W pierwszym podejściu Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska miał wydać do końca stycznia opinię w sprawie fedrowania pod Orzeszem. Termin nie został dotrzymamy. W Orzeszu trwały protesty przeciwko tej inwestycji, a pikieta ustawiła się nawet przed dyrekcją RDOŚ w Katowicach.
W tej sytuacji, zażądano od spółki Silesian Coal, aby raport oddziaływania na środowisko uzupełniła, m.in. o analizę konfliktów społecznych. RDOŚ miał wydać opinię 30 czerwca, ale ten termin też okazał się nieaktualny. Kolejnej daty już nie wyznaczono. Sprawa utknęła i to na dobre, ponieważ wstrzymania procedury zażądał sam inwestor. Zaprotestowały przeciwko temu środowiska nieprzychylne planowanej kopalni, chcąc aby RDOŚ nie zwlekał z wydaniem opinii środowiskowej. Spór musi teraz rozstrzygnąć Generalna Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie, ale póki co, Katowice mają związane ręce.
Dlaczego Silesian Coal zagrał na czas?
Opinia środowiskowa to ważny dokument w całym łańcuchu decyzyjnym, ale byłoby naiwnością sądzić, że od szefa RDOŚ zależy los węgla pod Orzeszem. Górnictwo zawsze było w Polsce sprawą polityczną i nic się w tym względzie nie zmieniło. Trudno oczekiwać, że niemiecki inwestor chce przeczekać rządy Prawa i Sprawiedliwości, bo przecież nie ma gwarancji, że za dwa lata zmieni się w Polsce władza. Nieoficjalnie mówi się, że spółka poszukuje kontaktów z wicepremierem Mateuszem Morawieckim. Nie jest tajemnicą, że dysponuje on w rządzie wolną ręką w sprawach gospodarczych. Przychylność Morawieckiego dla każdego inwestora jest wartością bezcenną. Problem polega na tym, że to jest droga na skróty, a na takim szczeblu władzy nikt tego nie lubi.
O kopalniach należy najpierw rozmawiać w Ministerstwie Energii. I to jest kolejny problem.
Od samego początku Silesian Coal zapewnia, że nie zamierza drążyć w Orzeszu szybów. Cała technologia wydobycia ma być oparta na wykorzystaniu podziemnej infrastruktury kopalni „Krupiński” w Suszcu, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Pierwsze rozmowy na ten temat prowadzono jeszcze w czasach rządów PO-PSL. Skoro pojawił się pomysł z „Krupińskim” zapewne padły jakieś deklaracje o przychylności dla takiego rozwiązania. Po przejęciu władzy przez PiS, zmieniła się polityka państwa wobec górnictwa. Nowy rząd postawił sobie za cel postawienie na nogi pogrążone w długach spółki węglowe. Na skraju bankructwa znajdowała się zwłaszcza Jastrzębska Spółka Węglowa. Konsorcjum banków, które miało w rękach obligacje JSW, zażądało radykalnych reform organizacyjnych i finansowych. Taki plan przyjęto. Jego fundamentem było zamknięcie i przekazanie do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, przynoszącego 300 mln zł strat rocznie „Krupińskiego”.
Ten pomysł, choć uratował JSW, nie spodobał się nawet w samym PiS.
Zdaniem części polityków, z mikołowską posłanką Izabelą Kloc na czele, zamiast zamknąć kopalnię należało w nią zainwestować, aby dotrzeć do nowych, zasobnych złóż najlepszego węgla koksującego typu hard. To żyła „czarnego złota”. Jeżeli ktoś, kiedyś uruchomi te pokłady, zarobi krocie, bo na „hard” zawsze jest zbyt. Ministerstwo Energii nie ma jednak pieniędzy na taką inwestycję. Po przekazaniu do SRK, pojawił się inny plan zagospodarowania „Krupińskiego”. JSW przemierza się do budowy w nieczynnym szybie elektrowni przepompowo-szczytowej.
- Nawiązaliśmy współpracę z partnerami zagranicznymi mającymi doświadczenie w zagospodarowywaniu terenów i wyrobisk po kopalniach węgla kamiennego. Na razie to bardzo wczesny etap, podpisaliśmy niedawno porozumienie w sprawie opracowania studium wykonalności i możliwych rozwiązań technologicznych.
Mamy też inne pomysły na zagospodarowanie tego terenu. Nasza spółka zależna, Jastrzębskie Zakłady Remontowe przeniesie tam część swojej działalności, może tam powstać duże centrum logistyczne. Zamierzamy też współpracować z PGNiG w zakresie pozyskiwania metanu towarzyszącego zasobom węgla, który byłby wykorzystywany do celów energetycznych. Oprócz tego współpracujemy z dużym śląskim biurem architektonicznym, które ma przedstawić swoje koncepcje zagospodarowania terenu - mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzecznik JSW.
Na tereny eksploatacyjne, którymi interesuje się Silesian Coal, dosyć nieoczekiwanie zwróciło ostatnio uwagę także… Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
Wśród najważniejszych projektów, którymi chwali się wicepremier Morawiecki jest także przywrócenie żeglowności polskich rzek. Chodzi, m.in. o zbudowanie handlowej drogi wodnej łączącej Odrę, Dunaj i Łabę.
W Gorzyczkach-Wierzniowicach miałoby powstać największe w Europie centrum logistyczne. W planach jest nawet przedłużenie do tego miejsca szerokiego toru ze Sławkowa. W naszej części województwa powstałaby sieć terminali, portów rzecznych, centrów przeładunkowych. Czy taki plan ma jakiekolwiek szanse powodzenia? Trudno powiedzieć, ale Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, które firmuje projekt, przygotowuje dokumentację i szuka pod tę inwestycję tzw. rezerw terenowych. Pod uwagę brane są także obszary, którymi interesuje się Silesian Coal.
Generalnie, sytuacja wygląda tak, że rząd PiS ma przynajmniej dwa plany dotyczące kopalni „Krupiński”. Być może powiodą się projekty firmowane przez JSW. Jeżeli nie, a na szczytach Ministerstwa Energii dojdzie do zmian kadrowych, nie można wykluczyć powrotu do pomysłu fedrowania na nowych złożach. W dodatku wszystkich może pogodzić wicepremier Morawiecki, jeżeli ruszy z projektami żeglugi śródlądowej.
Można zadać pytanie, dlaczego niemiecki inwestor nie odpuszcza, mimo spiętrzenia tylu przeciwności?
Niedawno w „Rzeczpospolitej” ukazał się wywiad z Heinzem Schernikau - prezesem firmy Bergbau AG, której polską „córką” jest Silesian Coal.
- W tej chwili staramy się o pozyskanie koncesji wydobywczej. Mamy potwierdzoną wielkość zasobów, znaleźliśmy bardzo bogate złoża, które umożliwiają opłacalne wydobycie węgla. W szczególności, że chcielibyśmy wykorzystać nieużywaną obecnie część infrastruktury wygaszanej kopalni Krupiński. Co oznacza, że na powierzchni nie potrzebujemy żadnego obszaru, nie będziemy stawiać żadnych obiektów, a całą inwestycję przeprowadzimy pod ziemią - powiedział prezes „Rzeczpospolitej”.
Od lat te same optymistyczne słowa, choć wiele wskazuje na to, że z tego interesu może nic nie wyjść. Ale w tej branży nikt nie odpuszcza. Od kiedy w świat poszła informacja, że pod Orzeszem jest dobry węgiel, inwestorzy zrobią wszystko, aby go zgarnąć. Dobry węgiel sprzedaje się na świecie na pniu. Same Niemcy zużywają rocznie 50 mln ton tego surowca. Prezes Schernikau szacuje wydajność orzeskiego złoża na 3 mln ton rocznie. Taką ilość, poprzez swoich znajomych z branży, sprzeda od ręki na niemieckim rynku.
Nie można wykluczyć, że gra na zwłokę w RDOŚ, ma na celu pozyskanie sojuszników nie tylko na szczytach władzy, ale także tam, gdzie problemy się zaczęły, czyli na orzeskich ulicach.
Obecne władze miasta chłodno wypowiadają się na temat tej inwestycji. Trzeba jednak pamiętać, że za rok odbędą się wybory samorządowe, a przymiarki do kampanii zaczną się już po tych wakacjach. Wszystko wskazuje na to, że jednym z przewodnich wątków kampanii wyborczej w Orzeszu będzie kopalnia. I na pewno pojawią się kandydaci, którzy zaczną przekonywać mieszkańców, że dla Orzesza to dziejowa szansa i życiowy interes.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze