Wracamy do sprawy sprzed miesiąca, która bulwersuje część mieszkańców gminy Wyr. Przypomnijmy, że chodzi o 50. metrowy maszt telekomunikacyjny, który na prywatnej działce przy ul. Kopaniny planuje wybudować jeden z największych w Polsce operatorów telefonii komórkowej. Nie chcą tego mieszkańcy i władze gminy. Ludzie boją się o zdrowie i spadek wartości okolicznych gruntów, bo raczej nikt nie chce mieszkać obok takich instalacji. Niestety, okoliczności nie grają na ich korzyść. Firmy telekomunikacyjne wiedzą, że ich inwestycje nie budzą entuzjazmu i dlatego mają do dyspozycji sztaby najlepszych prawników. W setkach polskich miejscowości ćwiczono już scenariusz, że ludzie nie chcieli, a maszt i tak powstał.
Czy spotka to także gminę Wyry?
Maszt ma powstać na prywatnej działce. To wąski, nieatrakcyjny pas ziemi i wcześniej nie było potrzeby uchwalania tam miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Jednak koncerny telekomunikacyjne polują właśnie na takie miejsca i sytuacje. Skoro nie ma planu, to można budować, co się chce. Siódmego marca inwestor złożył do powiatu wniosek o pozwolenie na budowę masztu. Starosta ma na podjęcie decyzji 60 dni. Gdyby przekroczył ten termin, firma mogłaby skarżyć powiat o wielomilionowe odszkodowanie z tytułu odszkodowania o utracone korzyści. Nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, że starostwo konsultowało się w tej sprawie ze śląskim urzędem wojewódzkim. Tamtejszy wydział prawny przestrzegł, że wiele miejscowości w Polsce stawało już przed sądem z powództwa operatorów telekomunikacyjnych i samorządy te sprawy zazwyczaj przegrywają.
W Wyrach rozpoczął się wyścig z czasem.
Władze gminy wiedząc o ruchu inwestora postanowiły w ekspresowym tempie przygotować plan zagospodarowania dla okolic ul. Kopaniny i wykluczyć w nim możliwość tego typu działalności gospodarczej. Niestety, takich spraw nie da się załatwić w kilka godzin. Uchwalanie przepisów lokalnych ma swoje procedury i terminy. Rada Gminy Wyry przyjęła plan w najszybszym możliwym czasie, czyli 27 kwietnia. Już dzień później, w ekspresowym, niespotykanym dla tej instytucji tempie, treść uchwały opublikował Śląski Urząd Wojewódzki. Czas na uprawomocnienie trwa dwa tygodnie. Oznacza to, że plan zagospodarowania zacznie obowiązywać od 13 maja. Można pogratulować tempa pracy wyrskim samorządowcom i wojewódzkim prawnikom, ale i tak się spóźnili.
Do sukcesu zabrakło czterech dni.
Jak wspomnieliśmy, starosta miał 60 dni na podjęcie decyzji licząc od 7 marca, kiedy wpłynął wniosek inwestora. Siódmego maja wypadało w sobotę. Oznacza to, że nieprzekraczalnym terminem dla starosty Mirosława Dużego na podpisanie zgody na budowę masztu był poniedziałek, 9 maja. I tak zrobił. Po pierwszym artykule w tej sprawie dzwonili do nas mieszkańcy Wyr z pretensją, że nie wywarliśmy medialnej presji na staroście, aby nie podpisywał zgody. Sprawdziliśmy, jak to wygląda od strony prawnej.
Być może starosta boi się medialnej presji, ale jeszcze większe obawy budzą w nim konsekwencje odmowy.
Trzy lata temu diametralnie zmienił się w Polsce klimat inwestycyjny dla branży telekomunikacyjnej. Do tego czasu samorządy miały wiele pretekstów, aby wstrzymywać bądź opóźniać budowę masztów. Wymagano raportu na temat oddziaływania takiej inwestycji na środowisko. Żądano doprowadzenia dróg dojazdowych. Inwestor musiał udowodnić, że nie przekroczy norm promieniowania elektromagnetycznego, itd. Wszystko to straciło na aktualności we wrześniu 2019 roku. Prezydent podpisał tzw. „megaustawę 5G” formalnie noszącą tytuł „o rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych”. Przepisy zapaliły zielone światło dla budowy takiej infrastruktury i maksymalnie utrudniły jej blokowanie. Do budowy masztu wystarczy tylko pozwolenie na budowę. Jeśli firma, jak w przypadku Wyr, spełnia wszystkie wymogi formalne, starosta nie ma prawa odmówić.
Nie oznacza to, że wszystko jest stracone.
Po spotkaniach z mieszkańcami i konsultacjach z prawnikami, starosta Mirosław Duży dopuścił do postępowania decyzyjnego właścicieli nieruchomości sąsiadujących z działką, gdzie ma powstać maszt. Oznacza to, że mogą się oni odwołać od decyzji starosty do Urzędu Wojewódzkiego. Otwiera to nowe możliwości proceduralne. Jeśli Urząd Wojewódzki uwzględni protest mieszkańców, sprawa trafi na wyższe szczeble odwoławcze. Póki co, na działkę i tak nie mogą wejść ekipy budowlane, ponieważ decyzja starosty też musi się uprawomocnić. Znów decydującą rolę zaczął odgrywać czas. Będziemy wracać do tej sprawy.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze