Dobór „wtop” jest subiektywny. To nasza, redakcyjna lista rankingowa, choć powstała także dzięki Czytelnikom. Każda, mniejsza lub większa afera zawsze budzi ludzkie emocje. Im coś bardziej mieszkańców denerwuje, tym chętniej sięgają po telefon i dzwonią do nas. Dlaczego nie przygotowaliśmy też rankingu pozytywnych sytuacji? Odpowiedź jest prosta. Nie jesteśmy po to, aby lokalne władze chwalić. Samorządy utrzymują z pieniędzy podatników własne tuby informacyjne, gdzie mogą uprawiać propagandę sukcesu. My jesteśmy od tego, aby władzy - na każdym szczeblu - patrzeć na ręce. I patrzymy, choć czasami aż oczy od tego bolą. Publikując ranking „wstydu” nie zależy nam, aby wałkować te sprawy od początku i grillować winnych. Chodzi o wyciąganie wniosków na przyszłość i nie popełnianie tych samych błędów, aby - jak mawia klasyk - wszystkim żyło się lepiej.
10
AKS w KRS
Sprawa AKS zajmuje ostatnie miejsce w naszym rankingu, ale gdyby za kryterium przyjąć liczbę towarzyszących jej procesów sądowych, byłaby zwycięzcą.
To był temat rzeka. Przez kilka lat nie było miesiąca, abyśmy nie pisali o bezkrólewiu w AKS Mikołów. Przez pięć lat Krzysztof Janeczek, prezes (?) największego klubu sportowego w powiecie mikołowskim nie był wpisany do KRS. Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść. Bez wpisu do KRS nie mogą funkcjonować władze żadnej spółki, stowarzyszenia czy fundacji. Tego wymaga porządek prawny w Polsce. KRS jest „biblią” zorganizowanej działalności publicznej. Jeżeli kogoś tam nie ma to znaczy, że nie jest prezesem, nawet jeśli mówi coś innego. W Mikołowie wydarzył się precedens. To była dziwna sytuacja, ale najdziwniejsze jest to, że nikomu nie przeszkadzała oprócz „Naszej Gazety” i części działaczy, którzy poczuli się „wykolegowani” przez Janeczka. W tym roku, AKS wreszcie dorobił się legalnego prezesa. Michał Żyłka został wpisany do Krajowego Rejestru Sądowego. Skończyła się pewna epoka. Została zamknięta i... nierozliczona.
9
Afera której nie było
Na dziewiątym miejscu „wtopa” państwowej instytucji, której konsekwencje poniosły samorządy, w tym z naszego powiatu.
Dziesięć lat temu wybuchła ogólnopolska afera z terenami zagrożonymi tzw. masowymi ruchami ziemi. Na polecenie rządu, w 2010 roku także w naszym starostwie został sporządzony rejestr z informacjami o „ziemiach niespokojnych” w Mikołowie, Łaziskach Górnych, Orzeszu, Wyrach i Ornontowicach. Zlokalizowano aż 65 terenów zagrożonych masowymi ruchami ziemi oraz 129 osuwisk. Informacja o tym trafiła do map katastralnych, co miało wpływ na komercyjną wartość tych terenów. W Łaziskach Górnych miasto sprzedało ziemię prywatnemu inwestorowi, a później musiało oddać pieniądze, bo klient wycofał się z transakcji. Takich przykładów było więcej. Dopiero w tym roku Państwowy Instytut Geologiczny zweryfikował swoje dane. Jak się okazuje zagrożeń nie było, a przynajmniej nie na taką skalę, jak wcześniej opisano. Czy ktoś zwróci pieniądze samorządom i prywatnym właścicielom, którzy przez lata nie mogli sprzedać ziemi z powodu negatywnej rekomendacji?
8
Kto bogatym zabroni
Ósme miejsce dla urzędników starostwa i gmin, za powtórzenie sławnego „numeru” sprzed trzech lat.
Delegacja powiatu mikołowskiego wyruszyła z bratnią wizytą do Neuss w Niemczech. Wybrali się na bogato - samolotem i w 31 osób. Trzy lata temu doszło do identycznej sytuacji. Grupa powiatowych radnych i urzędników wybrała się do niemieckich przyjaciół. Początkowo mieli jechać busem, ale samolot jest wygodniejszy i szybszy. To, że jest również droższy urzędników raczej nie martwi, bo przecież nie lecą za swoje tylko za nasze, podatników pieniądze. Nasz artykuł wyjątkowo wtedy zbulwersował mieszkańców. W tym roku, dzięki fantazji naszych samorządowców, znów mogliśmy wrócić do tego tematu. Teoretycznie, trzydziestoosobowa grupa mogłaby wynająć wygodny autobus wycieczkowy. Czas i komfort naszych urzędników okazały się jednak wartościami nadrzędnymi. Aż dziw bierze, że nie poszli na całość i nie polecieli w klasie biznesowej.
7
Wojenka polityczna po wyrsku
Szczęśliwa siódemka dla awantury w wyrskim samorządzie.
Adam Myszor, popularny w Gostyni samorządowiec, został przez swoich przeciwników w Radzie Gminy Wyry odwołany z komisji... gostyńskiej. W dodatku gminny prawnik złożył na niego doniesienie do prokuratury, ale zarzuty okazały się bezpodstawne. Teoretycznie, nie wydarzyło się nic niezgodnego z prawem. Radni, jeśli mają większość, mogą robić co chcą i każdy na każdego może donosić do organów ścigania. Problem w tym, że Myszor chce startować na wójta, a jego szanse urosną jeśli prawdą okażą się plotki, że popularna Barbara Prasoł nie zamierza ubiegać się o reelekcję. Jej stronnicy mają w Radzie większość i raczej nie uśmiecha im się zmiana układu sił w gminie. Jeśli jednak ktoś myśli, że robi Myszorowi na złość ten nie wie, jak funkcjonuje lokalna polityka. Dzięki nagonce poważnie wzrosły jego szanse w wyborach na wójta w 2023 roku. Bez względu na to, kto zyskuje, a kto traci na tej akcji, samorządowcom z gminy Wyry nie przynosi ona wizerunkowej chwały.
6
„Szwajcarski” smog nad Orzeszem
Na szóstym miejscu przestroga, zwłaszcza dla mediów, aby nie zawsze wierzyć rankingom.
W połowie roku spore zainteresowanie wzbudził europejski ranking najbardziej zanieczyszczonych miast. Zestawienie przygotowała firma ze Szwajcarii, a wszystko co pochodzi z tego kraju uznawane jest za najlepsze. Nic dziwnego, że ranking stał się punktem wyjścia do kolejnych analiz. Dla nas najbardziej szokująca okazała się informacja, że zestawienie otwiera Orzesze. Mogło to budzić wątpliwości, bo miasto zbudowane jest z zielonych sołectw. Co prawda wielu mieszkańców pali starymi piecami, ale to jest problem ogólnopolski, a nie lokalny. Z czasem okazało się, że metody opracowania rankingu były co najmniej wątpliwe. Pojawiły się nawet sugestie, że chodziło w tym wszystkim o promocję czujników antysmogowych. Orzesze straciło na tym wizerunkowo, bo wyjaśnienia sytuacji nie przebiły się do mediów. To przestroga dla mediów (także dla nas), aby nie ufać wszystkim rankingom, nawet jeśli pochodzą ze Szwajcarii.
5
7 lat czekał na zmiłowanie radnych
Piąte miejsce zajmuje dziwny przypadek przedsiębiorcy, który siedem lat czekał na zmiłowanie mikołowskich radnych.
W każdej instytucji publicznej wszyscy potencjalni inwestorzy powinni być traktowani równo. Tyle mówi teoria. A praktyka? Siedem lat temu prywatny przedsiębiorca kupił teren po byłej papierni w Mikołowie przy ul. Rybnickiej. Na własny koszt zburzył pozostałości fabryki i zabezpieczył teren. Chciał tam postawić kameralną galerię handlową z kinem. Plan się nie powiódł, ponieważ miasto nie zmieniło planu zagospodarowania przestrzennego tego miejsca, choć korekta miała dotyczyć przekwalifikowania na mniej uciążliwą kategorię. Biznesmen czekał siedem lat na zgodę Rady Miejskiej. Można by pogodzić się z taką zwłoką gdyby wszystkich inwestorów traktowano w Mikołowie z równie należytą „dokładnością”. Tymczasem tutejsi samorządowcy, jeśli tylko chcą potrafią podejmować decyzje planistyczne w błyskawicznym tempie, jak w przypadku strefy przemysłowej koło „Sielanki”.
4
A miało być cicho i spokojnie
Na wysokie, czwarte miejsce zasługuje wielkie rozczarowanie mieszkańców mikołowskiego osiedla „Sielanka”, którzy liczyli na sąsiedztwo sarenek, ale za płotem będą widzieć hale fabryczne.
Osiedle powstało na śmiłowickiej Recie. Liczy kilkaset domków i wciąż się rozrasta. Mieszkańcy skuszeni nazwą, szukają tutaj przede wszystkim spokoju. I tak było. Osiedle leży pod lasem, na urokliwej łące, gdzie głównymi atrakcjami są dzikie zwierzęta i schron z czasów wojny. Czar prysł na początku roku. W mieście gruchnęła wiadomość, że w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla powstaną wielkie hale magazynowo-fabryczne. Wściekli ludzie zaczęli organizować się w internecie, a podczas sesji jednej z komisji Rady Miasta zapytali burmistrza i przedstawiciela dewelopera, dlaczego nikt im wcześniej nie powiedział o tych planach: „Bo nie pytaliście” - brzmiała odpowiedź. Mieszkańcy dalej protestują, ale hale powstaną, bo mają zielone światło od samorządu.
3
Na zdrowie!?
Pierwszą trójkę otwiera gorszący konflikt między pracownikami a nową dyrektorką szpitala św. Józefa w Mikołowie. I to w czasie największego, powojennego kryzysu zdrowotnego.
Na początku tego roku Zgromadzenie Sióstr Boromeuszek, które jest właścicielem placówki, zwolniło dotychczasową dyrektorkę Małgorzatę Dubińską. Jej miejsce zajęła Iwona Łobejko. Nie jest to postać anonimowa w regionalnej służbie zdrowia. Do marca 2019 roku kierowała szpitalem św. Barbary w Sosnowcu, ale została odwołana. Czekała już na nią kolejna oferta pracy. Objęła stanowisko dyrektora Zagłębiowskiego Centrum Onkologii w Dąbrowie Górniczej. Długo nie zagrzała tam miejsca. W lipcu ubiegłego została zwolniona. W Mikołowie szefowanie zaczęła od skonfliktowania się z załogą. Otrzymaliśmy pismo od pracowników szpitala św. Józefa, w którym domagają się odejścia dyrektor Iwony Łobejko. List podpisało 65 lekarzy, a inni - ze względu na sezon urlopowy - udzielili ustnego poparcia. Wystąpili do Matki Generalnej i Rady Nadzorczej Szpitala św. Józefa o odwołanie dyrektorki. Zmiany kadrowe nie nastąpiły, ale atmosfera wokół szpitala jest zła.
2
Nie chcieli kasy
Na drugim, wysokim, ale zasłużonym miejscu, jest historia o tym jak starostwo powiatowe nie przyjęło 10 mln zł na remont ul. Rybnickiej w Wyrach.
Większość samorządów, jeśli dostaje zewnętrzne pieniądze, chwali się tym na lewo i prawo. Tak powinno też być w starostwie powiatowym. W ramach rządowego Funduszu Dróg Samorządowych powiat mikołowski dostał 10 mln zł na remont ul. Rybnickiej w Wyrach. Tymczasem władze starostwa odmówiły przyjęcia tych pieniędzy. Naciąganym pretekstem, aby odrzucić kasę był rzekomy brak środków własnych, aby spiąć budżet tej inwestycji. Wyrskich radnych poinformował o tym wicestarosta Tadeusz Marszolik. Dobrze, że nie słyszał co mówiono wtedy na jego temat. To błąd, który może się zemścić w przyszłości. Nasz powiat dostał łatkę samorządu, który najpierw prosi o pieniądze, a później ich nie chce. Rządowi i wojewódzcy urzędnicy nie lubią takich cyrków. W przyszłości dwa razy się zastanowią, zanim nam coś dadzą.
1
Jacy radni, taki pucz
Zwycięzcą naszego rankingu jest nieudana próba obalenia starosty Mirosława Dużego. Styl w jakim to zrobiono przypominał serial o gangu Olsena.
Majowa sesja Rady Powiatu z powodu pandemii odbyła się w trybie online. Głosowano, m.in. nad wotum zaufania dla Zarządu powiatu choć wiadomo, że ocenie zostanie poddany Mirosław Duży. Spokój gwarantowała mu przewaga przynajmniej jednego głosu. Porażka albo remis oznaczałyby, że radni nie mają zaufania do starosty i trzeba wybrać nowego. Już na kilka tygodni wcześniej w powiecie zaczęła krążyć plotka, że Duży „poleci”. Puczyści byli przekonani, że działają w konspiracji, ale wszyscy łącznie z „Naszą Gazetą” wiedzieli, kto za tym stoi i jakie będzie miał korzyści na wypadek powodzenia akcji. W pierwszym głosowaniu był remis 10:10, a to oznaczało, że starosta żegna się ze stanowiskiem. Okazało się jednak, że jeden z radnych chciał głosować, ale zawiodły połączenia internetowa. Powtórzono głosowanie. Publiczność przed monitorami wstrzymała oddech, a później przecierała oczy ze zdumienia. W drugim podejściu za Dużym opowiedziało się 12 radnych, przeciw było sześciu, a troje wstrzymało się od głosu. Jak tak wielu radnych, w ciągu kilku minut mogło tak radykalnie zmienić zdanie? Z tym pytaniem pozostawiamy Państwa do kolejnego rankingu, w grudniu 2022.
Napisz komentarz
Komentarze