Na zebranie podpisów mieli dwa miesiące, ale dopiero w ostatni weekend przed upływem ustawowego terminu rozłożyli w centrum miasta stoisko, gdzie mieszkańcy mogli złożyć „autograf” po wnioskiem. Tak się nie robi referendum. W analogicznej sytuacji w Rudzie Śląskiej, gdzie kilka lat temu próbowano odwołać prezydent Grażynę Dziedzic, podpisy przy stolikach zbierano w każdej dzielnicy miasta. Właśnie to są podstawowe narzędzia: stolik, czytelny baner, sympatyczny człowiek, prosta ulotka, kartka i długopis. Facebook i strona internetowa mogą służyć jako wsparcie informacyjne, ale nie instrument, którym wygrywa się polityczną batalię. Grażyny Dziedzic nie odwołano, ale podpisy pod wnioskiem referendalnym zebrano szybko i bez problemów. W Mikołowie referendyści potknęli się na pierwszej przeszkodzie. Jeżeli chcą walczyć ze Stanisławem Piechulą to źle zaczęli, dostarczając mu propagandowy oręż. Trudno teraz o lepszy argument na to, że mieszkańcy nie chcą zmian na fotelu burmistrza. Jedną z głównych słabości referendystów jest ich zaplecze polityczno-organizacyjne. Nie jest tajemnicą, że stoją za nimi także ludzie związani z ekipą poprzedniej władzy w mieście. Mieszkańcy miewają krótką pamięć, ale nie aż tak. Były burmistrz przegrał wybory sromotnie i w fatalnym stylu. Wizja powrotu tej ekipy, gdyby referendum się udało, na wielu mieszkańców podziała odstraszająco. Generalnie, Stanisław Piechula na razie obronił stanowisko ale niekoniecznie dzięki swojej sile, ale wyjątkowej słabości przeciwnika.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze