Nasz powiat leży wzdłuż tzw. siódmej „szprychy”, czyli jednej z dziesięciu kolejowych linii dużych prędkości, które połączą regiony Polski z wielkim lotniskiem w Baranowie, między Łodzią i Warszawą. Nasz odcinek ma połączyć CPK z Katowicami, a dalej pociągnąć do Ostrawy przez Jastrzębie-Zdrój. Niedawno odbyło się tam spotkanie samorządowców z przedstawicielami rządu. Jastrzębie jest miastem specyficznym, politycznie podzielonym na pół między Prawo i Sprawiedliwość a Platformę Obywatelską. Prezydent jest z PO, ale Radę Miasta zdominował PiS, który ma solidne zaplecze w postaci spółek skarbu państwa, których jest w okolicy sporo. Teoretycznie, CPK mógłby stać się idealnym pretekstem, aby lokalna władza zagrała na nosie rządzącym. Tymczasem prezydent Anna Hetman nie dość, że rozmawia z przedstawicielami CPK to jeszcze stara się poszerzyć zakres projektu o dofinansowanie z województwa i miejskiej kasy. Wiadomo, że Jastrzębie-Zdrój korzysta najbardziej na tym przedsięwzięciu, bo to jest jedyne stutysięczne miasto w Europie, do którego nie dojeżdża kolej pasażerska. Gdyby prezydent chciała się kierować politycznym interesem, zablokowałaby rządowy plan czekając aż do władzy dojdzie PO i dokończy projekt pod własnym szyldem. Nikomu jednak nie przychodzi to do głowy. Podczas spotkania omówiono w jakim miejscu znajduje się projekt CPK. Okazuje się, że jesteśmy na bardzo wczesnym etapie planowania. Przygotowano 11 roboczych wariantów śląskiej „szprychy”. Po kolejnych konsultacjach z mieszkańcami i samorządami na początku przyszłego roku zostaną trzy, które trafią na wyższy szczebel uzgodnień.
Tymczasem w naszym powiecie panuje wokół CPK prawdziwa gorączka.
Zaczęło się od wyborczego występu w Mikołowie kandydującego na prezydenta Roberta Biedronia, który pod pretekstem obrony Ogrodu Botanicznego urządził sobie polityczny happening. Bębenek podbił burmistrz Stanisław Piechula. Jednym z elementów jego show na cześć Mateusza Morawieckiego, który gościł w Mikołowie 10 lipca, były „antykolejowe” hasła rozwieszone na gmachu magistratu. Nawet jeśli większość mieszkańców podpisujących się pod listami protestacyjnymi uczyniło to w dobrej wierze to i tak nie powinni mieć złudzeń, że ich głos sprzeciwu został wykorzystany w politycznej grze. Nie sprzyja to rzeczowej dyskusji na temat losów siódmej „szprychy”. Na nikim nie robi już wrażenia, że projektanci CPK wycofali się z niefortunnego pomysłu, aby puścić tory przez fragment Ogrodu Botanicznego. Podczas ostatniej sesji mikołowskiej Rady Miasta została przegłosowana uchwała odrzucająca trzy warianty przebiegające przez Mikołów. W podobnym duchu zagłosowali samorządowcy z Ornontowic. Podczas ostatniej sesji przyjęli uchwałę odrzucającą każdy z wariantów dotyczących ich gminy.
Oczywiście, każda centralna inwestycja musi uwzględniać obawy i zastrzeżenia społeczności lokalnych.
Od tego są negocjacje, konsultacje, uzgodnienia, aby osiągnąć w końcu kompromis. W tym przypadku na ugodę się nie zanosi, bo Mikołów i Ornontowice po prostu nie chcą u siebie szybkiej kolei. Podobno podczas obrad jednej z komisji mikołowskiej Rady Miasta, padło pytanie: dlaczego się mamy godzić, skoro nasze miasto nic z tego nie będzie miało. Gdyby w podobny sposób kalkulowali wszyscy samorządowcy w Polsce, nie powstałyby lotniska, porty, autostrady. Nie mielibyśmy nawet telefonii komórkowej, bo każdy chce dzwonić, ale mało kto godzi się na maszt przekaźnikowy.
Warto spojrzeć na tę sytuację także od strony tzw. realpolitik.
Ministrowie, urzędnicy i posłowie z partii rządzącej zawsze przekonują, że państwo kieruje się tylko dobrem mieszkańców. Wszyscy wiemy, że to nie jest cała prawda. Każda władza w Polsce, lewica, PO, a teraz PiS, dobrze opanowała system nagród i kar dla samorządów. Jeśli z powodu oporu Mikołowa i Ornontowic spółka CPK będzie musiała drastycznie zrewidować plany, na pewno nie spotka się to z entuzjazmem w Warszawie. Może to zostać wzięte pod uwagę przy planowaniu rządowych inwestycji na Śląsku. Polska stoi u progu transformacji energetycznej, która w największej mierze dotyczy naszego regionu. Kroją się inwestycje na grube miliardy euro, zwłaszcza w rejonach, gdzie funkcjonują firmy z branży wydobywczo-energetycznej, czyli także w powiecie mikołowskim. Szkoda, żeby nas coś ominęło z powodu sporu o przebieg linii kolejowej. Wciskanie kija w szprychy może przynosić frajdę, ale zawsze jest ryzyko negatywnych skutków takiej zabawy.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze