Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 grudnia 2024 01:36
PRZECZYTAJ!
Reklama

„Zbawcy”

Nie ma miesiąca, aby Rada Powiatu nie podjęła jakiejś wiekopomnej uchwały o kapitalnym znaczeniu dla regionu i Polski. Telewizja publiczna, reforma służby zdrowia, nazwy placów w Katowicach - to problemy, jakimi żyją nasi radni. Po ostatniej wpadce z terminowym dostarczeniem materiałów na sesję można się zastanowić, czy ta troska o losy świata nie dzieje się kosztem spraw powiatu?

Gdyby powiatowi radni mieli trochę dystansu do siebie i potrafili realnie ocenić swoje możliwości i kompetencje, daliby sobie spokój z podejmowaniem uchwał, które nie mają na nic wpływu. Jakie znaczenie dla ministra zdrowia może mieć grudniowy apel Rady Powiatu Mikołowskiego, aby do 2021 roku zwiększyć do 6 proc. budżetowe wydatki na ochronę zdrowia? Czy radnym się wydaje, że przed wyrzuceniem do kosza przeczytał to ktoś wyższy rangą, niż asystent dyrektora departamentu? Nie znaczy to, że nie należy krytykować rządu. Ale niech to robią ci, którzy mają jakieś skuteczne narzędzia. Opozycja, lobby branżowe i media - to są środowiska, z którymi przynajmniej w jakimś stopniu liczą się rządzący. Protest samorządowców miałby sens, gdyby to była wielka, dobrze nagłośniona, ogólnopolska akcja. Zresztą, w sporze z ministrem Radziwiłłem i tak nikt nie przebije lekarzy rezydentów, którzy nie wychodzą z opozycyjnych mediów i chyba polubili role celebrytów. A poza tym, jaka to sztuka domagać się 6 proc. w pięć lat? Tyle potrafi nawet Grzegorz Schetyna.

Nasi radni, jeżeli chcą być słyszalni, powinni zażądać 25 proc. na ochronę zdrowia i to jeszcze w tym roku.

Wtedy byłaby szansa, że ich protest songiem zainteresuje się ktoś więcej, niż tylko „Nasza Gazeta”. Powiatowi radni walczą także o zdrowie psychiczne rodaków. Kilka miesięcy temu wysmażyli apel, aby telewizja publiczna nie była wykorzystywana do politycznych celów przez rządzące Prawo i Sprawiedliwość. I tutaj przesadzili. Po pierwsze, zanim zaczęli krytykować media finansowane z publicznych środków, powinni zająć się patologicznym przykładem z własnego podwórka. Za pieniądze podatników z Mikołowa, Orzesza, Łazisk Górnych, Wyr i Ornontowic, wydawany jest bezpłatny miesięcznik „Aktualności powiatu”. Generalne opowiada on o tym, jaki fajny jest starosta i jego ludzie. Stawiamy weekend w hotelu Gołębiewski temu, kto znajdzie w gazecie choć jedno krytyczne zdanie pod adresem władz powiatu.

Czym się różni Telewizja Polska od „Aktualności powiatu”? Jedynie skalą działania. Przesłanie jest to samo: chwalić władzę za publiczne pieniądze.

I druga, bardziej uniwersalna sprawa. Media publiczne zawsze padają łupem rządzących. Tak było w czasach rządów lewicy, za ośmioletniego panowania PO, a PiS kontynuuje te tradycje. Platforma miała prostsze zadanie, ponieważ sprzyjały jej też media prywatne i propaganda telewizji publicznej nie musiała być tak nachalna. Ekipa Jarosława Kaczyńskiego nie może liczyć na komercyjnych nadawców. Siłą rzeczy, telewizja publiczna stała się narzędziem w walce o utrzymanie władzy. Tak już w Polsce jest i nie powinno to dziwić takich politycznych wyjadaczy, jak powiatowi radni. Nie zdejmują oni ręki także z regionalnego pulsu. W Katowicach wybuchła niedawno awantura o plac przed dworcem kolejowym. Jarosław Wieczorek, wojewoda śląski, zmienił jego nazwę z Wilhelma Szewczyka na Lecha Kaczyńskiego. Od razu skrzyknęła się grupa protestujących, której nieformalnym liderem został Jarosław Makowski, szef katowickiej Platformy Obywatelskiej i kandydat tej partii na prezydenta miasta. Trzeba przyznać, że wojewoda dał mu solidny atut i wyświadczył Prawu i Sprawiedliwości niedźwiedzią przysługą, wywołując w mieście niepotrzebną awanturę. Generalnie jest to spór katowicki, wyznaczający jeden z frontów rozkręcającej się powoli kampanii wyborczej do samorządów. Czy kogoś to obchodzi poza mieszkańcami stolicy regionu? Oczywiście, że tak. Niezawodni radni Powiatu Mikołowskiego wystosowali apel, aby nie majstrować przy nazwach ulic i placów w Katowicach. Można zapytać, czy to zainteresowanie działa w druga stronę?

Czy katowiccy radni kiedykolwiek podjęli uchwałę dotyczącą powiatu mikołowskiego?

Oczywiście, jest to pytanie retorycznie. Skoro apele i odezwy tak dobrze idą naszym radnym, proponujemy, aby rozszerzyli pole rażenia. Mogą np. podjąć uchwałę w sprawie Jean-Claude’a Junckera, przewodniczącego Komisji Europejskiej. Niech przestanie pić i trzeźwo spojrzy na problemy Europy. Zwracamy też uwagę na rosnące napięcie na półwyspie koreańskim i czasami nierozważne słowa amerykańskiego prezydenta. Co nas uratuje przed wybuchem wojny światowej, jak nie apel Rady Powiatu Mikołowskiego? Rzecz jasna, nie wszystkie uchwały nadają się do rubryki satyrycznej. W grudniu radni zaapelowali do wszelkich możliwych instytucji o poprawę bezpieczeństwa na mikołowskim odcinku Drogi Krajowej 44. Przypomnijmy, że w listopadzie na przejściu dla pieszych przy ul. Podleskiej zginęły pod kołami samochodu dwie, młode dziewczyny. To bardzo poważny, lokalny problem. Rada Powiatu jest organem jak najbardziej odpowiednim do zabiegania o lepsze oznakowania przejść, a jej głos - w takiej sprawie - powinien zostać wysłuchany.

Taki wyjątek nie zmienia jednak reguły, że radni zbyt często puszczają parę w gwizdek zabierając głos w sprawach, na które nie mają wpływu.

Oczywiście, nie wszyscy są zwolennikami produkowania uchwał, mających się nijak do spraw powiatu. Celowo jednak nie piszemy, kto jest inicjatorem takich pomysłów. Rada głosuje kolegialnie, a jeżeli nie potrafi sobie poradzić ze swoimi członkami, którzy przynoszą jej wizerunkowy wstyd, to już nie jest nasz problem.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama