Od wielu lat mieszkanka Łazisk Dolnych walczy o to, by woda przestała zalewać jej dom i posesję. Pisma krążą, sterty papierów i dokumentacji rosną, a woda płynie. Prokuratura i sądy wydają kolejne decyzje i wyroki, a strumyk płynie z wolna. Wydaje się, że sytuacja jest patowa - urzędnicy twierdzą, że wszystko jest OK, ale to nie powstrzymuje wody, która wdziera się do domu pani Marii.
- Na początku był problem z kanalizacją mojego sąsiada, ale to udało się to jakoś załatwić. Podłączono go do miejskiej sieci i nieczystości przestały nas zalewać. Później okazało się jednak, że rury odprowadzające deszczówkę są wpuszczone w ziemię, a woda płynie na moją posesję. Mój dom według zleconych przeze mnie ekspertyz jest położony niżej od sąsiada, bo ten podniósł teren, co wolno mu było zrobić, ale budując betonowe ogrodzenie uszkodził drenaż mojej posesji i teraz znowu woda mnie zalewa - mówi pani Maria.
Miasto na tyłach posesji od strony północnej wykonało ciąg drenarski i dom jest chroniony, ale tylko na długości graniczącej z działką gminą. Natomiast na granicy z sąsiadem został usunięty, kiedy ten stawiał nowy płot. Czytelniczka wszystko dokumentuje robi zdjęcia i zapisuje zdarzenia, bowiem później wszyscy zadają konkretne pytania, a ponieważ sprawa wydaje się nierozwiązywalna, woli trzymać się faktów. Bo każde jej słowo może zostać podważone.
Problemem są też, według pani Marii, pozostałości fundamentów po garażu, który stał kiedyś przy granicy posesji.
- Fundamenty blokują przepływ wody, ale sąsiad nie chce ich rozebrać. Urzędnicy zamiast mi pomóc udowadniają, że nie mam racji. Ja niczego więcej nie chce tylko jednego, by przestało zalewać mój dom - dodaje Czytelniczka.
I choć na pierwszy rzut oka jest to zwykły spór sąsiedzki, to jednak swoje trzy grosze dorzucili także urzędnicy. Choć powinni działać dla dobra mieszkańców to nie zawsze tak jest. Wśród licznych skarg, pism do prokuratury i wyroków sądowych znalazł się taki drobiazg, który mógłby zamknąć tę sprawę kilka lat temu. Wówczas wzdłuż posesji naszej Czytelniczki miało powstać odwodnienie liniowe - czyli rów melioracyjny, który skutecznie zbierałby wodę, ale urzędnicy zrezygnowali z jego budowy.
- Jakby powstał ten rów w rzeczywistości, a nie tylko na mapach to sprawa już dawno by została zamknięta, a ja mogłabym spokojnie żyć na emeryturze. A tak ciągle muszę walczyć, by w końcu ktoś zrobił z tym porządek, zapanował nad sytuacją i woda z okolicy nie zalewała mojego domu i posesji, a trafiała do kanalizacji - dodaje Czytelniczka.
Wydawałoby się, że sprawa jest prosta… ale jak zawsze diabeł tkwi w szczegółach.
Miasto nie może lub - jak twierdzi Czytelniczka - nie chce wykonać przyłącza, by deszczówka z posesji sąsiada spływała do studzienki, a tenże sam się też nie kwapi do rozwiązania tej sprawy. No, cóż u niego woda nie stoi.
- Można też wrócić do idei odpowiednia liniowego wzdłuż drogi, ale nie wiem czy to ma sens. Miasto może przyłączyć mojego sąsiada do kanalizacji deszczowej i zamknąć sprawę. Zgodnie z przepisami mogliby to sfinansować, a koszty na pewno nie byłyby wysokie, bo to przecież kilka metrów rur - dodaje Czytelniczka.
Dane do wiadomości redakcji.
Zapytaliśmy łaziski magistrat jak chce rozwiązać ten problem, by wody deszczowe nie zalewały posesji i domu naszej Czytelniczki. Oto odpowiedź jaką otrzymaliśmy:
Sprawy mieszkanki znane są Urzędowi Miejskiemu od bardzo wielu lat. Są one również prowadzone przez inne organy, w tym Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Mikołowie, Prokuraturę Rejonową w Mikołowie czy Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Wszystkie tematy poruszane przez mieszkankę osobiście lub pisemnie rozpatrywane są na bieżąco, w zgodzie z obowiązującymi przepisami prawa oraz zasadami wiedzy technicznej i budowlanej.
Napisz komentarz
Komentarze