Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 01:51
PRZECZYTAJ!
Reklama

Kopalnia reaktywacja

Przez prawie dwa lata było w mediach cicho o budowie kopalni pod Orzeszem. Temat wraca. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska pod koniec marca ogłosił zakończenie postępowania dowodowego. Oznacza to, że wkrótce poznamy decyzję środowiskową w sprawie fedrowania pod Orzeszem. Mieszkańcy odetchną z ulgą albo będą musieli odkurzyć transparenty „Nie chcemy kopalni”.
Kopalnia reaktywacja

 

W pierwszym podejściu Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska miał wydać opinię o fedrowaniu pod Orzeszem w styczniu 2017 roku. Termin nie został dotrzymamy. W mieście wybuchły protesty przeciwko tej inwestycji, a pikieta ustawiła się nawet przed dyrekcją RDOŚ w Katowicach. Indywidualne wątpliwości zgłosiło ponad 300 mieszkańców Orzesza. W tej sytuacji zażądano od inwestora, niemieckiej spółki Silesian Coal, aby raport oddziaływania na środowisko uzupełniła, m.in. o analizę konfliktów społecznych. RDOŚ miał wydać opinię 30 czerwca 2017 roku, ale ten termin też okazał się nieaktualny. Kolejnej daty już nie wyznaczono, ponieważ wstrzymania procedury zażądał sam inwestor. Spokój trwał do 29 marca tego roku kiedy, na stronie RDOŚ ukazał się komunikat o zakończeniu postępowania dowodowego, które poprzedza wydanie oceny oddziaływania na środowisko. To zaskakujący obrót sprawy.

 

Żaden z orzeszan, którzy dwa lata temu pisali do RDOŚ, nie otrzymał odpowiedzi na swoje zastrzeżenia.

 

Sprawa wraca, ale nikt nie wie, w jakim kierunku się potoczy. Opinia środowiskowa to ważny dokument w całym łańcuchu decyzyjnym, ale byłoby naiwnością sądzić, że od szefa RDOŚ zależy los węgla pod Orzeszem. Górnictwo zawsze było w Polsce sprawą polityczną i nic się w tym względzie nie zmieniło. O kopalniach należy najpierw rozmawiać w Ministerstwie Energii. Nie jest tajemnicą, że ten resort mogą czekać kadrowe zmiany. Jest wielce prawdopodobne, że wiceminister Grzegorz Tobiszowski startujący w wyborach do Parlamentu Europejskiego z drugiego miejsca na liście PiS, zdobędzie przepustkę do Brukseli. Krąży wiele, mniej lub bardziej prawdopodobnych plotek na temat jego ewentualnych następców. Jedno jest pewne, że jeśli spełni się ten scenariusz, do górnictwa przyjdą nowi ludzie, którzy mogą przychylnym okiem spojrzeć na niemieckiego inwestora lub odwrotnie, nie zechcą z nim nawet rozmawiać. Plany Silesian Coal są wyjątkowo mocno osadzone w politycznym kontekście.

 

Cała technologia wydobycia ma być oparta na wykorzystaniu podziemnej infrastruktury kopalni „Krupiński” w Suszcu, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

 

To nie jest pierwsza z brzegu spółka skarbu państwa, ale okręt flagowy reform obecnego rządu. Nie ma w tym cienia przesady. Można nie lubić PiS, ale trzeba przyznać, że po 2015 roku górnictwo stanęło na nogi, a JSW z bankruta urosła do pozycji największego w Europie producenta węgla koksującego. W tej transformacji najbardziej zagadkowo wyglądają losy „Krupińskiego”. Kopalnię, przynoszącą 300 mln zł strat rocznie poświęcono, aby udał się plan restrukturyzacji JSW. Nie jest tajemnicą, że ten pomysł bardzo poróżnił polityków PiS. Ich część, a wśród nich mikołowska posłanka Izabela Kloc, apelowała aby nie zamykać kopalni, lecz w nią zainwestować, aby dotrzeć do nowych, zasobnych złóż najlepszego węgla koksującego typu hard. To żyła „czarnego złota”. Jeżeli ktoś, kiedyś uruchomi te pokłady, zarobi krocie, bo na „hard” zawsze jest zbyt. Zwyciężyła jednak inna koncepcja. „Krupińskiego” przekazano do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, a władze JSW ujawniły, że w nieczynnym szybie elektrowni chcą zbudować przepompownię wodno-szczytową. Brzmi nieźle, ale część ekspertów jest sceptyczna, bo to jest duże i kosztowne przedsięwzięcie. Wielu ludzi w branży jest przekonana, że „Krupiński” jeszcze wróci do gry. Jako samodzielna kopalnia albo jako dostarczyciel podziemnej infrastruktury dla Silesian Coal.

 

Tereny eksploatacyjne, którymi interesuje się Silesian Coal, mają znaczenie nie tylko dla Ministerstwa Energii.

 

Dosyć nieoczekiwanie znajdują się one także w kręgu zainteresowania… Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Premier Mateusz Morawiecki wśród strategicznych planów wymienia przywrócenie żeglowności polskich rzek. Chodzi, m.in. o zbudowanie handlowej drogi wodnej łączącej Odrę, Dunaj i Łabę.

 

W Gorzyczkach-Wierzniowicach miałoby powstać największe w Europie centrum logistyczne. W planach jest nawet przedłużenie do tego miejsca szerokiego toru ze Sławkowa. W naszej części województwa powstałaby sieć terminali, portów rzecznych, centrów przeładunkowych. Czy taki plan ma jakiekolwiek szanse powodzenia? Trudno powiedzieć, ale Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, które firmuje projekt, przygotowuje dokumentację i szuka pod tę inwestycję tzw. rezerwy terenowe. Obecny rząd na przykładzie przekopu Mierzei Wiślanej pokazał, że nie boi się trudnych i kontrowersyjnych projektów. Teoretycznie, szanse na przejęcie orzeskich złóż przez niemiecką firmę wyglądają marnie. Czy rzeczywiście?

 

W styczniu tego roku na portalu „Trybuna Górnicza” ukazał się artykuł opisujący, że Silesian Coal International Group of Companies wciąż forsuje koncepcję budowy kopalni Orzesze.

 

Zgodnie z założeniami projektowymi pierwsza tona węgla miałaby zostać wydobyta w 2021 r.

 

- Jesteśmy przy końcu procedur, czyli przed złożeniem wniosku o koncesję. Przygotowaliśmy projekt zagospodarowania złoża, wcześniej opracowano dokumentację geologiczną, został również złożony wniosek o wydanie decyzji środowiskowej. Obecnie oczekujemy na jej wydanie - powiedział „TG” Andrzej Szędzielarz z Silesian Coal International Group of Companies.

 

W grze o orzeski węgiel pojawia się coraz więcej znaków zapytania. Do tematu wrócimy, kiedy RDOŚ opublikuje decyzję środowiskową.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama