Fałszywe alarmy są zmorą służb interwencyjno-ratowniczych, a zwłaszcza straży pożarnej, która musi być na miejscu każdego niebezpiecznego wydarzenia. Zgodnie z przepisami nie wolno lekceważyć żadnego sygnału. Niestety, są wśród nas „żartownisie”, dla których numer alarmowy 112 służy rozrywce albo celowemu sianiu zamętu. Na takich ludzi nie ma słów, a ich głupota nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Nie mają na tyle wyobraźni, aby zrozumieć, że kiedy straż, policja i pogotowie pędzą w miejsce fikcyjnej katastrofy, ktoś inny może stracić życie, bo służby ratownicze nie dotrą na czas. Najbardziej kosztowne są fałszywe alarmy dotyczące podłożonych ładunków wybuchowych. Trzeba wtedy ewakuować ludzi i angażować pirotechników. Na szczęście policja jest coraz skuteczniejsza w łapaniu takich przestępców, którzy oprócz kary podstawowej dostają także rachunek za przeprowadzoną akcję. Fałszywe alarmy dotyczą nie tylko rzekomych bomb, ale nie będziemy rozwijać tego wątku, aby nie podsuwać pomysłów szaleńcom.
W ubiegłym roku w powiecie mikołowskim podniesiono 106 razy fałszywy alarm. Oznacza to, że prawie w co trzeci dzień powiatowe służby podrywane są na nogi do fikcyjnej interwencji. Najwięcej takich sytuacji odnotowano w Mikołowie (37), co jest zrozumiałe ze względu na wielkość miasta. Dosyć nieoczekiwanie na drugim miejsce tego rankingu znalazły się Wyry. Mieszkańcy tej niewielkiej gminy w ubiegłym roku aż 24 razy byli autorami fałszywych alarmów.
W Łaziskach Górnych zanotowano 23 takie przypadki, a w Orzeszu 22. Pod tym względem jasnym punktem w powiecie mikołowskim są Ornontowice, gdzie statystyka wynosi 0.
Napisz komentarz
Komentarze