Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 3 lipca 2024 20:25
PRZECZYTAJ!
Reklama

Mówimy władzy: sprawdzam!

Rozmowa z Adamem Lewandowskim, prezesem Stowarzyszenia Rozwoju i Promocji Ziemi Mikołowskiej

- Minął rok od momentu powstania Stowarzyszenia. Daliście się w tym czasie poznać, jako organizacja dosyć krytycznie oceniająca poczynania lokalnych władz, zwłaszcza Mikołowa.
- Skoro powołaliśmy stowarzyszenie, którego misją jest promocja i rozwój, to jednym z narzędzi naszego działania jest - między innymi - ocena władz samorządowych. W przypadku Mikołowa jest ona krytyczna. Ale to nie jest złośliwość wobec konkretnych osób, lecz reakcje na to, co dzieje się w mieście.

- Nie dzieje się chyba aż tak źle. Był pan podczas ostatniej sesji Rady Miasta, kiedy wiceburmistrz mówił o środkach unijnych pozyskanych w ostatnich latach przez Mikołów. Ta prezentacja zrobiła na panu wrażenie?
- To bardzo dobrze, że Mikołów sięga po środki unijne, podobnie jak robi to większość polskich miast i gmin. Staram się jednak spojrzeć na to nieco szerzej. Praktycznie wszystkie śląskie miasta zbudowały lub budują kanalizację dzięki środkom unijnym. I nie jest żadną tajemnicą, że do tych inwestycji muszą dorzucić się sami mieszkańcy, płacąc wyższe rachunki za wodę i ścieki. W Mikołowie mamy jedną z najwyższych taryf w Polsce. Po zakończeniu budowy kanalizacji nie można wykluczyć, że cena jeszcze wzrośnie. Można zadać pytanie, czy niewielkie miasto, z rozległymi sołectwami, stać będzie na utrzymanie kanalizacji za pół miliarda złotych? Czy nie można było przyjąć innego wariantu? Praktyka innych miast pokazuje, że w małych osiedlach i dzielnicach z przewagą domków jednorodzinnych, zamiast kłaść kilometry rur, można budować małe, ekologiczne oczyszczalnie ścieków. Jeden z mieszkańców zapytał mnie ostatnio, czy drogie, ceramiczne rury, które biegną w Borowej Wsi przez tereny szkód górniczych, są narażone na uszkodzenia? To jest dobre pytanie i zadam je przy najbliższej okazji podczas sesji Rady Miasta.

- Czasami władza reaguje na wasze interwencje. W akcji protestacyjnej przeciwko kolejnemu marketowi w centrum miasta, w dwa tygodnie zebraliście ponad półtora tysiąca głosów. W konsekwencji burmistrz zapowiedział, że przy ulicy św. Wojciecha nie powstanie market.
- Ta społeczna mobilizacja musiała zrobić wrażenie na burmistrzu i jego otoczeniu. Być może nie spodziewali się, że niektóre ich decyzje mogą wzbudzać aż takie kontrowersje wśród mieszkańców. Problemem Mikołowa jest brak w tutejszym samorządzie silnej opozycji. A to jest fundament demokracji. Ważne decyzje powinny zapadać w ogniu publicznych dyskusji, a nie w zaciszu gabinetów. Proszę sobie przypomnieć, co działo się w ubiegłym roku, kiedy na początku wakacji znienacka, bez konsultacji i dyskusji, podniesiono ceny wody i ścieków. W spontanicznej akcji protestacyjnej mieszkańcy zebrali ponad trzy tysiące podpisów.

- Pojawiły się wtedy także głosy, że trzeba zorganizować referendum w sprawie odwołania burmistrza i Rady Miasta.
- Referendum jest bronią ostateczną, ale może okazać się nieskuteczną, jeżeli nie ma w mieście organizacji czy stowarzyszeń, które są w stanie wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za miasto.

- W kategoriach politycznych Stowarzyszenie Rozwoju i Promocji Ziemi Mikołowskiej trudno uznać za zorganizowaną opozycję, bo nie macie swoich ludzi w Radzie Miasta.
- Stowarzyszenie powstało niespełna rok temu, czyli w połowie kadencji władz samorządowych.

- Wystawicie swoje listy do przyszłorocznych wyborów samorządowych?
- Myślę, że tak. Każde stowarzyszenie, działające na rzecz dobra wspólnego, powinno pokazać, że potrafi nie tylko krytykować, ale także skutecznie działać.

Rozmawiała: Beata Leśniewska


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama