Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 27 listopada 2024 02:57
PRZECZYTAJ!
Reklama

Biegam, bo lubię

Piotra Jachimski ma 36 lat, jest biegowym samoukiem, swoją przygodę z bieganiem zaczął późno i stała się ona jego pasją.
Biegam, bo lubię

 

Przeglądając wyniki tegorocznego Silesia Marathonu, na najdłuższym dystansie, czyli w ultramaratonie można znaleźć nazwisko orzeszanina, Piotra Jachimskiego, który w kategorii „open” był piąty, drugi w swojej kategorii wiekowej oraz trzeci w mistrzostwach województwa śląskiego. Dystans 50 kilometrów pokonał w czasie 3 godzin, 32 minut i 39 sekund. Dla znawców tematu, lokata biegacza z Orzesza była niespodzianką, ale jeśli przejrzeć listy startowe różnego rodzaju biegów ulicznych, to nazwisko Piotra można znaleźć w gronie czołowych zawodników tych imprez. Nie staruje zbyt często, a jeśli już, to z sukcesami.

 

- Od kiedy zacząłeś pasjonować się sportem?

- Sport towarzyszył mi od najmłodszych lat. Na podwórku, w szkole, potem na boisku. Grałem w piłkę, w Gaszowicach, na poziomie niższych klas rozgrywkowych. To była fajna przygoda dla sportowego amatora.

 

- Generalnie sportowcy gier zespołowych nie lubią biegać...

- Nie lubią. Okresów przygotowawczych z bieganiem podczas treningów nie kochają. Biegać za piłką, to co innego, ale to też inne bieganie!

 

- Skąd u Ciebie zainteresowanie bieganiem i jak do niego trafiłeś?

- Spontanicznie. Miałem 31 lat, nie byłem już czynnym sportowcem, kiedy w Jastrzębiu organizowano bieg charytatywny dla chłopca w wieku mojego małego synka. Ponieważ uważam, że dzieci są „dobrem nadrzędnym”, nie mogłem pozostać obojętny. Postanowiłem wesprzeć tę akcję i wystartować w biegu. Nie chciałem jednak biegać „na żywca”, więc wcześniej kilka razy poszedłem treningowo pobiegać. Wystartowałem!

 

- Co pamiętasz z tego biegu?

- Niewiele. Dystans pięciu kilometrów, miejsca na mecie nie pamiętam, pewnie w czwartej dziesiątce, ale w głowie pozostały mi dwie rzeczy. Pierwsza to brak zmęczenia, szczególnie przy podbiegach, kiedy inni dostawali zadyszki i „odpadali z peletonu” oraz atmosfera. Wszyscy uczestnicy biegu byli dla siebie serdeczni.

 

- Spodobało się?

- To był impuls. Po tym biegu połknąłem bakcyla i zacząłem myśleć o kolejnych startach. Żeby jednak nie zamykać stawki zacząłem się przygotowywać, czyli regularnie biegać. Na początku progres był duży, a to było motywem do podejmowania kolejnych wyzwań.

 

- Pierwszy poważny start?

- Był to Uliczny Bieg Orzeski. Bodajże drugi czy trzeci z tego cyklu. Wygrałem swoją kategorię wiekową zdobywając pierwsze trofeum. Trzeba było pójść za ciosem!

 

- Na jakich dystansach lubisz biegać?

- Od pięciu kilometrów do ultramaratonu. Każdy z tych dystansów ma swoją specyfikę, każda długość dystansu dostarcza czego innego i na każdym człowiek poznaje siebie z innej strony. Tam poznaje się siebie!

 

- Spotkałeś się z syndromem „samotności długodystansowca”?

- Oczywiście. Nie jest to niczym przyjemnym. Gdy taka „samotność” dopadnie, trzeba natychmiast „zadać” głowie inny temat. Przechodzi.

 

- Twój największy sukces?

- Myślę, że trzecie miejsce w maratonie ultra „Roztocze”. Trzeba było dać z siebie bardzo dużo, żeby osiągnąć dobry wynik.

 

- Dużo trenujesz?

- Powiem krótko: tyle, ile potrzebuję. Są okresy, kiedy muszę potrenować więcej, są takie, kiedy trenuję mniej. Generalnie trzy razy w tygodniu muszę wygospodarować czas na trening. Dwa popołudnia w między poniedziałkiem i piątkiem oraz niedzielne przedpołudnie. Oczywiście, kiedy mam dzień „startowy”, rozkład ten wygląda inaczej.

 

- Korzystasz z rad trenera, szukasz metod treningowych w literaturze czy na forach biegowych?

- Jestem samoukiem, co jest jednoznaczne z tym, że również trenerem dla siebie. Medalu olimpijskiego już nie zdobędę, nie mam parcia na odnoszenie wielkich sukcesów, jak wspomniałem, znam swój organizm, więc układam sobie trening według potrzeb. Bez budowania makrocykli, mikrocykli i tej całej otoczki. Jak dotąd, ten sposób trenowania mi wystarcza.

 

- Nie startujesz zbyt często.

- Bieganie jest dla mnie zabawą. Mam swoje priorytety: rodzinę, pracę i one mają pierwszeństwo. Bieganie jest moim hobby i sposobem na spędzanie wolnego (?) czasu, więc jego miejsce jest niejako w drugim szeregu. Owszem, planuję główne imprezy, w których chcę wystartować (w tym roku będą to ultramaratony „Roztocze” i „Silesia”, pozostałe biegi dopasowuję do wolnego czasu i potrzeb. Jeśli z jakichkolwiek przyczyn, w którymś nie startuję, „świat mi się nie wali”. To, co miałem do udowodnienia sobie i innym, już udowodniłem.

 

- Co rodzina na to hobby?

- Nie da się ukryć, że jest ono czasochłonne. Niestety, kosztem rodziny. Dlatego też ukłon w stronę żony, Joanny, która to toleruje i przejmuje moje obowiązki w czasie, gdy idę na trening lub jadę na zawody. Cieszę się, że jest w stanie to zrozumieć. Natomiast dzieci, Bartek i Marysia pytają, kiedy przyniosę kolejne medale ....

 

Z Piotrem Jachimskim rozmawiał – Tadeusz Piątkowski


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama