Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 18:19
PRZECZYTAJ!
Reklama

Staliśmy się zakładnikami miasta i dewelopera

Zamieszanie wokół osiedla „Sielanka” w Mikołowie można streścić w dwóch pytaniach:- Dlaczego nikt nas nie poinformował, że obok osiedla  powstaną zakłady przemysłowe? - chcą wiedzieć mieszkańcy. - Dlaczego nikt o to nie zapytał? - ripostują deweloper  i miasto.
Staliśmy się zakładnikami miasta i dewelopera

Wokół osiedla „Sielanka” na śmiłowickiej Recie w Mikołowie przez lata nie działo się nic szczególnego. Powstawały kolejne domy, a z sąsiedniej łąki przyglądały się temu sarny. Afera, całkiem przypadkowo wybuchła dwa miesiące temu. Podczas prac ziemnych naruszono strukturę bunkra z czasów drugiej wojny. Media zaczęły drążyć temat praw własności do tego terenu.

Przy tej okazji wyszło na jaw, że zielona przestrzeń obok osiedla nie jest łąką, ale terenem przemysłowym, na którym wkrótce wyrosną zakłady i magazyny.

Kiedy minął pierwszy szok, mieszkańcy zaczęli się organizować i żądać wyjaśnień od dewelopera i władz miasta. Niedawno poświęcono tej sprawie posiedzenie online jednej z komisji Rady Miasta. Do udziału zaproszono także mieszkańców. To miły gest, ale - jak się okazało - nie mający większego znaczenia. Zarówno burmistrz, jak i przedstawiciel dewelopera jasno dali ludziom do zrozumienia, że ich opinia niewiele znaczy, bo każdy na swojej działce może robić to, na co mu pozwala plan zagospodarowania przestrzennego.

W ciągu kilku ostatnich tygodni całkowicie zmieniła się narracja na temat „Sielanki”.

Po wybuchu afery z bunkrem media informowały, że obok osiedla mają powstać zakłady przemysłowe. Teraz akcenty są rozłożone inaczej. Tereny przemysłowe grają główną rolę, a mieszkaniówka jest miłym dodatkiem. Dosyć precyzyjnie wytłumaczył to Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa. Przed 1992 rokiem ta część miasta w planach była oznaczona jako tereny rolne. W 1999 r. do studium zagospodarowania wprowadzono zapis o działalności produkcyjnej. W 2013 r. uwzględniono dodatkowo funkcje mieszkalne. Do dziś nic się nie zmieniło w tej sprawie. Podczas posiedzenia komisji mieszkańcy mieli pretensje do Stanisława Piechuli i dewelopera, że nikt ich o tym nie poinformował. Z odpowiedzi wynikało, że sami są sobie winni. Od 21 lat wiadomo, jakie jest przeznaczenie tych terenów, a każdy kto w tej okolicy buduje bądź kupuje dom, powinien się orientować, co może powstać w sąsiedztwie. Deweloper też nie ma obowiązku w prospektach reklamowych informować o gminnych planach zagospodarowania przestrzennego.

- Jesteśmy zakładnikami miasta i dewelopera - powiedziała jedna z mieszkanek „Sielanki”.

W takim stwierdzeniu jest sporo prawdy. Gdyby ktoś chciał się teraz wyprowadzić z osiedla i sprzedać dom trudno oczekiwać, że znajdzie kupca za dobra cenę. Nikt nie chce mieć fabryki za płotem, choć inaczej to widzi deweloper. Podczas dyskusji przekonywał mieszkańców, że zakłady przemysłowe są prawdziwym dobrodziejstwem, bo stworzą barierę chroniącą mieszkańców przed hałasem dochodzącym z Drogi Krajowej 44.

Mieszkańcy „Sielanki” raczej nie mają co liczyć na ewentualne odszkodowania. Miasto i developer mają na tyle dobrych prawników, aby udowodnić przed sądem, że nie doszło do przekłamania albo zatajenia informacji.

Jeszcze nie wiadomo, co konkretnie powstanie obok osiedla mieszkaniowego, ale pewne szczegóły planowanych inwestycje są już znane.

Pracę ma tu znaleźć około tysiąca osób. Wiadomo, że wysokość zakładów sięgnie 12 metrów.

Deweloper zapewnił, że produkcja przemysłowa nie będzie uciążliwa. To znaczy, że mieszkańcy nie muszą się martwić o hałas i zanieczyszczenia środowiska. Czy „Sielanka” może odetchnąć z ulgą po takiej deklaracji? Doświadczenia mikołowskiej strefy przemysłowej przy ul. Nowy Świat dowodzą, że niekoniecznie. Często piszemy na ten temat. Na publikację czeka kolejny artykuł. Stowarzyszenie „Wymyślanka” broniące praw mieszkańców dzielnicy, rozpoczęło kolejny protest przeciwko jednej z firm, która uruchomiła produkcyjną działalność przemysłową, choć - zdaniem społeczników - nie pozwala na to plan przestrzenny. Takich historii opisaliśmy już kilka. Mieszkańcy skarżą się na hałas albo smród, ale administracyjna machina toczy się własnym tempem. Pisma krążą między instytucjami. Prawnicy się odwołują. Dokonywane są pomiary i analizy. Ich wyniki weryfikują kolejne ekipy ekspertów. Generalnie, dzieje się wiele, ale nie ma efektów i decyzji. Rośnie jedynie mur niechęci między mieszkańcami a przedsiębiorcami. Niestety, nie ma rozjemcy, który potrafiłby pogodzić obie strony. Taką rolę powinny pełnić władze miasta, ale trudno zwalać całą winę na burmistrza Stanisława Piechulę. W pewnym sensie on też jest ofiarą tej sytuacji. Największym problemem rozwojowym Mikołowa jest brak sformalizowanej strefy przemysłowej. To błąd popełniony w pierwszych kadencjach demokratycznego samorządu. Nikt wtedy o tym nie pomyślał, choć było jasne, że inwestorzy wcześniej czy później zainteresują się dobrze skomunikowanym miastem, położonym w centrum śląskiej aglomeracji.

Czy mieszkańców „Sielanki” czeka powtórka z Nowego Światu?

Trudno się dziwić deweloperowi, że chce zarobić. Nie po to przejął tereny przy ul. Gliwickiej, aby przyglądać się sarenkom. Można też zrozumieć miasto. Bez inwestorów nie ma rozwoju. Szacuje się, że nowa strefa przemysłowa może miastu przynieść nawet 4 mln zł rocznego dochodu. Oczywiste jest też rozczarowanie mieszkańców, którzy znienacka się dowiedzieli, że w wymarzonym miejscu czeka ich nie tylko sielanka. Patrząc na tempo rozwoju gospodarczego miasta i przyrost ludności można się obawiać, że w Mikołowie to nie jest ostatni tego typu problem. Do sprawy „Sielanki” będziemy wracać.

Jerzy Filar

Artur Wnuk, Stowarzyszenie Reta
Jestem zaskoczony przebiegiem komisji Rady Miasta. Okazało się, że głos mieszkańców nie ma kompletnie znaczenia i został zignorowany zarówno przez radnych jak i przez burmistrza. Widocznie wszystko zostało ustalone wcześniej, a ponad 100 osób obecnych na komisji zostało odprawionych z kwitkiem. Argument jednego z radnych w stylu: „mnóstwo ludzi z osiedla (Sielanka) też tam podejmie pracę” jest zwyczajnie nieprawdziwy.
Najgorsze jest to, że nikt nie potrafi powiedzieć jaki rodzaj produkcji będzie prowadzony w 12-metrowych halach, a raczej nie będzie to cichy i spokojny magazyn pluszaków.
Burmistrz skompromitował się po raz kolejny, chociażby wypowiedzią w sprawie schronu z Obszaru Warownego Śląsk, czy twierdzeniem, że dzięki rozmowom miasta z inwestorem mieszkańcy kupili tam domy. Zapytam wprost: kto zapłacił za te domy? Przecież nie burmistrz. Nie podzielam też opinii burmistrza, który na 99% jest pewien, że mieszkańcy Mikołowa popierają tę inwestycję, bo skorzystają ze szkoły i skrzyżowania. Dzielenie mieszkańców Mikołowa na tych przeciwnych inwestycji (mieszkających blisko) i rzekomo popierających ją mieszkańców Rety, Śmiłowic, Borowej Wsi nie powinno mieć miejsca.

Foto: Mieszkańcy „Sielanki” myśleli, że to jest łąka gdzie powstaną kolejne domki, a to teren przemysłowy, na którym wkrótce wyrosną fabryki i magazyny.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama