Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 lipca 2024 02:18
PRZECZYTAJ!
Reklama

Bądźcie zdrowi

Gdyby szpital powiatowy w Mikołowie chciał spełnić normy Ministerstwa Zdrowia, powinien zatrudnić 30 dodatkowych pielęgniarek. Nie zatrudni, bo nie ma pieniędzy. Nawet gdyby je miał to i tak nie znajdzie na rynku pracy 30 pielęgniarek. W tej sytuacji, aby sprostać ministerialnym normom można zmniejszyć liczbę łóżek z 180 do 130. Jeżeli szpital to zrobi, straci na kontraktach z NFZ. Jeżeli straci na kontraktach, zagrozi mu likwidacja. Czy jednak NFZ pozwoli zlikwidować dobry szpital?
Bądźcie zdrowi

 

Po wyborach samorządowych jedną z pierwszych decyzji nowego starosty było zatrudnienie koronera. Sami pisaliśmy o dwóch skandalicznych przypadkach, kiedy rodziny nie mogły doczekać się na lekarza, który wystawi kartę zgonu. Powiat zadbał o zmarłych i to się chwali. Czy z należytą troską opiekuje się żywymi? Odpowiedź na to pytanie jest bardziej złożona. Służba zdrowia zawsze budziła emocje i tak już będzie zawsze. Na profilu facebookowym „Aktualności Powiatu Mikołowskiego” zamieszczono notatkę o niedawnym spotkaniu w starostwie samorządowców z Jerzym Szafranowiczem, dyrektorem śląskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Pod spokojnym tekstem od razu pojawiły się nerwowe wpisy.

 

- Zgłaszam z dzisiaj swój przypadek. Nie przyjęto mnie w przychodni rodzinnej ze względu na dużą ilość pacjentów - sezon chorobowy w pełni. Jaka jest możliwość, aby w sytuacjach krytycznych zwiększyć lekarzom odpłatność za ich usługi po ustalonym czasie pracy w przychodniach, a tym samym dzięki prewencji uniknąć np. zapalenia płuc i pobytu w szpitalu? - zapytała jedna z mieszkanek powiatu.

 

Dyrektor Szafranowicz mieszka w Borowej Wsi, a towarzysząca mu, podczas spotkania, Ewa Kabza, zastępca dyrektora ds. ekonomiczno-finansowych śląskiego oddziału NFZ, w Ornontowicach. Niestety, nie oznacza to, że powiat mikołowski może cieszyć się z tego powodu specjalnymi względami. Na 98 021 mieszkańców aż 79 149 skorzystało w ubiegłym roku z usług służby zdrowia. Ponad 53 proc. wybrało leczenie poza powiatem. Niektórzy tak chcieli, inni musieli skorzystać ze specjalistycznych, niedostępnych u nas procedur, m.in. onkologicznych, kardiologicznych, neurologicznych.

 

W dyskusji o stanie służby zdrowia najwięcej emocji budzi zawsze sytuacja szpitali.

 

Czy powiatowe placówki przetrwają planowane przez resort zdrowia zmiany? Na to pytanie, przynajmniej wprost nie uzyskali odpowiedzi uczestnicy spotkania z dyrektorem śląskiego NFZ. Kto jednak potrafi czytać między wierszami ten mógł zrozumieć aluzję, że w tak małym mieście jak Mikołów może być problem z utrzymaniem dwóch szpitali.

 

- Niestety, dane statystyczne nie są dobre dla szpitali. W Polsce mamy proporcjonalnie największą liczbę szpitali w świecie. Nie mówię, że trzeba je zaraz zamykać, ale należy przeanalizować, czy wszystkie są potrzebne, czy nie powinno się ich łączyć, bowiem nie da się utrzymać oddziału szpitalnego mające 5-6 łóżek - mówił dyrektor Szafranowicz.

 

Szpital św. Józefa zaliczył w ubiegłym roku 4 proc. nadwykonań, czyli operacji i zabiegów wykraczających poza kontrakt z NFZ. Ich wartość wyceniono na 300 tys. zł. Jest mała szansa, że NFZ za to zapłaci, bo w oczach tej instytucji nadwykonania są przejawem złego zarządzania. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy z drugiej pojawiają się niewykonania, czyli zakontraktowane zabiegi, których szpital nie zrealizował i nie zarobił pieniędzy. Nie zawsze wynika to z braku pacjentów.

 

Szpitale, w tym mikołowskie, nie zawsze potrafią połączyć społeczną misję ze sprawną polityką marketingową.

 

Zabiegi medyczne podnoszą komfort życia, ale są także usługami, które na komercjalizującym się rynku zdrowia trzeba dobrze zareklamować. Oddział położniczo-ginekologiczny szpitala powiatowego w Mikołowie należy do najlepszych w regionie, ale jak wytłumaczyć, że ponad 26% mieszkanek woli korzystać z usług placówek w innych miastach? To aluzja pod adresem dyrekcji, że do pozyskania pacjentek potrzeba nie tylko wysokich standardów, ale też skutecznej promocji.

 

- Jako dyrektor szpital też popełniałem błędy. Dziś z perspektywy dyrektora oddziału Funduszu wiem, że menadżerowie placówek muszą być elastyczni, muszą podejmować ryzyko. Być na bieżąco i wiedzieć co jest opłacalne w danej chwili. Nie każdy szpital musi mieć wszystko - stąd te niewykonania. Płacimy za endoplastykę to trzeba ją wykonywać, bo pozwoli to zrównoważyć straty w innych dziedzinach - mówi dyrektor Szafranowicz.

 

Poza sytuacją w szpitalach, w powiecie mikołowskim spore emocje budzi też niewystarczająca liczba świadczeń w zakresie rehabilitacji oraz słaby dostęp do chirurgów.

 

Radna powiatowa Mirosława Lewicka przytoczyła kuriozalną sytuację, w której jest udzielana pomoc w razie złamania, stłuczenia, ale potem pacjent zostaje sam, bo termin wizyty kontrolnej jest tak odległy, że wręcz mija się z celem. Sygnalizowano także niedostateczną liczbę świadczeń rehabilitacyjnych w powiecie. Komercyjny potencjał dostrzegła w tym Katarzyna Wencel, dyrektor Szpitala Chorób Płuc w Orzeszu, która zadeklarowała chęć wystartowania do kontraktu w zakresie rehabilitacji, bowiem w jej mieście nie ma takiego punktu.

 

Jest więcej dobrych informacji. Porozumienie Zielonogórskie Lekarzy wynegocjowało podwyżki i wyjątkowo opłacalne stało się świadczenie usług w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Dlatego też ma szansę realizacji wniosek mikołowskiego radnego Krzysztofa Żura, aby wydłużyć godziny przyjęć lekarzy w przychodni w Borowej Wsi.

 

Nie da się zrobić analizy sytuacji w służbie zdrowia powiatu mikołowskiego w oderwaniu od tego, co dzieje się w kraju.

 

A dobrze nie jest. Wielu znawców tego rynku podkreśla, że sytuacja kadrowa i finansowa szpitali powiatowych jest bardzo trudna, a może być jeszcze gorzej. Na samorządy nakłada się coraz więcej obowiązków, a niestety nie idą za tym dodatkowe środki. Wzrost kosztów wynika, m.in. z przepisów ustawy regulującej wynagrodzenia pracowników medycznych oraz ustawy o płacy minimalnej, a także z porozumienia zawartego przez ministra Łukasza Szumowskiego z rezydentami. Sytuację dodatkowo skomplikowało podpisane porozumienie między resortem zdrowia a pielęgniarkami.

 

W połowie ubiegłego roku Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych wystąpił do prezesa NFZ z wnioskiem o wzrost wartości finansowania świadczeń medycznych w szpitalach powiatowych. OZPSP zagroził nawet, że wezwie szpitale zrzeszone w związku do wypowiedzenia umów z NFZ. Od tamtego czasu zmieniło się niewiele poza tym, że Ministerstwo Zdrowia zaostrzyło normy zatrudnienie pielęgniarek i położnych uzależniając je od liczby łóżek. Na jedno ma przypadać 0,6 etatu pielęgniarskiego, na oddziałach chirurgicznych 0,7, a na dziecięcych nawet 0,9. Duże, specjalistyczne szpitale kliniczne, które są okrętami flagowymi państwowej służby zdrowia, poradzą sobie z tymi limitami.

 

Małe placówki staną przed kolejnym, nierozwiązywalnym problemem.

 

Aby spełnić ministerialne normy, szpital powiatowy w Mikołowie powinien zatrudnić 30 pielęgniarek. W kasie powiatu nie ma na to pieniędzy. Nawet gdyby starosta jakimś cudem poszukał środki na dodatkowe etaty, to i tak nie znajdzie na rynku pracy tylu pielęgniarek. W skali województwa, w drugiej połowie ubiegłego roku zlikwidowano 731 łóżek. Powód? Właśnie brak pielęgniarek. Ministerialne limity da się też wypełnić w inny sposób. Zamiast zatrudniać pielęgniarki można likwidować łóżka. W Mikołowie, ze 180 należałoby zostawić tylko 130. To z kolei wiązałoby się z mniejszymi kontraktami, a w perspektywie z zatorem finansowym, który mógłby skończyć się likwidacją szpitala. Do tego nie dopuści raczej NFZ, bo mikołowska placówka cieszy się dobrą reputacją i wybuchł by skandal. Czy jest jakiś sposób, aby nie uwikłać się w problemy służby zdrowia? Znamy tylko jeden. Trzeba nie chorować.

Beata Leśniewska


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama