Już wiemy, ile mniej więcej kosztuje podatników stara-nowa zabawka mikołowskiej władzy. Druk 16 tys. egzemplarzy to ponad 8600 zł miesięcznie. Poczta, ku uciesze listonoszy, roznosi ten cenny dar dla mieszkańców za 5700 zł. W skali roku daje to w sumie 171 tys. zł. W każdej redakcji największe wydatki generują ludzie. Ze stopki wynika, że w „Gazecie Mikołowskiej” pracują cztery osoby. Do tego utrzymanie redakcji, czyli materiały biurowe, media itp.
Lekką ręką można liczyć, że organ prasowy władzy kosztuje mikołowian kilka dużych setek rocznie.
Nic dziwnego, że tak bizantyjska polityka propagandowa wzbudziła czujność części radnych.
- W związku z decyzją pana burmistrza o zwiększeniu nakładu i dostarczaniu darmowej „Gazety Mikołowskiej” mieszkańcom do skrzynek pocztowych, pragniemy wyrazić stanowczy protest. Do tej pory, choć GM ukazywała się w niewielkim nakładzie, to i tak nie cieszyła się popytem, co miesiąc były zwroty, czasami nawet spore. Do każdego numeru dopłacano z kasy miejskiej. Oczywiście są mieszkańcy czytający tę gazetę, czekający na kolejny numer, ponieważ są w GM zamieszczane zdjęcia, które chętnie ogląda rodzina bądź znajomi. Jednak większości mieszkańców Gazeta nie interesuje. Uważają, że GM nie informuje bezstronnie, tylko w zasadzie dba o popularność władzy. Mały nakład i zwroty jednoznacznie wskazują o braku zainteresowania taką gazetą. Pomysł darmowej gazety i to w zwiększonym nakładzie jest pomysłem na marnowanie publicznych pieniędzy. Czy Gmina musi wydawać pieniądze tylko po to, by burmistrz mógł nieustannie robić sobie kampanię? (…). W sytuacji kiedy pan burmistrz szuka oszczędności, zaciąga kredyty, wypuszcza obligacje, marnowanie setek tysięcy złotych na gazetę, której większość nie przeczyta tylko od razu wyrzuci do kosza, wydaje się nielogiczne, nieekologiczne i niegospodarne - napisali radni PiS do burmistrza Stanisława Piechuli.
Znamy też odpowiedź.
- Dzisiaj „Gazeta Mikołowska” zawierająca treści informacyjne, kulturalne, edukacyjne, historyczne itp. znalazła się w trudnych czasach, gdy prym wiodą brukowce budujące swoją markę na taniej sensacji, plotkarstwie, hejcie i przedstawianiu rzeczywistości w sposób zakłamany, szkodliwy a nawet niebezpieczny (…) Zarządzając miastem i obserwując manipulowanie informacją w różnych mediach na temat Gminy, zastanawialiśmy się, jak z pozytywną, rzetelną i kulturalną informacją dotrzeć do jak największej liczby mieszkańców - odpowiedział radnym Stanisław Piechula.
O Mikołowie rzadko kiedy piszą media. Ostatni raz miasto trafiło na ogólnopolskie łamy w lutym 2016 roku, kiedy cała Polska wstrzymała oddech śledząc uczuciowe perypetie burmistrza.
Jedynym brukowcem, który notorycznie i uporczywie śledzi losy Mikołowa jest „Nasza Gazeta”.
Dlatego jesteśmy przekonani, że w tej wzruszającej inwokacji na temat upadku moralnego prasy i degrengolady intelektualnej żurnalistów, burmistrz Piechula miał nas na myśli. Za dobre słowo dziękujemy, choć pozostał pewien niedosyt, bo mógł przynajmniej wymienić nas z tytułu, a naczelnego z nazwiska.
Godna podziwu jest troska burmistrza, który jak dobry pasterz chce ochronić mikołowską trzódkę przed chamstwem, głupotą i kłamstwem, lejącym się z komercyjnych mediów.
Wiadomo, że ludzie nie są na tyle ogarnięci, aby samemu ocenić, co jest dobre, a co do kitu. Burmistrz zło chce dobrem zwyciężać. Mieszkańcy powinni być mu wdzięczni, że zrzutka na „Gazetę Mikołowską” kosztuje ich tylko kilka setek. Prawda jest przecież wartością bezcenną.
Burmistrz podkreśla, że jego gazeta ma dotrzeć do mieszkańców z pozytywną informacją. Jest to słuszna linia. Negatywne informacje są do bani nawet wtedy, kiedy są prawdziwe. Jak wygląda to praktyce? Od jakiegoś czasu w Mikołowie huczy od plotek na temat planowanej podwyżki taryfy za odbiór śmieci. Stawka za odpady selekcjonowane miałaby wzrosnąć z 14 do 18 zł od osoby. Teoretycznie, łamy miejskiej gazety powinny być najlepszym miejscem do debaty na ten temat. W styczniowym i lutowym wydaniu nie ma o tym żadnej wzmianki.
I słusznie. Podwyżka śmieciowej taryfy nie jest pozytywną informacją. Mieszkańcom nie trzeba mnożyć trosk, bo i tak mają ciężkie życie. Warto przy okazji docenić burmistrza, który wziął na swoje barki odpowiedzialność pierwszego felietonisty „Gazety Mikołowskiej”. Tylko Sienkiewicz wiedział, jak ciężko pisze się ku pokrzepieniu serc.
Na koniec mamy kilka ciepłych słów o dobrym i stale rosnącym poziomie „Gazety Mikołowskiej”. Jak wiemy, wskaźnikiem mierzącym jakość biuletynów samorządowych jest liczba zdjęć burmistrza przypadająca na jedno wydanie. W styczniu Stanisław Piechula pojawił się siedem razy, ale w lutym już osiem. Czyli jest progres, co nie znaczy, że nie może być jeszcze lepiej. Burmistrz zasługuje co najmniej na „oczko”, albo i więcej. Nie chcemy niczego podpowiadać redaktorom, ale w czerwcu przypada 30. rocznica transformacji ustrojowej w Polsce. Chyba wiecie, jak możecie to uczcić? (fil)
Napisz komentarz
Komentarze