dostrzec coś więcej - środki i możliwości do zrobienia czegoś dobrego, co po nas zostanie.

- Taka polityka na miękko rzadko bywa skuteczna.

- Myśli Pan stereotypami i chyba inaczej interpretujemy pojęcie skuteczności w polityce. W Polsce jesteśmy teraz świadkami polityki „na twardo” i do czego to prowadzi? Społeczeństwo zamiast integrować się wokół wspólnych wartości, izoluje się w swoich politycznych „bańkach”. W polityce, także samorządowej, aby osiągnąć sukces nie trzeba z kimś walczyć, wystarczy tylko dobrze robić swoje. Już teraz mogę zadeklarować, że w czasie kampanii wyborczej nie zamierzam uprawiać negatywnej propagandy wobec swoich rywali.

- Co się Pani nie podoba w Mikołowie pod rządami obecnego burmistrza? Mieszkańcy są zachwyceni, na przykład remontowaną Starówką. 

- W mechanice obowiązuje zasada, że o wytrzymałości łańcucha decyduje jego najsłabsze ogniwo. To prawo dobrze sprawdza się także w samorządzie. Czy wie Pan gdzie jest ulica Jagodowa?

- Niestety, nie kojarzę.

- Właśnie na tym polega problem Mikołowa. Zachwycamy się Starówką, ale łatwo odwracamy wzrok od takich ulic jak Jagodowa na Kamionce. Jej stan urąga wszelkim standardom, a mieszkańcy nie mogą doprosić się o remont. Takich ulic jest w Mikołowie wiele, ale nie ma kto się o nie upomnieć. Chciałabym, aby o tym była ta kampania. Cieszmy się z tego, co jest dobre, ale więcej uwagi poświęćmy sprawom, które należy naprawić. Zrównoważony rozwój jest w ostatnich latach bardzo modnym hasłem, ale wciąż jest to bardziej akademicka teoria niż samorządowa praktyka.

- Uważa Pani, że Mikołów nie rozwija się w sposób zrównoważony?

- Niedawno byłam w Katowicach na 4 Design Days, jednym z największych wydarzeń w branży designu i architektury w naszej części Europy. W tym roku szczególną uwagę mediów przyciągnął panel o projektowaniu miast. W dyskusji z udziałem znakomitych architektów i urbanistów uczestniczyli bądź się przysłuchiwali samorządowcy, ale niestety nie dostrzegłam nikogo z Mikołowa. Szkoda, bo była tam mowa o kapitalnych pomysłach na zrównoważony, estetyczny i przyjazny mieszkańcom rozwój miast. Od razu przypomniałam sobie toczoną, między innymi na łamach „Naszej Gazety”, dyskusję o osiedlu „Sielanka” na śmiłowickiej Recie. Ludzie byli wściekli, bo nikt im nie powiedział, że w sąsiedztwie mają powstać hale. Przedsiębiorcy też nie kryli rozczarowania, ponieważ nie uprzedzono ich o potencjalnym konflikcie z mieszkańcami. Tylko władze miasta udawały, że wszystko jest OK.

- Jak Pani rozwiązałaby ten problem?

- Rozwój miasta należy planować i panować nad tym procesem. Na Śląsku pracuje wielu uznanych urbanistów i architektów. Warto korzystać z ich pomysłów i doświadczeń, aby nie doprowadzać do konfliktów między inwestorami i mieszkańcami. Generalnie, ważna jest sprawna i wiarygodna komunikacja w mieście. Trzeba jak najwięcej rozmawiać, aby popełniać jak najmniej błędów.

- To, że jest Pani kobietą, pomoże czy zaszkodzi w kampanii wyborczej?

- Szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Nie wyznaję zasady, że w życiu coś się komuś należy z racji płci. Na wszystko sobie trzeba zapracować.

- We współczesnym, poprawnościowo-roszczeniowym świecie nie jest to popularna postawa.

- Jestem wierna zasadom i wartościom, które są w Europie popularne od ponad dwóch tysięcy lat, czyli nie mam się czego wstydzić. Opowiem Panu smutną anegdotę o współczesnych wartościach. Mój syn studiuje w Anglii, ale chce się przenieść na uczelnię do Stanów Zjednoczonych. Niedawno zadzwonił do mnie i mojego męża z pytaniem, czy nie moglibyśmy się... rozwieść. Okazało się, że na jednym z amerykańskich uniwersytetów studenci mogą za to dostać stypendium. Opowiadam się za światem, gdzie premiowane jest cementowanie, a nie rozbijanie rodzinnych wartości. 

- Jest Pani znana w Kamionce, ale niekoniecznie w całym Mikołowie. Proszę opowiedzieć coś o sobie.

- Jestem szczęśliwą żoną i matką. Kiedyś z powodzeniem uprawiałam siatkówkę i pasja do aktywnej rekreacji została mi do dziś. Społecznie spełniam się na Kamionce, a zawodowo pracuję w dużej korporacji, gdzie potrzebna jest znajomość języków obcych.

- Kto za Panią stoi w wyborach?

- Startuję pod hasłem: Mikołów Mój Wybór. To jest bardzo szeroka formuła i oferta dla wszystkich, którzy chcą zrobić coś dobrego dla swojego miasta. Stoją za mną ludzie, którzy kierują się w życiu empatią, solidarnością, odpowiedzialnością.

- A konkretnie?

- Na konkrety przyjdzie czas po oficjalnym zarejestrowaniu komitetu wyborczego. Mogę jedynie zdradzić, że na „jedynkach” we wszystkich mikołowskich okręgach będziemy mieli kobiety, a ich nazwiska z pewnością pozytywnie zaskoczą wielu mikołowian. Jeżeli ktoś zechce podzielić się ze mną swoimi uwagami, sugestiami, propozycjami proszę o korespondencję na adres mailowy: [email protected]

Rozmawiała Beata Leśniewska


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama