Sala była przygotowana na przyjęcie gości. Szampan mroził się w wiaderku. Przyjemnie skwierczał tłuszcz kapiący z prosiaka obracającego się na wielkim rożnie. Światła z choinkowych lampek wesoło załamywały się na butelkach Duokle Angelams, tworząc na suficie nastrojowe refleksy. Byli już prawie wszyscy.
- OKS, OKS, OKS! Zwycięskim klubem jest OKS! - drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, a w progu stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Mateusz Handel, wiceburmistrz Mikołowa.
Reszta spojrzała po sobie z niepokojem.
- Co ty śpiewasz Mateusz? Jaki zwycięski klub? Dziś nie gadamy o wyborach!
- Byłem na zimowym sparingu AKS. Nasi znów wygrali, to sobie śpiewam - odparł poirytowany Handel.
- Śpiewałeś OKS! - powiedział ktoś oskarżycielsko.
- Jak śpiewałem, jak nie śpiewałem. Trzeba było słuchać: A.K.S! - Nie dawał za wygraną wiceburmistrz.
Starosta Mirosław Duży z irytacją odłożył butelkę szampana i klasnął w dłonie.
- Dość tego głupiego gadania. Zaczynamy!
- Hej! Jeszcze czekamy na kogoś - krzyknął zaniepokojony Adam Lewandowski, powiatowy namiestnik partii rządzącej.
- A ile można na nią czekać? Przyszła kiedyś punktualnie? - zapieklił się starosta.
Minęło jeszcze pięć minut i w przedsionku rozległo się charakterystyczne stukanie obcasami.
- Tadam! Jestem i przepraszam za spóźnienie. Timmermans przyjechał i nie mogłam tego odpuścić - powiedziała na powitanie europoseł Izabela Kloc.
- Poszłaś na spotkanie z Timmermansem?! - krzyknął zszokowany Lewandowski.
- No w sumie, generalnie i w zasadzie, jakby na to nie spojrzeć, nie do końca było to spotkanie - zaczęła lawirować Kloc.
- Ale jaja - krzyknął nagle Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa, który zawzięcie grzebał w swoim iphonie - posłuchajcie tego: na zaproszenie marszałka województwa śląskiego do Chorzowa przyjechał Frans Timmmermans. Wizyta zakończyła się skandalem. Znana europosłanka z Mikołowa rzuciła w wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej jajkiem, ale chybiła. „Pocisk” trafił stojącego obok...
- Wśród ludzi jesteś, to nie baw się jak dziecko telefonem - przerwała mu Kloc.
- Ludzie, ogarnijcie się! Przecież, jak tak dalej pójdzie to do rana stąd nie wyjdziemy - ostudził emocje starosta - Stasiu! Ty zacznij. Masz jakiś pomysł?
- No powiedź im szefie, co wymyśliłeś - wtrącił kpiąco Handel.
Burmistrz Mikołowa podszedł do stołu z trunkami. Nalał do szklanki na dwa palce whisky i wychylił jednym haustem. Odetchnął głęboko.
- Chodzi o to, że marnujemy możliwości Śląskiego Ogrodu Botanicznego. Ludzie szwendają się tam bez celu, chowają po krzakach i nie wiadomo co robią. Można by to wszystko uporządkować, oznakować, ukierunkować, zdynamizować…
- No to dynamizuj i powiedź wreszcie o co Ci chodzi - ponaglił swojego kolegę po fachu Aleksander Wyra, burmistrz Łazisk Górnych.
- Zróbmy z Ogrodu największe pole golfowe w Europie. Zamiast osiemnastu, będzie trzydzieści sześć dołków, a ostatni wykopiemy pod wieżą widokową. O naszym powiecie zrobi się głośno. Na turnieje zaczną się zjeżdżać goście z grubą kasą, szejkowie, modelki, aktorzy, komisarze unijni, a nawet sam Donald - rozmarzył się Piechula.
- Ty z Donaldem wylądujecie na dołku, ale policyjnym - pogroził ręką Lewandowski.
- Tylko straszyć potrafisz? Masz lepszy pomysł? - podniósł głos Piechula.
- Oczywiście, że mam. Można wejść w sport, ale nie elitarny, tylko masowy, popularny i patriotyczny. Na przykład moglibyśmy wszystkim mieszkańcom powiatu ufundować koszulki z numerem i nazwiskiem najpopularniejszego, polskiego piłkarza - przedstawił swój plan Lewandowski.
- A którego piłkarza konkretnie masz na myśli? - zapytał podejrzliwie Mirosław Blaski, burmistrz Orzesza.
- Nie wiem. Ty mi powiedź, ja się słabo znam na piłce nożnej - niepewnie odparł Lewandowski.
- Chłopaki dajcie spokój. Przecież ani golf ani akcja koszulkowa nie przejdą - roześmiał się Duży.
- To co przejdzie? Zamiast strofować innych, sam coś wymyśl - odparował Lewandowski.
- Oczywiście, że coś wymyśliłem ale nie wiem, czy jesteście na to gotowi. Chodzi o szybką kolej i Centralny Port Komunikacyjny. Musiałaby nam pomóc Iza - zaczął tajemniczo Duży.
- Źle to widzę. Rozmawiałam z Horałą, a nawet wyżej, ale sprawa jest trudna ze zmianą tras... - zaczęła europoseł, ale wszedł jej w słowo starosta.
- Nie chodzi o to. CPK i kolej dużych prędkości i tak powstaną. Mam pomysł jak na tym nie stracić, a nawet zyskać - Duży zawiesił na chwilę głos, bo nie wiedział, w jakie słowa ubrać swoje myśli - posłuchajcie i zastanówcie się chwilę zanim zaczniecie protestować. Zamiast kłócić się z Horałą i jego szefami złóżmy im propozycję. Nie będziemy już więcej dymić, ale w zamian zażądajmy, aby przenieśli lotnisko z Baranowa do naszego powiatu i dali nam spółkę CPK w zarząd. Odpadnie problem z trasami dojazdowymi do lotniska, bo lotnisko będziemy mieli u siebie.
Na kilkanaście sekund zapadła taka cisza, że było słychać kapanie wody z topniejącego lodu w pojemniku z szampanem. Pierwszy ocknął się burmistrz Łazisk Górnych.
- Jeśli CPK ma powstać w naszym powiecie, to tylko w Łaziskach Górnych. Jestem nawet gotów poświęcić się dla dobra ogółu i pokierować tym projektem - zaczął Aleksander Wyra.
- To zmowa. Mirek i Olek są z Łazisk. Coś knują na boku, a nam zostawią tylko ochłapy - odezwał się milczący dotychczas Marcin Kotyczka, wójt Ornontowic.
- Dokładnie tak. Poobsadzają stołki ludźmi z Łazisk, a reszta co? Parkingów mają pilnować? - poparła swojego kolegę Barbara Prasoł, wójt Wyr.
Zapowiadało się, że dyskusja o podziale łupów w nowym CPK potrwa do rana. Postanowił to przerwać burmistrz Orzesza.
- Dajmy spokój, bo i tak się nie dogadamy. Poza tym ludzie mogą nie zrozumieć skali naszego poświęcenia. Lotnisko to ciężki projekt. Skuteczniejsze są działania „miękkie”, coś z pogranicza promocji i rozrywki - zaczął Mirosław Blaski.
- Masz coś na myśli? - spytał pojednawczo Wyra.
- Niby nic wielkiego, ale zawsze coś - uśmiechnął się chytrze Blaski - W telewizji jest cała masa kretyńskich programów, gdzie faceci uganiają się za babkami i na odwrót. Podobno ludzie to lubią, czyli jest oglądalność. Wszystko to dzieje się na jakiś egzotycznych wyspach, a my możemy zaproponować powrót tych emocji do swojskich źródeł. W Orzeszu mam dzielnice Zawiść i Zazdrość. Tam można skoszarować tych komediantów. Wyobraźcie sobie te tytuły: „Przyjaźń w Zawiści” albo „Miłość w Zazdrości”...
- Słabe to jest - jednocześnie pokręciło głowami dwoje wójtów.
- No to podsuńcie coś lepszego. Tylko krytykować potraficie - obraził się burmistrz Orzesza.
- Mam pomysł konkretny i opłacalny - zaczęła Barbara Prasoł - wszyscy narzekacie na brak kasy z rządu i Unii Europejskiej, ale jest jeden wyjątek. Sporo euro i złotówek kapie na wieś. Wykorzystajmy to! Musicie tylko zrzec się praw miejskich, zmienić status na sołectwa, przysiółki i kolonie, a potem przyłączyć do Wyr. Zbudujemy mega-wioskę, która dostanie mega-kasę.
- W życiu! Ja i moja dziewczyna jesteśmy ludźmi światowymi i nie będziemy mieszkać na wsi! - zaprotestował burmistrz Piechula.
- Dobra, nie zaczynajmy znów kłótni. Posłuchacie może tego, co ja mam do powiedzenia - wtrącił się Marcin Kotyczka - jak wiecie, kopalnia Budryk sprzedaje węgiel. Mam tam dobry układ w dyrekcji. Zróbmy ludziom prezent na czasie. Mógłbym dla klientów z naszego powiatu wywalczyć specjalną, darmową tonę, taki „węgiel plus”.
- Nie będę wspierać propagandy rządu, który jest odpowiedzialny za wojnę, ocieplenie klimatu i kryzys w polskiej piłce nożnej - znów ożywił się burmistrz Piechula.
Uczestnicy spotkania odczuwali coraz większe zmęczenie.
Z pieczonego prosiaka zostało niewiele, a z szampana wyparowały ostatnie bąbelki.
- Powiedź coś. Jesteś nowy w tym towarzystwie i cały czas milczysz - starosta zagaił nagle do Łukasza Osmalaka, powiatowego namiestnika trzeciej partii w sondażach.
- W sumie mam pomysł, ale to nic pewnego. Musiałbym najpierw pogadać z ludźmi w Warszawie. Chodzi o to, że mój szef Szymon ma jeszcze układy w programie „Mam talent”. Mógłbym załatwić tam nasz występ - powiedział Osmalak.
- A jaki my mamy talent? - spytał ktoś.
- Bo wciąż ze sobą gadamy? - odpowiedział pytaniem Osmalak.
- To nawet nie jest głupie, ale musiałby zostać spełniony jeden warunek - nieoczekiwanie odezwała się Izabela Kloc - „Mam talent” musiałby zostać przeniesiony do telewizji publicznej.
Zanim ktoś zdążył to skomentować, weszła kelnerka Lusia.
- Czas bystro bieżajut. Za czetwierdź my zakrywajem - oznajmiła wesoło.
- Że niby co? - nastroszył brwi Handel.
- Młody jesteś, światowych języków nie znasz. Za piętnaście minut zamykają, a my dalej jesteśmy w d..., to znaczy w punkcie wyjścia - odparł zrezygnowany Duży - ktoś ma coś jeszcze do powiedzenia?
Ożywiła się nagle Izabela Kloc i podniosła głowę znad tabletu.
- Posłuchajcie! Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy ze środków promocyjnych Parlamentu Europejskiego. Mogłabym zaprosić tysiąc osób z naszego powiatu na wycieczkę do Brukseli. Przejazd, zakwaterowanie, wyżywienie, zwiedzanie i aktywność za darmo.
- Aha. Aktywność jest haczykiem - skwitował podejrzliwie Osmalak.
- Od razu haczyk. Aktywność to aktywność. Chodzi o to, aby cała grupa poszła pod siedzibę Komisji Europejskiej i wykonała parę ćwiczeń rekreacyjnych...
- Czyli? - drążył Osmalak.
- Chodzi o pomachanie kartonowymi rekwizytami gimnastycznymi w kształcie prostokąta - tłumaczyła niejasno Kloc.
- Co będzie napisane na tych kartonowych rekwizytach? - pytał dalej Osmalak.
- Jak to co: Timmermans musi odejść!
Zapadła cisza. Nikt nie miał już siły do dalszej dyskusji. Wyczerpały się pomysły, poczęstunek i czas kelnerki Lusi.
- Na czym stoimy? - zapytał ktoś.
- Jak to na czym? Jak nie zdążymy na Gwiazdkę, to będziemy procedować dalej.
- Kiedy są kolejne święta?
- 9 kwietnia.
- No to byle wiosny...
Iwo Star
Napisz komentarz
Komentarze