Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 grudnia 2024 01:39
PRZECZYTAJ!
Reklama

(Bez)wolne media

Podobno jesienny sezon polityczny ma się rozpocząć mocnym akcentem. Pod obrady Sejmu może trafić projekt ustawy repolonizującej media. Na samą myśl kręci mi się łezka, bo jestem z pokolenia pamiętającego sytuację odwrotną, czyli sprzedaży polskich tytułów zagranicznym koncernom. Dziś ten proces, a raczej proceder nazwalibyśmy gospodarką rabunkową albo wilczym kapitalizmem, ale w czasach planu Balcerowicza to była normalka, bo na sprzedaży i likwidacji gazet zarabiało się szybko i dużo.

W pierwszej połowie lat 90. pracowałem w tygodniku „Panorama”. Gazeta miała śląski profil, ale czytano ją w całej Polsce. Zanim objęło nas dobrodziejstwo prywatyzacji mieliśmy 200 tys. wiernych czytelników. Gazeta była ciekawa. Bez intelektualnego zadęcia w stylu „Przekroju” i bez infantylnych treści, jakie zdarzały się „Kobiecie i Życiu”. W ramach prywatyzacji państwowego przedsiębiorstwa Prasa-Książka-Ruch „Panoramę” postanowiono sprzedać szwajcarsko-niemieckiemu wydawcy. Był to czas wzmożonej ekspansji kolorowej prasy śmieciowej, dla niepoznaki zwanej kobiecą. Rynek zaroił się od pism plotkarskich, skandalizujących, poradnikowych. „Panoramie” nie zagroziła ta konkurencja, bo jej atutem był dobry poziom merytoryczny. Zagraniczny wydawca postanowił jednak zmienić profil. „Panorama” dołączyła do głównego nurtu bulwarowego. Aby było śmieszniej, gazeta zaczęła się ukazywać na paskudnym, gruboziarnistym papierze. Na zdjęciach przystanek autobusowy niewiele różnił się od modelki w bikini. Z oczywistych względów tygodnik szybko upadł. Z czasem wyszło na jaw, że o to właśnie chodziło.

Z rynku zniknęła wewnętrzna konkurencja dla kolejnych, zagranicznych tygodników. Dziennikarze pracujący w innych tytułach też mają swoje historie. Dlaczego niemiecki wydawca kupił „Trybunę Śląską” i „Dziennik Zachodni”, a potem zlikwidował pierwszy z tych tytułów? Spiskowa teoria głosi, że należało wyczyścić trochę pola dla „Faktu”, czyli kolejnej niemieckiej gazety podbijającej polski rynek. Ale wróćmy do współczesności. Na wieść o rządowych planach repolonizacyjnych, lider opozycji Grzegorz Schetyna zapowiedział, że będzie bronił do upadłego wolnych mediów. Co autor miał na myśli? Wyobraźmy sobie, że dziennikarz „Gazety Wyborczej” trafi na ślad przekrętu z udziałem Adama Michnika. Wszyscy wiemy, że jest to postać kryształowa i nic takiego się nie zdarzy, ale mówimy o sytuacji hipotetycznej. Mogę się założyć ze Schetyną o wszystko, że artykuł na ten temat nie ukazałby się w „Gazecie Wyborczej”. Albo inny przykład. Czy „Polsat” może wyemitować materiał, który podważyłby dobry wizerunek Solorza-Żaka? Są to, rzecz jasna, pytania retoryczne, ale ważne w dyskusji o wolnych mediach. Opozycja robi ludziom wodę z mózgu sprowadzając pojęcie mediów do zziajanych dziennikarzy goniących po Sejmie za politykami. To też są ludzie mediów, ale na samym dole drabinki. W tej branży, jak w każdym biznesie, liczą się właściciele. Oni nie robią z politykami wywiadów. Oni chodzą z nimi na kolacje. Prawie cała prasa regionalna i spora część Internetu należy do niemieckich wydawców. Medialny rynek naszego zachodniego sąsiada jest dosyć specyficzny. W ramach poprawności politycznej i autocenzury tamtejsze gazety i telewizje realizują politykę rządu. Jeżeli ktoś próbuje iść pod prąd, dostaje po uszach, jak dziennikarz, który został skazany na pół roku więzienia za opublikowanie zdjęcia z czasów drugiej wojny, na którym muzułmański przywódca brata się z Hitlerem. Jeżeli Schetyna chce bronić mediów, to jako Europejczyk z krwi i kości powinien zacząć właśnie od tego przypadku. Każdy, kto trochę zna historię wie, że muzułmanie kibicowali Hitlerowi. Nie pasuje to jednak carycy Angeli i za głoszenie prawdy, w demokratycznych Niemczech można pójść za kratki. Duzi wydawcy są pragmatyczni i współpracują z rządem, bo państwo jest dla nich najlepszym klientem. Warto też pamiętać o starej biznesowej prawdzie, że kapitał nie zna granic, ale ma swoją ojczyznę. W tym kontekście staje się jasne, dlaczego sporo mediów w Polsce współpracuje z rządem. Niemieckim rządem.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama