Koronawirus stał się dobrym pretekstem do cięć w wydatkach. W Mikołowie zrezygnowano z tego powodu z budżetu obywatelskiego, choć wiele innych samorządów postanowiło nie odbierać ludziom tej namiastki współdecydowania o mieście. W Mikołowie rok przerwy może się przydać, ponieważ wokół budżetu obywatelskiego narosło wiele niedomówień i zastrzeżeń. Głównym zarzutem jest nierówne traktowanie wnioskodawców. Jednym rzuca się kłody, a dla innych nagina się zasady.
Nie lubią Wnuka
Dwa lata temu wśród zwycięzców budżetu obywatelskiego znalazł się projekt „Reta Rowerem”. Pierwotnie miał powstać mały pumptrack, ale urzędnicy nie znaleźli wykonawcy więc zaproponowali zamianę na kładki najazdowe. Jest to atrakcja dla rowerzystów, bo umożliwia szlifowanie technik akrobacyjnych. Same kładki trzeba jednak skomunikować z otoczeniem. Na to zabrakło pieniędzy w magistracie, choć mowa jest o niewielkich kwotach. W efekcie bezużyteczne kładki zostały porzucone w trawie. Po każdym deszczu w tym miejscu stoi woda. W dosłownym i przenośnym znaczeniu publiczne pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Zadowoleni mogą być jedynie właściciele czworonogów, bo to miejsce idealnie nadaje się na psi plac zabaw i wychodek. Dlaczego dobry i ciekawy pomysł został tak zmarnowany?
A może nie chodzi o same kładki, lecz o autora wniosku? Projekt „Reta Rowerem” złożył Artur Wnuk. To znany działacz społeczny i krytyk obecnych władz w mikołowskim magistracie. Urzędnicy z najwyższego piętra po prostu go nie lubią, bo zadaje dużo niewygodnych pytań w ramach dostępu do informacji publicznej. Trudno nie odnieść wrażenia, że zniweczenie rowerowego projektu jest zemstą na Wnuku.
Lubią swoich radnych
Na drugim biegunie znajdują się projekty przygotowane przez ulubieńców władz miasta. Do tego grona zaliczyć można Mateusza Biesa i Anetę Esnekier, radnych Obywatelskiego Komitetu Samorządowego, który stanowi polityczne zaplecze burmistrza i jego pierwszego zastępcy. Obydwoje w 2018 roku złożyli projekt „Ciechocinek w Mikołowie”, zakładający budowę tężni solankowej. Kosztorys skalkulowano na 200 tys. zł, co jest oczywistym absurdem. Nie da się za takie pieniądze wybudować tężni, ale od czego są ważni przyjaciele w magistracie. Władze miasta postanowiły dołożyć do projektu „swoich” radnych. W ubiegłym roku ogłoszono przetarg na budowę tężni o wartości 350 tys. zł.
Realizacja nie doszła do skutku, bo to wciąż jest za mało. Dopiero w marcu tego roku udało się przeprowadzić skuteczny przetarg. „Ciechocinek w Mikołowie” będzie kosztować 572 tys. zł. Nasuwa się pytanie, czy to jest jeszcze projekt z budżetu obywatelskiego, czy już miejska inwestycja? Patrząc na skalę, tężnię od razu powinno sfinansować miasto, ale wtedy splendor nie spłynąłby na radnych, których głosów potrzebuje burmistrz.
Napisz komentarz
Komentarze