Pani Helena była pielęgniarką, a jej mąż Ronald nauczycielem, absolwentem Akademii Rolniczej w Olsztynie. Przez kilka lat pracował w Katedrze Żywienia Zwierząt tej uczelni. Większość jednak zawodowego życia spędził w Ornontowicach, ucząc, m.in. zootechniki w miejscowym technikum rolniczym. Nawet po przejściu na emeryturę współpracował ze szkołą zapraszając uczniów do swojego ogrodu i uczył ich pielęgnacji roślin, a zwłaszcza róż.
Cała ta historia zaczęła się w 1945 roku, gdy piętnastoletni Ronald Winkler zapisał się do gimnazjum rolniczego w Ornontowicach.
Szkoła mieściła się na terenie byłej posiadłości Hegenscheidtów. Następnej wiosny dyrekcja zarządziła porządki w pałacowym ogrodzie celem przystosowania go do potrzeb szkoły, do pracy zagoniono oczywiście również młodzież.
- Nauczyciel wręczył nam trójzębne kopaczki do ziemniaków oświadczając, że będziemy karczowali chwasty po obszarnikach - wspominał Pan Ronald.
Na szczęście Alfons Skowronek ogrodnik byłych właścicieli wybrał 12 różanych krzewów najmniej uszkodzonych i przekazał je Agnieszce Cienciałowej, miejscowej położnej, a prywatnie wielkiej miłośniczce kwiatów, która zasadziła je obok swojego domu, a 10 lat później została teściową pana Ronalda. Po ślubie młodzi zamieszkali z rodzicami pani Heleny, a w wolnych chwilach przekształcali sad otaczający dom w ogród ozdobny. Nie było to proste i trwało, bo musieli prosić teściów o zgodę na wycięcie każdej starej jabłoni czy innego drzewa, które zaczynało usychać i przestawało rodzić owoce.
W 1958 roku, już jako nauczyciel Winkler pojechał do Drezna z zamiarem załatwienia sobie praktyki.
Praktyki nie załatwił (ostatecznie odrobił ją pod Warszawą), ale wyprawa i tak się opłaciła, bo spotkał znajomego, który pracował w zieleni miejskiej. Ten odciął mu gałązkę pięknego drzewa o nazwie Metasekwoja chińska. Podzieloną na trzy równe części, zawinięte w wilgotną gazetę przewiózł pociągiem do Polski. Z tych trzech kawałków przyjęły się tylko dwie, ale ostatecznie została tylko jedna, która do dziś jest najstarszym okazem tego gatunku na Górnym Śląsku. 1964 roku w Szwajcarii, gdzie przebywał na zaproszenie kuzynki zajrzał do szkółki drzewek w pobliżu Zurychu. Zobaczył tam sadzonki Cedrów himalajskich. Zachwycił się nimi tak, że postanowił jedną kupić. Ku zdziwieniu sprzedawców kupił najmniejszą sadzonkę. Zapakował do walizki i przywiózł do domu, a do dziś w ogrodzie jest to największy tego typu tego gatunku pomnik przyrody na Górnym Śląsku, który osiągnął wysokość ponad dziewięć metrów.
W latach sześćdziesiątych zaczął wraz z żoną poświęcać więcej uwagi różom.
Jak wspominał w tym czasie pokochał różę na tyle, że w 1964 roku założył w Ornontowicach koło Polskiego Towarzystwa Miłośników Róż, pierwsze w południowo-zachodniej Polsce i przez trzydzieści lat był jego prezesem. Przez długi czas zasiadał również w zarządzie głównym organizacji, a przez ponad czterdzieści lat należał do Europejskiej Federacji Miłośników Róż w Baden-Baden. Wraz z żoną prezentował kwiaty na różnych imprezach i to z sukcesami. Zdobyli przez lata wiele odznaczeń i nagród.
Miłość do róż nie przesłoniła państwu Winklerom wizji tego, co chcieli mieć wokół siebie. Dziś dom nie otacza zwykły ogród jakich nie brakuje w okolicy, tylko ogród botaniczny. Kolekcja drzew, krzewów, kwiatów liczy ponad trzysta odmian i gatunków z wielu stron świata, a rodziła się różnymi sposobami. Na przykład nasiona krzewów azalii, które mają już 3,5 m małżonkowie zbierali na terenie dawnego ogrodu pałacowego w Mosznej. W posiadanie innych okazów pan Ronald wszedł drogą wymiany.
W ostatnich latach ukazało się mnóstwo publikacji, których przyczyną były trochę zapomniane róże z ogrodu Hegenscheidtów.
Okazało się, że choć są białe to zaczęły wydawać też kwiaty biało-czerwone lub czerwone! Sprawa wzbudziła nie lada sensację zajmowali się nią liczni specjaliści. Róże, które wywołały takie poruszenie Annemarie Hegenscheidt przywiozła prawdopodobnie w 1937 roku. Rozpoznano wśród nich jedną z odmian „Betty Prior” wyhodowaną przez amerykańskiego ogrodnika. Krzewy, które rosną u Winklerów prawdopodobnie są więc najstarsze w Polsce. Należy pamiętać, że liczą sobie ponad osiemdziesiąt pięć lat, a taka długowieczność w przypadku tego gatunku to fenomen.
Kolejna perełka to róża wyhodowana przez słynnego francuskiego ogrodnika Alaina Meillanda, którą nazwał „Marie Curie”. Udało się ją sprowadzić z zagranicy i po roku już zaczęła kwitnąć.
Należy tez wspomnieć o słynnej róży księżnej Daisy.
Ta wyjątkowa Angielka, wielka miłośniczka kwiatów założyła w pszczyńskim ogrodzie duże rosarium. Zamiłowanie Daisy docenił wybitny ogrodnik Piotr Lambert, który w 1911 roku wyhodował kilka odmian róż, a najpiękniejszej nadał nazwę „Furstin von Pless” - księżna z Pszczyny. Pan Ronald sześć lat zabiegał o sprowadzenie tej róży do swojego ogrodu. Udało się, do dziś kwitnie i jest, oprócz Pszczyny jedyną w Polsce.
W ogrodzie Winklerów kwiaty są od wczesnej wiosny do późnej jesieni. W marcu otwiera go Róża Bożego Narodzenia, kolejne są azalie, różaneczniki i kamelie. W czerwcu zaczynają kwitnąć róże, nowe kwiaty pojawiają się co sześć tygodni, aż do jesieni. W lipcu i sierpniu przychodzi kolej na hibiskus, a cykl zamykają chryzantemy. To oczywiście tylko część tego co kwitnie u Winklerów. Aż trudno uwierzyć, że skrawek ziemi o powierzchni 50 arów może być tak kolorowy. W 2010 roku z okazji czterdziestolecia współpracy z Europejską Federacją Miłośników Róż Pan Winkler został po raz trzeci uhonorowany, tym razem statuetką dużej złotej róży.
Helena Winkler zmarła 13 lutego 2021, a Pan Ronald 17 lutego tego samego roku.
Jacek Adamczyk
W tekście wykorzystano fragmenty wydanego przez Urząd Gminy w Ornontowicach opracowania Andrzeja Kotyczki pt. „W ogrodzie Heleny i Ronalda Winklerów w Ornontowicach” wydanego w 2015 roku.
Napisz komentarz
Komentarze