Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 19:31
PRZECZYTAJ!
Reklama

Ktoś ze wstydu powinien zapaść się pod ziemię

Dziesięć lat temu wybuchła afera z terenami zagrożonymi tzw. masowymi ruchami ziemi. Sporo takich miejsc znaleziono w powiecie mikołowskim. Niedawno Państwowy Instytut Geologiczny zweryfikował swoje dane. Jak się okazuje zagrożenia nie było. Czy ktoś zwróci pieniądze samorządom i prywatnym właścicielom, którzy przez lata nie mogli sprzedać ziemi z powodu negatywnej rekomendacji?
Ktoś ze wstydu powinien zapaść się pod ziemię

Nasz Czytelnik, mieszkający obecnie w Warszawie, odziedziczył działki na Bradzie w Łaziskach Górnych. To bardzo ładna, zielona i malownicza okolica. Od kilku lat trwa bum na działki pod miastami. Teoretycznie, parcela na Bradzie powinna znaleźć kupca po pierwszym ogłoszeniu. Nasz Czytelnik rozmawiał z ponad setką potencjalnych nabywców. Wszyscy z ogromnym żalem rezygnowali po zapoznaniu się z gminną dokumentacją.

Aby zrozumieć, o co chodzi trzeba się cofnąć do wydania „Naszej Gazety” z kwietnia 2013 roku, gdzie opublikowaliśmy artykuł „Ziemie niespokojne”.

Opisaliśmy, jak urząd miasta w Łaziskach Górnych sprzedał za 100 tys. zł działkę na Bradzie, a później musiał oddać pieniądze nabywcy. To był początek serii. Nie da się zliczyć nieudanych transakcji, gdzie stroną były samorządy powiatu mikołowskiego oraz osoby prywatne, jak nasz Czytelnik. Wszystko przez nadgorliwość państwowych urzędników. Kilkanaście lat temu zsunęło się ze zbocza kilka domów w Milówce. Sprawa była dramatyczna, ale jednostkowa. Rząd wolał jednak dmuchać na zimne. W 2007 roku Ministerstwo Środowiska wydało instrukcję w sprawie obowiązku sporządzania map osuwisk i terenów zagrożonych ruchami masowymi ziemi. Polecenie poszło w dół, do powiatów. I tak w 2010 roku na polecenie mikołowskiego starostwa został sporządzony rejestr z informacjami o „ziemiach niespokojnych” w Mikołowie, Łaziskach Górnych, Orzeszu, Wyrach i Ornontowicach. W naszym powiecie zlokalizowano aż 65 terenów zagrożonych masowymi ruchami ziemi oraz 129 osuwisk. Najwięcej, bo aż 120 doliczono się ich w Mikołowie. Głównie wzdłuż potoków Jasienica, Jamna i Promna, w przysiółku Kąty w Bujakowie, pobliżu ul. Krętej w Mokrym oraz Śmiłowicach-Recie. W Orzeszu doszukano się jednego osuwiska, ale za to w malowniczej okolicy góry św. Wawrzyńca. Osiem osuwisk zaznaczono w Ornontowicach. Jeśli chodzi o masowe ruchy ziemi to powiatowym liderem były Łaziska Górne, choć doszukano się ich też w Mikołowie i Orzeszu. Informacja o takich zagrożeniach trafiła do map katastralnych, co miało wpływ na komercyjną wartość tych terenów. Po co komuś dom obciążony ryzykiem, że może zapaść się pod ziemię.

W artykule z 2013 roku pisaliśmy, że cała sprawa wydawała się mocno naciągania, a zagrożenia wydumane.

Przede wszystkim wątpliwości budziła wiarygodność rejestru „ziem niespokojnych”. Dokumentację sporządziła sosnowiecka filia Państwowego Instytutu Geologicznego. Koszt tego opracowania wyniósł zaledwie 30 tys. zł. Za takie pieniądze nie da się przecież wykonać specjalistycznych odwiertów i śledzić dzień po dniu reakcje poszczególnych fragmentów terenu. Bez takich danych nie da się ustalić tak skomplikowanych właściwości ziemi, jak osuwanie się i ruchy masowe. W tym czasie burmistrz Łazisk Górnych zlecił swoje badania tylko na Bradzie i zapłacił za to 60 tys. zł.

Tymczasem ministerstwo chciało, aby za połowę tej kwoty zdiagnozować cały, stutysięczny powiat. Już ten fakt powinien zdecydować, aby raportu PIG nie traktować poważnie. Zresztą z listy przypisów i materiałów źródłowych wynikało, że autorzy posługiwali się dostępnymi mapami geologicznymi i topograficznymi oraz przekazami historycznymi. Na takiej bazie można napisać powieść, ale nie dokument planistyczny. We wnioskach końcowych fachowcy z Sosnowca strzelili z grubej rury: „wytypowane obszary związane z możliwością wystąpienia lub intensyfikacji ruchów masowych, generują zagrożenia dla życia i mienia człowieka”. Niestety samorządy musiały uwzględnić te zalecenia i zastrzeżenia przy tworzeniu dokumentów planistycznych. Powiat mikołowski stał się ofiarą czarnego pijaru, zamówionego przez ministerstwo.

Po prawie dziesięciu latach nastąpił przełom.

W październiku 2019 roku Państwowy Instytut Geologiczny zweryfikował swoje dane. Okazało się, że osuwiska i ruchy masowe wcale nie były takie straszne, jak je malowano. Zostało trochę takich miejsc, ale jest ich znacznie mniej, niż zaznaczono w roku 2010. Z map katastralnych starostwa powiatowego zniknęły już oznaczenia rzekomych terenów zagrożonych. Podobnie stało się w Mikołowie. Nasz Czytelnik zwrócił się do władz Łazisk Górnych, aby zapisy o zagrożeniach usunięto także z oficjalnych dokumentów tego miasta. Dobrze, że ta historia tak się skończyła. Rodzi się od razu pytanie, czy państwo nie powinno zapłacić odszkodowania samorządom i osobom prywatnym za zamrożenie ich kapitału ulokowanego w nieruchomościach?

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama