Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 4 lipca 2024 19:26
PRZECZYTAJ!
Reklama

Inwestorzy dwóch prędkości?

Na przykładzie strefy przemysłowej, która ma powstać tuż obok osiedla „Sielanka” na śmiłowickiej Recie, władze Mikołowa pokazały, że kiedy chcą to potrafią być miłe dla inwestorów. Chyba, że któryś ma pecha albo go nie lubią, lub też są inne przyczyny powodujące, że załatwianie formalności ciągnie się latami. Jak w przypadku terenu po byłej papierni przy ul. Rybnickiej.
Inwestorzy dwóch prędkości?

W przypadku hal magazynowo-produkcyjnych przy ul. Gliwickiej był to prawdziwy urzędniczy blitzkrieg. Jeszcze na początku tego roku osoby kupujące domy na osiedlu „Sielanka” żyły w przekonaniu, że jedynym ich sąsiedztwem będzie las i DK 44. W ciągu kilku miesięcy zmieniło się wszystko. Zapowiedziano, że między osiedlem
a drogą powstanie strefa przemysłowa. Pojawili się inwestorzy, a w samorządzie toczy się postępowanie administracyjne dotyczące uwarunkowań środowiskowych. Albo inny przykład. Szybko i sprawnie w centrum miasta powstał market jednej z międzynarodowych sieci spożywczych. Pomijając problem, czy zagęszczenie takich placówek dobrze wpływa na lokalny rynek handlowy jest to dowód, że Mikołów jest otwarty na inwestorów. Przynajmniej na niektórych. Do pozytywnych informacji z tego gatunku można by zaliczyć niedawną decyzję Rady Miasta o zmianie planu zagospodarowania rejonu ul. Rybnickiej, gdzie stała kiedyś papiernia. Miejsce to przestanie wreszcie być niebezpiecznym i szpetnym gruzowiskiem.

Problem w tym, że władze miasta czekały z tą decyzją aż siedem lat.

Pisaliśmy o tym po raz pierwszy w 2017 roku. Już wtedy alarmowaliśmy, że jest jakiś zator decyzyjny, który blokuje rozwój przestrzenny i usługowy tej części miasta. Pomysł na zagospodarowanie starej papierni przy ul. Rybnickiej 5 pojawił się w 2014 roku. Poprzedni burmistrz dał zielone światło. Podobno, Marek Balcer obiecał inwestorowi nawet tytuł honorowego mikołowianina, jeżeli uda mu się zburzyć pusty, bezużyteczny i zrujnowany zakład, stwarzający zagrożenie dla życia. Obok gmachu po byłej komendzie policji, stał on się symbolem gospodarczej bezradności i bierności władz miasta. Stanisław Piechula, po zwycięskich wyborach, nie wycofał decyzji poprzednika. Szybko znaleźli się przedsiębiorcy, którzy kupili ten teren i zburzyli na własny koszt budynki starej fabryki. Znaleźli też inwestora, budującego nowoczesne i estetyczne galerie handlowe. Ten z kolei zawarł wstępne porozumienia z firmami, które chciały uruchomić usługi w Mikołowie. Zaplanowano inwestycję wartą wówczas (2014 r.) ponad 60 mln zł, zapewniającą 200 miejsc pracy i milion złotych podatków rocznie. W galerii, oprócz sklepów, biur i gastronomii, miało powstać także kino. Finansowo i organizacyjnie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Brakowało tylko jednego. Dobrej woli ze strony samorządu. W miejskich planach ta część miasta przeznaczona była pod działalność przemysłową. Aby powstał nowy obiekt, należało jedynie zmienić kwalifikację terenu z uciążliwej na lżejszą (handel, usługi, mieszkania). Niby niewiele, ale władze Mikołowa nie potrafiły się z tym uporać przez lata.

Sprawa była podwójnie dziwna.

Po pierwsze, miasta starają się nie utrudniać powstawania tego typu galerii, ponieważ chętnie odwiedzają je mieszkańcy. Niedoszły inwestor z ul. Rybnickiej, w czasie kiedy jego wnioski pokrywały się kurzem w szufladach mikołowskiego magistratu, zdążył załatwić formalności i postawić podobny obiekt w rudzkiej dzielnicy Bykowina. Z drugiej strony, trudno uznać władze Mikołowa za nieporadne w sprawach inwestycyjnych. W ciągu ostatnich lat bez większych przeszkód powstało w mieście wiele obiektów komercyjnych, w tym osiedli deweloperskich, zakładów przemysłowych i marketów handlowych.

Gdzie jest więc haczyk?

Dlaczego pożyteczny i ciekawy pomysł utknął w miejscu? Dlaczego władzom nie zależało, aby gruzowisko zamienić w estetyczną i dochodową galerię usługowo-handlową? Takie pytania zawsze rodzą domysły i różne spiskowe teorie. Jedna z plotek głosi, że coś podobnego chciał postawić w Mikołowie przedsiębiorca, znany z dobrych relacji z władzami miasta poprzedniej i obecnej kadencji. Mówiono, że jego galeria mogłaby powstać między siedzibą starostwa a Białym Domkiem, czyli stosunkowo blisko terenu po byłej papierni. W tak małym mieście, na tak ograniczonym obszarze, funkcjonowanie dwóch podobnych obiektów nie miałoby sensu z rynkowych i konkurencyjnych przesłanek. Z jakiś powodów plany tajemniczego przedsiębiorcy miały spalić na panewce i - jeśli wierzyć tej plotce - inwestor z Rybnickiej nikomu już nie przeszkadza.

W każdym razie, po siedmiu latach starań Rada Miasta dała zielone światło właścicielowi terenu po byłej papierni. Cokolwiek tam nie powstanie, będzie funkcjonowało w innych realiach gospodarczych, niż siedem lat temu. Wtedy było na rynku taniej i łatwiej.

Jerzy Filar


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama