- Rozmawiamy na Śląsku, więc nie unikniemy tematu, który najbardziej niepokoi mieszkańców naszego regionu. Można odnieść wrażenie, że zmiany przeprowadzane w górnictwie przez rząd Prawa i Sprawiedliwości mają charakter bardziej administracyjnej kosmetyki, niż oczekiwanej głębokiej restrukturyzacji. W 2007 roku PiS przygotował dobrą ustawę o inwestycjach początkowych w górnictwie. Dlaczego nie wracacie do tego pomysłu?
- Chcemy zrealizować ogromne inwestycje na Śląsku, zwłaszcza takie, które wykorzystają tkwiący w tym regionie unikatowy potencjał górniczy, technologiczny, naukowy i badawczy. Wykorzystamy górnictwo do rozwoju gospodarczego w sposób jak najlepszy, to znaczy w oparciu o nowe technologie. Niedawno miałem okazję zwiedzić Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla w Zabrzu, prowadzący zawansowane prace, m.in. nad „błękitnym węglem”. To jeden z przykładów, jak można myśleć o przyszłości węgla. Będę rozmawiać z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska oraz Komisją Europejską na temat możliwości finansowego wsparcia tych prac badawczych. Kolejny, interesujący i perspektywiczny obszar, to gazyfikacja węgla. Widzę ogromny potencjał dla polskich technologii w oparciu o pewne, sprawdzone rozwiązania już stosowane w świecie. Warto podkreślić, że dziś gazyfikuje się około 10 proc. rocznej, globalnej produkcji węgla. Przodują w tym Chińczycy i Amerykanie, ale my również powinniśmy wykorzystać te technologie.
- Mówi Pan o ciekawych planach, ale rzeczywistość nie nastraja optymistycznie...
- Mówię o całościowej strategii optymalnego wykorzystania górnictwa z pożytkiem dla krajowej gospodarki. Jednym z jej elementów jest obniżenie kosztów wydobycia węgla i zwiększenie rentowności kopalń. To jest proces, który - zgodnie z obietnicami wyborczymi - rozpoczęliśmy i realizujemy. Zasililiśmy finansowo spółki węglowe, aby mogły przeprowadzić procesy restrukturyzacyjne. Przygotowaliśmy programy odejść dla górników, które obejmują także pracowników administracji. Warto podkreślić, że wszystko dzieje się w atmosferze konstruktywnego dialogu społecznego. Generalnie, uruchomiliśmy mieszankę różnych działań, zarówno w oparciu o istniejące kopalnie, jak i przemysł okołogórniczy, który nas szczególnie interesuje, bo może on wesprzeć produktywność polskiej branży wydobywczej i stać się w przyszłości narodową, technologiczną perłą.
- W Orzeszu, do eksploatacji złóż przymierza się niemiecki koncern, chcąc wykorzystać infrastrukturę polskich kopalń. To nie jest jedyny zagraniczny inwestor zainteresowany naszym węglem. Jedni widzą w tym zagrożenie, inni szansę. Jaki jest stosunek pańskiego rządu do zagranicznych inwestorów, zainteresowanych eksploatacją polskich złóż węglowych?
- Należy zacząć od tego, że poprzednia władza zmarnowała najlepsze lata dla polskiego górnictwa. Kiedy tona węgla kosztowała na światowych rynkach około stu dolarów, wtedy trzeba było inwestować w przemysł wydobywczy. Podnieść jego efektywność, poprzez inwestycje w nowe technologie, maszyny, kombajny. Te pieniądze - mówiąc wprost - zostały przejedzone przez naszych poprzedników. Niestety, nasz rząd trafił na najtrudniejszą sytuację w górnictwie. I w tym kontekście musimy analizować, czy stać nas, z własnych środków budżetowych, na nowe inwestycje. Uważnie przyglądamy się zagranicznym inwestorom, działającym na krajowym rynku wydobywczym. Nie chcemy dopuścić do braku równowagi pomiędzy wewnętrznym popytem i podażą. Wyobrażam sobie taką sytuację, że niemiecki biznes inwestuje w polskie kopalnie, ale ma zakontraktowany węgiel na przykład u siebie, w Niemczech. W Polsce, w branży wydobywczej mamy miejsca pracy, ale nie stać nas na wielomiliardowe inwestycje. Jeżeli ktoś chce inwestować, to zapraszamy, ale z uwagą przyglądamy się relacjom między popytem i podażą węgla na krajowym rynku.
- Skoro Niemcy, Czesi, Australijczycy, wietrzą interes na polskim węglu, dlaczego nie potrafią tego zrobić nasze spółki górnicze?
- Potrafią, ale nie mają pieniędzy. Przykład z Orzesza dotyczy potencjalnego wykorzystania infrastruktury kopalni Krupiński, należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Jestem przekonany, że JSW jest w stanie zrealizować podobny plan dotarcia do nowych złóż, ale z powodu działań poprzedniej władzy, ta spółka jest potwornie zadłużona. JSW została zmuszona do kupna kopalni Knurów-Szczygłowice za 1,5 mld zł i z tego powodu wydrenowała się z całych rezerw kapitałowych. To tylko jeden z całej listy przykładów gospodarczej nieodpowiedzialności i niefrasobliwości poprzednich rządów, za które my teraz musimy płacić.
- Górnictwo jest ważne, ale musimy szukać alternatywnych form rozwoju naszego regionu. Ciekawie brzmią plany uruchomienia drogi wodnej Odra - Dunaj. To ważny projekt, z którym sporo nadziei wiążą mieszkańcy „rybnicko-gliwickiej” części Śląska.
- Jeżeli chodzi o żeglugę śródlądową, to musimy odrabiać zaległości nie tylko ostatnich ośmiu lat, ale całego okresu PRL. Drożność polskich dróg wodnych, w porównaniu do Niemiec, Francji czy innych krajów Europy Zachodniej, jest dramatycznie niska i niewykorzystywana. Projekt „Odra - Dunaj” jest wyjątkowo ważnym przedsięwzięciem dla Polski, ale także konkretnie dla waszego regionu. To pomysł, który zwiększy przepustowość transportu śląskiego węgla, m.in. do budowanej elektrowni w Opolu. Wspieramy te projekty, choć trzeba pamiętać, że inwestycje rzeczne to przedsięwzięcia wieloletnie. Niemniej, kiedyś trzeba je zacząć i rząd Prawa i Sprawiedliwości jest zdeterminowany, aby odrobić nasze zaległości, także w żegludze śródlądowej. Jesteśmy bowiem przekonani, że dobra infrastruktura transportowa jest jednym z głównych warunków rozwoju kraju i gospodarki - stąd kładziemy na to bardzo duży nacisk w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
- Pańskiemu planowi gospodarczemu towarzyszy medialne i obiecujące hasło „bilion złotych dla polskiej gospodarki”. Jaka jest w tym rola Górnego Śląska?
- Zamierzamy zainwestować w gospodarkę w ciągu najbliższych sześciu lat więcej, niż bilion złotych. Ale to nie kwota jest najważniejsza, lecz charakter inwestycji. Górny Śląsk będzie kluczowym elementem całej strategii na rzecz rozwoju, ponieważ wymaga głębokiej transformacji opartej na nowoczesnych technologiach. To region o gigantycznym potencjale i znaczeniu dla narodowej gospodarki. Górny Śląsk jest głównym centrum energetycznym kraju, a przed naszą energetyką stoją wielkie wyzwania, związane z opóźnieniami odziedziczonymi po naszych poprzednikach. Za kilka lat grozi nam blackout, czyli rozległa awaria zasilania, jeżeli nie zainwestujemy w nowe bloki energetyczne.
- To jedna ze spraw, które niepokoją samorządowców i mieszkańców powiatu mikołowskiego. Powoli kończy się żywotność elektrowni w Łaziskach Górnych. Czego mamy się spodziewać?
- Mogę państwa uspokoić. Na Górnym Śląsku rodzi się koncepcja inwestycji w małe bloki energetyczne klasy 200 MW, które są dużo tańsze i efektywniejsze w porównaniu do tych o mocy 1000 MW. Zamiast zbudować jeden duży, myślimy nad gruntownym zmodernizowaniu kilku mniejszych bloków, tak aby przedłużyć ich żywotność o ok. 25 lat.
- Od lat mówi się o planach ratunkowych dla Śląska. Chyba czas na zmianę narracji. Nie mówmy o ratowaniu, ale rozwijaniu skrzydeł.
- Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie mówiło o ratowaniu Śląska, lecz o maksymalnym wykorzystaniu jego potencjału. Tu w symbiozie żyje świat biznesu i nauki. Właśnie Górny Śląsk ma wszelkie przesłanki do tego, aby stać katalizatorem polskiego rozwoju, opartego na nowoczesnych technologiach. Nie podbijemy świata kapitałem ani kosztami pracy. Jedyne, na czym w ciągu najbliższego półwiecza możemy wygrać, to wiedza, nauka, przedsiębiorczość, świat inżynieryjno-techniczny. To wszystko jest na Śląsku. Musimy to wykorzystać.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Jerzy Filar
Redakcja dziękuję poseł
Izabeli Kloc za pomoc
w przeprowadzeniu wywiadu.
Napisz komentarz
Komentarze