Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 26 listopada 2024 01:49
PRZECZYTAJ!
Reklama

Rolnik mimo woli

Państwo G. szykują się na wielki jubileusz. Zbliża się 30. rocznica ich bezowocnych starań o odrolnienie działki w Mikołowie Mokrem. Większości okolicznych właścicieli udało się zmienić status ziemi, ale im nie wolno. Pod różnymi pretekstami zbywały ich poprzednie władze miasta. Obecna ekipa stawia na prostotę przekazu. Nie wolno odrolnić tej działki, bo jest rolna - wyjaśniają urzędnicy.
Rolnik mimo woli

 

Zapytaliśmy burmistrza, dlaczego w Mikołowie jest taki problem ze zmianą kwalifikacji gruntu. Stanisław Piechula odpisał tak: - Zmieniamy całe miasto pod tym względem próbując zrealizować 1300 zalegających wniosków. Rzeczywiście miałem nadzieję, że pójdzie to szybciej. Liczę na to, że w tej kadencji zrobimy całość.

 

Oto jedna z 1300 zalegających mikołowskich historii.

 

Izydor G. (prosi o nie podawanie pełnego nazwiska) w 1990 roku przejął po rodzicach gospodarstwo rolne. Chodzi o dwa hektary gruntu w Mikołowie Mokrem przy ul. Krętej. To jego ojcowizna i rodzinna krwawizna.

 

- W trudnych latach powojennych, dzięki ciężkiej pracy rodziców ziemia ta nas żywiła i zapewniła nam spokojne dzieciństwo, wykształcenie i dobry start w życie. O tym, że nie było to łatwe, wiedzą ludzie starsi i ci, którzy pracowali na roli - mówi Izydor.

 

Jego ojciec przejął ten kawałek ziemi po swoich rodzicach, oni też po swoich. Rodzina G. jest z tym miejscem związana od pokoleń. Czasy się jednak zmieniają. W Polsce, aby wyżyć z rolnictwa trzeba mieć dużo, dobrej ziemi albo wyspecjalizowane gospodarstwo produkcyjne. Izydor G. rolnikiem nie jest, a nawet gdyby był, to jego ziemia w Mokrem i tak plonów nie urodzi. To słaby grunt klasy 4b i 5a. Kiedy w pobliżu utworzono Śląski Ogród Botaniczny, a wokół niego strefy ochronne, zakazano stosowania nawozów sztucznych i środków chemicznych, a bez tego nic przy ul. Krętej nie urośnie.

 

Ziemia, choć jałowa, jest za to pięknie położona.

 

Państwo G. postanowili, że stanie się ona ich rodzinnym kapitałem i zabezpieczeniem dla synów. Chcieli, aby tam pobudowali domy albo sprzedali grunt i mieli pieniądze na życiowy start. Do realizacji marzeń potrzebna im była zmiana kwalifikacji gruntu. W miejskich planach przestrzennych teren ten sklasyfikowano, jako rolny. W Mikołowskich realiach oznacza to bezwartościową łąkę, gdzie nie wolno niczego zbudować, a uprawa się nie opłaca. Teoretycznie nie powinno być problemów z przekwalifikowaniem terenu na budowlany. W pobliżu odrolniono przecież całe połacie mikołowskiej ziemi. Powstał Śląski Ogród Botaniczny, ale nie tylko. W sąsiedztwie działki państwa G. wyrosło osiedle Leśna Bryza i wiele wystawnych rezydencji, bo ludzi bogatych ciągnie do takich miejsc. Państwo G. mieli jednak pecha. Najpierw, pod koniec lat 90., odmówiono im przekwalifikowania gruntu pod pretekstem planów budowy autostrady. Później, czyli jakieś 10 lat temu, pojawiły się rzekome problemy z osuwiskami ziemnymi. Jakie przeszkody obowiązują teraz? Obecna ekipa w magistracie lubi proste wyjaśnienia.

 

- W „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta Mikołowa” teren ten jest przeznaczony pod rolę, co oznacza, że nie możemy tego terenu w nowym planie przeznaczyć pod zabudowę - wyjaśnia Wojciech Klasa, główny specjalista ds. zagospodarowania przestrzennego i urbanistyk w mikołowskim magistracie.

 

Można zadać pytanie dodatkowe: zakaz obejmuje wszystkich czy tylko państwa G.?

 

Co jakiś czas pojawiają się u nich bogaci ludzie z ofertą kupna terenu. Przychodzą w towarzystwie geodetów, czyli wiedzą, że z tą ziemią nie da się nic zrobić. Mimo tego kręcą się po działce i zastanawiają, na którą stronę świata ustawić front ich przyszłej rezydencji. Ziemia rolna kosztuje około 20 zł za metr. Gdyby zmienić kwalifikację na budowlaną, cena podskoczy przynajmniej do 120 zł. Gdyby ktoś teraz kupił ten grunt wiedząc, że wkrótce może zmienić się jego urzędowe przeznaczenie, zarobiłby sporo kasy. Na razie jednak nikt nie zrobi tutaj interesu. Państwo G. nie zamierzają za grosze pozbywać się rodzinnej ziemi i chcą walczyć dalej.

 

- Wciąż szukam powodów, dlaczego tak się dzieje. Pewną nadzieją były dla mnie zmiany na fotelu burmistrza, ale Stanisław Piechula nie dotrzymał słowa, choć podczas kampanii wyborczej obiecał pomóc takim ludziom, jak ja. Niedługo minie 30 lat mojej walki z urzędami. Mieszkam w mieście. Nie mogę zatem się starać o dotacje dla rolników, nie mogę skorzystać z renty pomostowej czy jakichkolwiek dotacji na rozwój, zakup maszyn, agroturystykę itp. Nie mogę zrobić nic. Mogę jedynie na swojej pięknej i bezwartościowej ziemi postawić leżak i obserwować przez lornetkę ptaki. Zwróciłem się do was z nadzieją, że „Nasza Gazeta” nagłośni mój problem, choć jestem przekonany, że w podobnej sytuacji znajduje się wielu mikołowian - mówi Izydor G.

 

Problem nagłaśniamy, ale wielkich nadziei nie mamy.

 

„Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta” urzędnicy traktują, jak świętość. Tak jest dla nich wygodniej, bo na jego podstawie mogą zbyć każdego mieszkańca, który ma podobne problemy jak Izydor G. Ostatnie studium uchwalono dla Mikołowa w 2013 roku. Jeszcze wcześniejsze zatwierdzono w 1999 roku. Przyjmując czternastoletnią częstotliwość, kolejnego dokumentu tej rangi możemy się spodziewać w 2027 roku. Wrócimy wtedy do tego tematu. Pytanie pozostaje jedynie takie: czy tych zmian doczeka 53-letni Izydor G.?

 

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama