Ta historia zaczyna się w latach 60. ubiegłego wieku, kiedy przy ul. Bluszcza w Mikołowie zamieszkał Edward Urbańczyk z rodziną. Wśród jego rozlicznych życiowych pasji znalazła się także pielęgnacja dzikiego ogrodu przy tej ulicy. Uporządkował teren, postawił altanę, zasadził owoce i warzywa. W latach 80., kiedy Spółdzielnia Spożywców w Mikołowie prowadziła prace budowlane i musiała naruszyć granice ogrodu o zgodę zapytano Edwarda Urbańczyka. Po jego śmierci, rodzinny majątek odziedziczyły dzieci. Cała trójka ma już swoje lata i problemy zdrowotne. Porządkowaniem rodzinnych spraw zajęła się wnuczka Ilona. Dawno minęły czasy, kiedy wszystko było w Polsce państwowe, a kwestie własnościowe miały drugorzędne znaczenie. Po działkę, na której stał ogród, nikt się nie zgłaszał. Ilona Urbańczyk złożyła więc na początku 2012 roku w mikołowskim sądzie wniosek o nabycie praw własnościowych na podstawie zasiedzenia. Przepisy pozwalają przejąć „bezpańską” nieruchomość osobie, która nią faktycznie zarządza.
W tym samym czasie, tuż za płotem rozpoczynała się budowa Magicznego Domu, który dzięki intensywnej kampanii reklamowej, zanim powstał, już uchodził za najbardziej szpanerską „miejscówkę” w mieście.
Mikołowski sąd odrzucił wniosek o przejęcie działki na podstawie zasiedzenia. Stroną w tej sprawie był Urząd Miasta, który także zdecydowanie sprzeciwiał się takiemu rozwiązaniu. Magiczny Dom piął się w górę, a Ilona Urbańczyk alarmowała, że budowa dewastuje ogród. W czerwcu wysłała pismo do inwestora, firmy developerskiej Trojan, wzywające do zaprzestania zanieczyszczania terenu materiałami budowlanymi i zlikwidowania szkód. Altana została zburzona, płot zniszczony, a droga wewnętrzna przy nowym budynku weszła na teren ogrodu. Zrobiło się nieciekawie, bo kiedy runął płot otaczający działkę, upatrzyli sobie to miejsce bezdomni. Protestami Ilony Urbańczyk nikt się nie przejmował, bo przecież w świetle decyzji mikołowskiego sądu, nie miała nic do gadania. Sytuacja zmieniła się w 2014 roku. Sąd Apelacyjny w Katowicach unieważnił mikołowski wyrok. Ilona Urbańczyk nabyła działkę przez zasiedzenie i to od 2005 roku.
To nie był koniec, ale początek problemów.
Regulacja stanu prawnego ogrodu sporo ją kosztowała: proces, geodeta, zaległe podatki. Do tej listy wydatków wkrótce dołączyła batalia z inwestorem, którego oskarżyła o zdewastowanie i pomniejszenie jej działki. Urbańczyk spotkała się z prezesem Trojana. Mediacje nic jednak nie dały. Właścicielka ogrodu złożyła wniosek o popełnieniu przestępstwa w mikołowskiej prokuraturze. Sprawę umorzono. Prokurator uznał, że nie ma pewności, iż dewastacja działki ma związek z budową Magicznego Domu. Urbańczyk odwołała się do mikołowskiego sądu na decyzję prokuratora. Jej skargę odrzucono. W tym czasie zarząd nad Magicznym Domem objęła wspólnota mieszkaniowa.
Do gry przeciwko Urbańczyk weszła Straż Miejska i Urząd Miasta.
Obie instytucje zaczęły wzywać właścicielkę działki do uprzątnięcia szkód powstałych w trakcie budowy Magicznego Domu, choć to nie ona zdewastowała swój ogród. W dodatku, do zniszczeń doszło, kiedy nieruchomością władał magistrat (działo się to przed wydaniem wyroku przez katowicki sąd w 2014 roku). Straż Miejska skierowała nawet przeciwko Urbańczyk sprawę do sądu. Została uniewinniona, ale kto zabroni sądzić się strażnikom, skoro procesują się za publiczne pieniądze. Sprawa jest w toku i rozwojowa. Będziemy wracać do niej na łamach „Naszej Gazety”.
Jerzy Filar
Ilona Urbańczyk, pełnomocnik spadkobierców
Skoro Polska jest - podobno - państwem prawa, to niech miastem prawa będzie Mikołów. Tymczasem szary obywatel jest tutaj pozostawiony sam ze swoimi problemami, bo wszystkie instytucje, które mają stać na straży prawa i porządku, biorą stronę silniejszego. Czyżby wszyscy liczyli na to, że starsi i schorowani ludzie dla świętego spokoju nie będą ubiegać się o prawo własności?
Napisz komentarz
Komentarze