Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 27 listopada 2024 10:40
PRZECZYTAJ!
Reklama

Zadrżą Śmiłowice?

Sołtys Józef Świerczyna: jeśli te plany zostaną zrealizowane to będzie po starych Śmiłowicach...
Zadrżą Śmiłowice?

Polityka klimatyczna Unii Europejskiej raz na zawsze miała pogrzebać węgiel, jako źródło energii. Wszystko zmierzało w tę stronę, aż wybuchła wojna. Świat, a zwłaszcza Europę dotknął kryzys energetyczny na skalę niewidzianą od dziesięcioleci. Pogardzany i potępiany węgiel wrócił do łask, a wraz z nim odkurzono stary projekt wznowienia wydobycia pod sołectwem Śmiłowice w Mikołowie.

Kto nie był w Śmiłowicach niech żałuje. To wyjątkowo urokliwy zakątek Mikołowa. Sołectwa leży wzdłuż ruchliwej ulicy Gliwickiej, ale sporo jest tutaj lasów i otwartej przestrzeni. To także modna okolica dla budownictwa jednorodzinnego.

Domy powstają w technologii „pięć łopat piasku i łopata cementu”.

Nikt nie stosuje tutaj kosztownych zabezpieczeń przed ruchami tektonicznymi, bo - jak się wszystkim zdawało - zagrożenie fedrowaniem minęło bezpowrotnie.

Po raz pierwszy pisaliśmy na ten temat ponad osiem lat temu. Ówczesna Kompania Węglowa ujawniła wtedy zamiar rozszerzenia swoich możliwości wydobywczych. Złoże Śmiłowice to łakomy kąsek. Do wybrania jest około sto milionów ton węgla. Powierzchnia obszaru eksploatacyjnego wynosi 35 kilometrów kwadratowych, z czego większa część przypada na Mikołów, a reszta na Rudę Śląską. Kompania Węglowa nie planowała budowy nowych szybów. Podejście do złoża miało się odbyć pod ziemią, od strony kopalń Bielszowice i Halemba. Nikt nie silił się na finezję. Węgiel zamierzano wydobywać najtańszą i najbardziej inwazyjną metodą, czyli na zawał. Generalnie, w latach 2014-2063 miało powstać około 60 ścian, a długość zaprojektowanych wyrobisk korytarzowych sięgała 200 kilometrów.

Spółka węglowa oszacowała też bilans spodziewanych szkód.

- Najbardziej istotny dla obiektów powierzchniowych będzie wpływ eksploatacji powodujący deformacje ciągłe, ujawniające się w postaci osiadań terenu, poziomych odkształceń ściskających i rozciągających oraz wychyleń obiektów od pionu. Osiadania terenu zwłaszcza w górnych lub środkowych odcinkach cieków wodnych mogą spowodować zaburzenia w grawitacyjnym spływie wód zarówno w korytach jak i przyległej zlewni. Poziome odkształcenia rozciągające mogą powodować zwiększone uszkodzenia w obiektach o niskich parametrach wytrzymałościowych - czytamy w raporcie eksploatacyjnym z czerwca 2013 roku.

W ostatnim zdaniu jest ostrzeżenie dla obiektów o niskich parametrach wytrzymałościowych. Oznacza to praktycznie całe Śmiłowice, może z wyjątkiem osady Sielanka-Siedlisko, gdzie zastosowano ostrzejsze rygory konstrukcyjne. Kiedy te plany ujrzały światło dziennie, w sołectwie i całym mieście zawrzało. Mieszkańcy słali pisma protestacyjne, a samorządowcom też nie była w smak ta inwestycja, ponieważ burzyła ekologiczno-kameralny wizerunek Mikołowa.

Sprawa rozwiązała się sama.

W tych samych latach Unia Europejska za swój najważniejszy cel obrała politykę klimatyczną. Początkowo mówiono o konieczności ograniczenia wydobycia, ale z każdym rokiem wzmagała się antywęglowa retoryka, a w ślad za nią ruszyły obostrzenia środowiskowe. Kiedy dwa lata temu przyjęto Zielony Ład i zatwierdzono plan osiągnięcia do 2050 roku neutralności klimatycznej (zerowa emisja CO2), było jasne, że epoka węgla dobiegła końca. Dotyczyło to zwłaszcza Polski, której energetyka jest oparta na tym surowcu. W porozumieniu z Komisją Europejską i z akceptacją związków zawodowych przyjęto plan wygaszania śląskich kopalń. W 2023 roku miała wybić ostatnia godzina dla KWK „Bielszowice”, a w 2034 roku dla Halemby. Oznaczało to ostateczne pogrzebanie zakusów na śmiłowickie złoża, bo eksploatacja była tam zaplanowana na niecałe 40 lat.

Kiedy na Śląsku prawie wszyscy pogodzili się już ze schyłkową rolą węgla, na świecie zaczęły się dziać niepokojące rzeczy.

Najpierw koronawirus zaburzył globalne łańcuchy dostaw surowców, a w dodatku stosunkowo ostra, ubiegłoroczna zima udowodniła słabość energetyki odnawialnej. W niektórych europejskich stolicach, nie tylko w Warszawie, zaczęły się odzywać głosy, że może jeszcze nie czas na całkowite pożegnanie się z węglem. Aż nadszedł 24 luty tego roku. Rosja napadła na Ukrainę i wywróciła cały globalny stolik. Świat, a zwłaszcza Europę dotknął kryzys energetyczny na niespotykaną od dekad skalę. Ceny energii szaleją, brakuje surowców, ludzie zaczęli się bać zimna i głodu, a przywódcy rozruchów. Węgiel z pogardzanego „czarnego luda” znów stał się „czarnym złotem”.

Teoretycznie powinny nastać dobre czasy dla Polski, która - jak mawia Prezydent Andrzej Duda - ma węgla na 200 lat.

Mieć nie znaczy jednak dysponować. Polskie kopalnie mogą zwiększyć wydobycie tylko zasobami ludzkimi, zatrudniając więcej górników i intensyfikując zmianowość. Niestety, takie działania niewiele dają i stanowią tylko kroplę w morzu potrzeb. Zwiększyć wydobycie na skalę rekompensującą rynkowy ubytek ruskiego węgla można tylko poprzez inwestycje - nowe ściany, pokłady, a może i kopalnie. Taki proces trwa latami. I w tym jest największy dylemat polskich i unijnych polityków. Dziś nikt nie potrafi ocenić jak rozwinie się sytuacja na świecie. Czy w bliższej perspektywie nastanie pokój na Ukrainie, a europejska energetyka odzyska równowagę? Albo odwrotnie, świat pogrąży się w chaosie, a wtedy unijne cele klimatyczne staną się mrzonką, bo priorytetowym celem będzie przetrwanie. Tego nie wiemy, ale jakieś decyzje podejmować trzeba.

Czytelne sygnały płyną z Ministerstwa Aktywów Państwowych, które odpowiada za polski przemysł wydobywczy.

- Przez ostatnie lata inwestycje w górnictwie były bardzo mocno ograniczone ze względu na plany wygaszania górnictwa. Dzisiaj musimy te plany zrewidować - mówił podczas konferencji prasowej Jacek Sasin, minister MAP.

Jeśli faktycznie jest plan nowych inwestycji, to pierwszoplanową rolę odegra Polska Grupa Górnicza, spadkobierczyni Kompanii Węglowej. W gospodarczych mediach już pojawiły się wzmianki o ewentualnych kierunkach ekspansji PGG. Mowa jest o czterech lokalizacjach: złoże Za Rowem Bełckim, Ziemowit Głęboki, nowe pokłady w rybnickich kopalniach Chwałowice i Rydułtowy oraz Śmiłowice.

Co na to sami zainteresowani?

- Mieszkańcy na razie nie przyjmują do siebie tych informacji. Są w szoku albo liczą na to, że z tych planów nic nie wyjdzie. Pocieszające jest tylko to, że uruchomienie eksploatacji w nowym złożu potrwa co najmniej kilka lat. Nie jest to problem na teraz, ale jeśli inwestycja ruszy to będzie koniec starych Śmiłowic - mówi sołtys Józef Świerczyna.

Władze miasta też ze średnim entuzjazmem podchodzą do planów PGG.

- Rozumiem, że w czasie kryzysu energetycznego rząd szuka każdego możliwego sposobu na poradzenie sobie w tej trudnej sytuacji. Jednak jestem sceptyczny wobec uruchamiania wydobycia pokładów węgla pod spokojnymi, rekreacyjnymi częściami Mikołowa, bo w dłuższej perspektywie może to w znaczący sposób obniżyć komfort życia mieszkańców - mówi Mateusz Handel, pierwszy zastępca burmistrza Mikołowa.

Jedno jest na razie pewne, że żadne wiążące decyzje jeszcze nie zapadły. Zapytaliśmy o śmiłowickie plany w PGG, ale do zamknięcia numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Wrócimy do tego tematu za miesiąc.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama