Takie postawy warto chwalić i nagłaśniać, bo to jest nowoczesne, amerykańskie podejście do życia. Jeśli coś ci przeszkadza, to nie marudź, ale wymyśl sposób, jak to zmienić. Mirosław Blaski zainspirował się doświadczeniem z pracy w samorządzie, ale wykorzystał też wiedzę z poprzedniego miejsca pracy, czyli Tauronu.
Jako burmistrz zna problem smogu. Jako były pracownik spółki energetycznej, wie jak pożytecznie można wykorzystać prąd. I połączył te dwie rzeczy.
Jednym z największych współczesnych problemów, zwłaszcza na Śląsku, jest smog. Unia Europejska realizuje „Zielony ład” i chce do 2050 rok w krajach członkowskich ograniczyć do zera emisję dwutlenku węgla. Na papierze wygląda to dobrze. W świecie realnym znacznie gorzej. Jak wyliczono, Polskę transformacja energetyczna może kosztować 240 mld euro. Tymczasem Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który ma być finansową dźwignią do przestawiania gospodarki na zielone tory, wynosi zaledwie 7,5 mld euro, z czego nasz kraj może dostać jedynie dwa miliardy. To zaledwie kropla w morzu potrzeb. Jeśli Unia nie znajdzie sposobu na finansowanie polityki klimatycznej, nic z tego nie będzie oprócz wstydu na arenie międzynarodowej, że Bruksela jest mocna tylko w gębie. Póki co, jeśli chcemy naprawdę zmierzyć się z problemem smogu, musimy sobie radzić sami.
Co proponuje Mirosław Blaski?
Jak wiadomo, poważnym źródłem smogu jest tradycyjne ogrzewanie piecami węglowymi. Taka forma dominuje w Orzeszu. Bardzo słabo jest tam rozwinięta sieć gazowa - tylko ok. 25 proc. obszaru gminy. Sytuacji nie poprawia znaczne rozproszenie zabudowań jednorodzinnych. Rozbudowa gazowej infrastruktury potrwa w Orzeszu jeszcze długo. Większość mieszkańców ogrzewa swoje domy węglem, bo nie ma innego wyjścia. Rządowe programy, jak „Czyste powietrze” są dobre, ale wciąż mało popularne wśród mieszkańców.
- Uważam, że jeśli chcemy zlikwidować problem smogu szybko i skutecznie, potrzebne jest rozwiązanie systemowe - przekonuje burmistrz Blaski i zachęca rząd do przeanalizowania możliwości większych dopłat do tzw. „taryfy nocnej” energii elektrycznej.
Najprościej mówiąc, chodzi o to, aby ludzie ogrzewali mieszkania tanim prądem, zamiast obciążającym środowisko węglem albo trudno dostępnym - póki co - gazem.
Burmistrz rozmawiał już na ten temat z Michałem Wosiem, ministrem środowiska. Z tego, co wiemy, pomysł trafił też na biurko premiera Morawieckiego.
Mirosław Blaski, burmistrz Orzesza
Każdy budynek mieszkalny posiada instalację elektryczną, która w godzinach nocnych jest praktycznie niewykorzystana. Gdyby mieszkańcy zamontowali w swoich domach nowoczesne piece akumulacyjne można by je ogrzać energią elektryczną w nocy, a nagromadzone ciepło ogrzałoby dom w dzień. Podobna sytuacja w zakresie szczytów energetycznych jest w elektrowniach. Pracują one 24 godziny na dobę, lecz nocą mają duże „wolne moce przerobowe” i brak przeciążeń sieci. Gdyby te okoliczności połączyć, to poprzez systemowe działania można szybko polepszyć jakość powietrza w Polsce. Energia elektryczna w naszym kraju wytwarzana jest w zdecydowanej większości z węgla, czyli nośnika energii, który nie ma dobrych notowań w Unii Europejskiej. To prawda, ale żaden dom jednorodzinny nie jest przygotowany do spalania węgla kamiennego (nawet po instalacji kotłów piątej klasy) tak, jak elektrownie posiadające instalacje odsiarczania, odazotowania i ograniczenia pyłów w powietrzu.
Napisz komentarz
Komentarze