- Nabroił Pan.
- Ja nabroiłem? Odbyłem wiele ciekawych rozmów z mieszkańcami Gostyni. Zdarzały się głosy krytyczne. Kilkanaście osób nie podpisało listy z różnych powodów. Jednak zdecydowana większość ludzi, z którymi rozmawialiśmy opowiadała się przeciwko usuwaniu z komisji radnego opozycji tylko dlatego, że ma inne zdanie niż rządząca większość.
- Do komisji i tak pan nie wrócił. Przeciw opowiedziało się 13 radnych, w tym czwórka, która w ostatnich wyborach startowała z pana komitetu.
- Dalej będę działał dla dobra Gostyni i całej gminy niezależnie od zasiadania w jakimkolwiek gremium. A co do czwórki radnych - oni od dłuższego czasu są już po drugiej stronie politycznej „barykady”. Ich postawę zostawiam ocenie wyborców, którym w kampanii obiecywali zupełnie coś innego.
- Jednym z zarzutów stawianych panu przez konkurencję w radzie są „niegrzeczne” wypowiedzi. Czy naprawdę aż tak trudno jest czasem ugryźć się w język?
- Czyżby przedstawiciel wolnych mediów namawiał mnie do słownej autocenzury?
- Próbuję tylko dociec, ile prawdy jest w argumentacji pana oponentów.
- Moje wypowiedzi zostały wycięte z kontekstu i zmanipulowane. W ten sposób z każdego można zrobić „wariata”. Przykładowo na początku 2020 r. głośna była sprawa wydobycia węgla pod Gostynią. Spora grupa mieszkańców była temu przeciwna. Zwróciłem wtedy uwagę na fakt, że część radnych, w tym Joanna Pasierbek-Konieczny pod koniec 2018 r. głosowała za studium zagospodarowania przestrzennego gminy umożliwiającym kopalni fedrowanie, a półtora roku później kreowała się na twarz protestów przeciw wydobyciu. Stwierdziłem, że postępując tak niekonsekwentnie radna albo okłamuje mieszkańców, albo niewiele z tego wszystkiego rozumie. Z całej wypowiedzi wycięto końcowy fragment i dorobiono mi gębę aroganta. Podobnie jest z używaniem przysłów i powiedzeń. Dla czołowych polonistów kraju są one dobrem narodowym. Miliony Polaków powtarzają je niemal codziennie, ale dla gminnych radnych są aroganckie, niegrzeczne i niekulturalne. To istne kuriozum. Świadczy to o głęboko zakorzenionych kompleksach niektórych członków rady. Jeśli jesteś pewny swojej wiedzy i umiejętności, a ktoś zarzuca ci brak kompetencji, to po prostu wzruszasz na takie wypowiedzi ramionami i dalej robisz swoje. Święte oburzenie radnych i wynoszenie tego typu argumentów na sztandary walki z opozycją potwierdzają jedynie trafność moich spostrzeżeń. Cóż, jak mawiał Stefan Kisielewski: „nic tak nie gorszy jak prawda”.
- Jest też zarzut, że chodzi panu jedynie o kasę z tzw. diety?
- To chwytliwe hasło pod publiczkę, jednak z prawdą ma niewiele wspólnego. Od odwołania mnie z komisji gostyńskiej w październiku 2021 r. byłem na wszystkich jej posiedzeniach nie bacząc na brak diety. Wielokrotnie uczestniczyłem też w posiedzeniach komisji wyrskiej i komunalnej, których nie jestem członkiem. Za żadne z nich nie otrzymałem ani złotówki.
- Obrady wyrskiej Rady Gminy przypominają czasami kłótnie nastolatków na placu szkolnym. Też pan w tym bierze udział.
- OK, ale przecież sam się z tej komisji nie wyrzuciłem. Gdyby nie chęć pozbycia się niewygodnej konkurencji wyborczej, całej sprawy w ogóle by nie było. Od początku kadencji gminna władza robi wszystko, aby zohydzić mnie w oczach mieszkańców. Najpierw pojawiały się anonimy negujące moje miejsce zamieszkania. Na sesjach rady debatowano o tym przez kilka miesięcy. Potem próbowali pozbyć się mnie rękami prokuratury, rzucając całkowicie bezpodstawne oskarżenia. Cała akcja spaliła na panewce, bo wyrok sądowy potwierdził, że działałem w interesie mieszkańców. Najlepsze wyniki w wyborach na wójta osiągałem właśnie na Gostyni. Radni skorzystali z okazji, że przeprowadziłem się z żoną do Wyr i usunęli mnie z komisji zajmującej się sprawami mojej rodzinnej miejscowości.
- Powołano się na wieloletnią tradycję, zgodnie z którą w tej komisji mogą zasiadać tylko radni mieszkający w Gostyni.
- Jakoś do komisji wyrskiej mnie nie powołują, choć według tej rzekomo utrwalonej tradycji to tam zasiadają radni mieszkający w Wyrach. Cała ta argumentacja moich oponentów to tania wymówka, która dodatkowo niepotrzebnie podsyca gostyńsko-wyrskie animozje. Przepisy mówią jasno, że radny musi mieszkać na terenie gminy. Do tej pory nikt w Radzie Gminy Wyry nie przeprowadzał śledztwa gdzie dany radny mieszka. Jeśli już na siłę doszukiwać się jakieś praktyki przy ustalaniu składu komisji gostyńskiej i wyrskiej, to bardziej liczyło się miejsce wyboru niż zamieszkania, a to przecież się nie zmieniło. Radni wykorzystali moją sytuację rodzinną i mieszkaniową, aby przeprowadzić polityczny atak. Biorąc rzecz tak czysto po ludzku jest to - delikatnie mówiąc - naprawdę niestosowne.
Rozmawiał: Jan Ostoja
Napisz komentarz
Komentarze