Problemy obydwu pań zaczęły się wiosną ubiegłego roku. W magistracie pojawiły się wówczas spekulacje co do ewentualnych nadużyć w sporządzaniu list z podpisami mieszkańców, popierających akcję referendalną. Wśród podejrzanych znalazły się, m.in. wspomniane urzędniczki, które, zdaniem kierownictwa Urzędu Miasta, zbyt często w owym czasie „zaglądały” do danych osobowych mieszkańców Rudy Śląskiej. Obszerne wyjaśnienia pań na nic się zdały. Pracodawca skierował sprawę do gliwickiej prokuratury zarzucając im przekroczenie uprawnień służbowych.
- Nie czuję się winna, bo nie zrobiłam nic na szkodę mojego pracodawcy – mówi jedna ze zwolnionych urzędniczek.
W rudzkim magistracie pracowała od wielu lat ciesząc się bardzo dobrą opinią i zaufaniem. W trakcie postępowania wyjaśniającego prokuratura dogłębnie zweryfikowała wyjaśnienia urzędniczki i ostatecznie umorzyła postępowanie. Warto dodać, że w tym postępowaniu urzędniczka występowała w charakterze świadka w sprawie o przekroczenie uprawnień, jak również o działanie na rzecz referendystów. Jej status na żadnym etapie nie zmienił się na „oskarżona”.
- Moja praca zawsze wymagała ode mnie skrupulatności i odpowiedzialności. Tak też postępowałam, a ochrona danych osobowych, do których miałam dostęp, zawsze była na pierwszym miejscu – dodaje nasza rozmówczyni.
- Niezależnie od pory roku, czy też działań różnych opcji politycznych, w urzędzie co dzień wykonywanych jest setki zadań przez urzędników, w dużej mierze polegających na przetwarzaniu danych osobowych – tłumaczy rozmówczyni.
- W tym wypadku również dostęp do danych osobowych podyktowany był tylko i wyłącznie wykonywanymi przeze mnie czynnościami służbowymi – dodaje.
Wnioski nasuwają się same i wskazują, iż zarzucenie urzędniczce przez pracodawcę, że w okresie przygotowań do referendum zwiększyła się liczba wejść do systemu ewidencji ludności jest całkowitym absurdem.
Biorąc pod uwagę wieloletnią nienaganną pracę, przejawiającą się również w bardzo dobrej ocenie wystawianej jej co roku przez bezpośrednich przełożonych, zwolniona urzędniczka nie zgadza się z wręczonym wypowiedzeniem pracy.
W związku z umorzeniem śledztwa przez prokuraturę i przede wszystkim dlatego, że jest niewinna, postanowiła dochodzić sprawiedliwości przed sądem pracy. Rudzki magistrat czeka więc kolejny proces sądowy, który pociągnie za sobą koszty, oczywiście pochodzące z kieszeni mieszkańców. Warto przypomnieć, że pięć spraw w sądzie pracy pracownicy magistratu już wygrali. Pozostaje pytanie, czy w dobie oszczędności i przede wszystkim trudnej sytuacji finansowej miasta takie szastanie pieniędzmi podatników jest uzasadnione?
(wt)
Napisz komentarz
Komentarze