Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 4 lipca 2024 20:21
PRZECZYTAJ!
Reklama

Miny na polu golfowym

Dość nieoczekiwanie wraca temat pola golfowego na terenie Śląskiego Ogrodu Botanicznego. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sprawa trafiła na biurko ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Są ekspertyzy, z których wynika, że w Mikołowie mogło zostać popełnione przestępstwo na szkodę skarbu państwa.
Miny na polu golfowym

 

Dwa lata temu mikołowską opinię publiczną bulwersował fakt, iż ówczesny wiceburmistrz był jednocześnie największym lobbystą w sprawie budowy pola golfowego. Część radnych żądała też wyjaśnień, czy zwiększona składka miasta na Śląski Ogród Botaniczny ma związek z nieformalną pomocą samorządu dla tego przedsięwzięcia. Sprawę skierowano do prokuratury, ale śledztwo zostało umorzone. To wszystko działo się na naszym lokalnym podwórku. Po dwóch latach ciszy pole golfowe znów wypłynęło i to od razu na biurko szefa resortu rolnictwa.

 

Z tego, co wiemy, temat Mikołowa pojawił się w rolniczej centrali przypadkowo.

 

W ubiegłym roku ministerstwo wpadło na pomysł, aby reaktywować rynki handlu hurtowego, adresowane do krajowych producentów żywności. Zaczęto szukać miejsc pod hale, magazyny i stanowiska targowe.

 

W grę wchodziły tylko państwowe tereny administrowane przez Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Z oczywistych względów wzięto pod uwagę Mikołów, gdzie w okolicy Śląskiego Ogrodu Botanicznego skarb państwa ma wciąż sporo ziemi. Bliższa analiza sytuacyjna wprawiła warszawskich urzędników w lekkie osłupienie. Okazało się, że w okolicy, gdzie chcieli rozkręcić rolniczy handel znajduje się pole golfowe. Wzięto pod lupę dokumenty związane ze Śląskim Ogrodem Botanicznym, który powstał przecież na gruntach rolnych skarbu państwa. Nigdzie nie było tam mowy, że można na tych terenach prowadzić prywatny biznes.

 

Kilka miesięcy temu, m.in. w tej sprawie przyjechali na Śląsk przedstawiciele warszawskiej centrali Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa.

 

Planowali spotkania z władzami Mikołowa i Urzędu Marszałkowskiego. Chcieli porozmawiać o Śląskim Ogrodzie Botanicznym. Uzasadniając propozycję spotkania napisali, że „nieruchomość nie jest zagospodarowana zgodnie z celem nieodpłatnego przekazania”. Władze miasta i województwa nie zareagowały na propozycję rozmów. Aby zrozumieć skalę komplikacji tej sytuacji potrzebny jest krótki rys historyczny. W 2000 roku Rada Miejska w Mikołowie zmieniła fragmenty miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Część terenów należących do skarbu państwa przeznaczono pod zespół przyrodniczo – krajobrazowy. W dwa lata później właściciel tego gruntu, czyli Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (teraz te zadania przejął KOWR) nieodpłatnie przekazała województwu śląskiemu ponad 78 hektarów w Mikołowie, z przeznaczeniem na utworzenie tam regionalnego ogrodu botanicznego. Obie strony zgodnie oświadczyły, że w przypadku przeznaczenia działek na inne cele, niż określone w umowie, AWRSP może zażądać zwrotu pieniędzy. W 2007 roku Województwo Śląskie darowało gminie Mikołów otrzymaną nieruchomość na realizację celu publicznego, czyli urządzenia ogrodu botanicznego. Burmistrz miasta poświadczył, iż w przypadku zbycia lub przeznaczenia nieruchomości na inny cel, niż określony w umowie, AWRSP może zażądać zwrotu pieniędzy.

 

Jednym słowem, państwo dostało podwójną gwarancję, od władz województwa i miasta, że na tej ziemi nie powstanie nic innego, niż ogród botaniczny.

 

Teoretycznie wszystko jest jasne poza jednym haczykiem, który pozwala na pewną dowolność interpretacyjną. Strony dogadały się, że skarb państwa ma prawo przez 10 lat (licząc od przekazania terenu w 2002 r.) kontrolować czy wszystko idzie zgodnie z zapisami umowy. Termin ewentualnych reklamacji upłynął więc w 2012 r. Przez ten okres AWRSP nie miała zastrzeżeń. Warto pamiętać, że działo się to w czasach, kiedy rolnictwem rządziło Polskie Stronnictwo Ludowe, a województwem śląskim Platforma Obywatelska - rządowy koalicjant „ludowców”. Burmistrz Stanisław Piechula przekazując swojemu zastępcy Bogdanowi Uliaszowi ziemię pod pole golfowe powołał się właśnie na ten zapis. Mikołowski magistrat uznał, że skoro do 2012 roku nikt nie rościł pretensji, to sprawa jest zamknięta. Po tej dacie miasto mogło robić, co chce. Zdaniem części prawników tak właśnie jest, ponieważ obowiązuje zasada przedawnienia. Nie wiadomo, czy z tą interpretacją zgodzi się resort rolnictwa. Od momentu nieodpłatnego przekazania nieruchomości na 75 proc. powierzchni nie były prowadzone żadne prace związane z tworzeniem ogrodu botanicznego. Powstało tam natomiast prywatne pole golfowe, a na jednej z przekazanych działek wybudowano budynek przeznaczony do nauki i treningu tej dyscypliny. I właśnie ta informacja zasiała ziarno niepokoju w ministerstwie. Dotarliśmy do ekspertyzy, z której wynika, że odchodząc od zapisów pierwotnej umowy mogło dojść do popełnienia przestępstwa i działania na szkodę skarbu państwa. Z tego, co wiemy, w Warszawie zastanawiają się nad skierowaniem sprawy do prokuratury. Wszystko wskazuje na to, że pole golfowe znów wróci na nasze łamy.

 

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama