Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 lipca 2024 06:19
PRZECZYTAJ!
Reklama

AKS - koniec wojny?

„Starzy” działacze twierdzą, że kazano  im wypier…ć. Nowy prezes zapewnia, że takie słowa  nie padły.
AKS - koniec wojny?

 

Piszemy o zamieszaniu w AKS Mikołów od kilku lat i z dziennikarskiego punktu widzenia trudno pogodzić się z myślą, że ta historia może mieć swój kres. Nie będziemy przypominać po raz kolejny całego tła i zawiłości tego konfliktu. Wystarczy wiedzieć, że wszystko zaczęło się od przejęcia władzy w klubie przez Krzysztofa Janeczka w 2015 roku. Część działaczy uznała, że uczynił to w sposób nielegalny, bo wprowadził na Walne swoich sympatyków, którzy głosowali choć nie byli członkami AKS. Pogodziło się z tą sytuacją miasto, które jest głównym sponsorem klubu. Co roku do AKS płynie ok. 400 tys. zł z kieszeni mikołowskich podatników, choć klub nie miał - aż dotychczas - legalnego prezesa. Zwolennicy Krzysztofa Janeczka szukali wielu pretekstów na prawne uzasadnienie jego rządów, ale prawda była taka, że nie został on wpisany do Krajowego Rejestru Sądowego, a jest to wymóg wobec wszystkich firm i stowarzyszeń. Działacze, którzy nie pogodzili się z puczem z 2015 roku, zaalarmowali organy ścigania i wytoczyli sprawy sądowe. Wszystkie wyroki, a zapadło ich wiele, potwierdzały, że władze AKS zostały wybrane niezgodnie z prawem. Sądy w Polsce - jak wiadomo - są nierychliwe, a w przypadku mikołowskiego klubu to powiedzenie sprawdziło się w 100 proc.

 

Potrzeba było aż pięciu lat, aby przerwać ten stan prawnego zawieszenia.

 

Sąd wyznaczył w końcu kuratora, który też się nie spieszył, ale wreszcie przeprowadził wyborcze Walne Zgromadzenie Członków. Sposób, w jaki to zrobił, u „starych” działaczy wzbudził jednak sporo zastrzeżeń. Do końca nie było wiadomo, kogo kurator zaprosi na Walne. Było mało prawdopodobne, że sięgnie tylko po oficjalną listę z 2015 roku. Figurowało na niej ok. 30 osób, a wśród nich działacze, których odsunął Krzysztof Janeczek. Takie rozwiązanie oznaczałoby ich powrót do władzy. Kurotar oprócz prawnych przesłanek wziął też chyba pod uwagę społeczne tło i fakt, że w klubie przez ostatnie lata coś się jednak zmieniło. Bez względu na to, w jaki sposób Janeczek przejął władzę, pozyskał po drodze spore grono zwolenników, z których opinią też trzeba się liczyć. Szukając kompromisowych rozwiązań kurator sięgnął więc do list na wcześniejsze Walne. Pominął jednak rok 2011 i zatrzymał się na 2007 r. Dlaczego? Lista z 2011 niewiele różniła się od tej z 2015 r.

 

Cofnięcie się o 13 lat też jednak okazało się kontrowersyjnym posunięciem.

 

Część osób figurujących na liście w 2007 roku była niepełnoletnia, czyli bez praw wyborczych. Inni nie płacili składek, co w wielu stowarzyszeniach automatycznie eliminuje z członkostwa. Takie sytuacje powinien precyzyjnie określać statut. Problem w tym, że w AKS został on uchwalony w 1923 roku i praktycznie nie był zmieniany od tego czasu. Wiele życiowych i prawnych sytuacji po prostu nie uwzględnia przestarzały statut mikołowskiego klubu. Część uczestników Walnego z lutego 2020 r. miała wątpliwości, ale to kurator rządził, bo miał sądowe pełnomocnictwa. Ostatecznie do głosowania dopuszczono 66 osób. Prezesem został Michał Żyłka, dotychczasowy zastępca Krzysztofa Janeczka.

 

„Starzy” działacze nie kryją żalu z takiego obrotu sprawy i zapowiadają, że nie zamierzają składać broni. Każdą decyzję można zakwestionować i zaskarżyć, także rozstrzygnięcie kuratora. Wiele zależy teraz od decyzji Krajowego Rejestru Sądowego. Jeżeli Michał Żyłka zostanie wpisany do KRS, trudno będzie podważyć legalność jego wyboru. Teoretycznie, decyzję sądu rejestrowego powinniśmy poznać do 30 dni. Jest jeszcze jedna sprawa. Działacze, którzy przez dziesiątki lat byli związani z klubem, mieli tam swoje miejsce, gdzie mogli się spotkać i razem wypić kawę.

 

Po walnym kazano im zwinąć manatki.

 

Obie strony różnią się w opisie tej sytuacji. Działacze twierdzą, że dosłownie kazano im wypier…ć, bo taka jest wola dyrektora MOSiR, który jest właścicielem obiektu. Prezes Żyłka zapewnia, że takie słowa nie padły. Z jednej strony to dobrze, że w sprawie AKS Mikołów zapadły jakieś rozstrzygnięcia. Szkoda natomiast, że klub o wiekowej tradycji, w setny, jubileuszowy rok działalności wszedł w takiej atmosferze.

 

Jerzy Filar

 

Stefan Piszczek, wieloletni wiceprezes AKS Mikołów
Nadzwyczajnym Zebraniem Członków AKS Mikołów pragnę zakończyć ponad czterdziestoletnią przygodę z tym klubem. Ostatnie pięć kadencji, w sumie przez 20 lat, aż do spornego zebrania w 2015 roku, pełniłem funkcję członka zarządu i wiceprezesa. Robiłem to najlepiej, jak umiałem, zostawiając w klubie czas, wiedzę i niemało grosza. Pragnę podziękować wszystkim, honorowym, rzeczywistym i wspierającym członkom klubu, których nasz ustępujący zarząd w 2015 roku zweryfikował pozytywnie na Walne Zgromadzenie Członków. Niestety, pan kurator, bez kontaktu z nami, na pięć minut przed Walnym, dopuścił osoby, które choć były na zebraniu w 2007 roku, przez następne osiem lat nie płaciły składek. Cóż, takie prawo kuratora. Uważam jednak, że wyroki sądowe i statut klubu to nie gałęzie, które można w nieskończoność naginać.

 

Michał Żyłka, prezes AKS Mikołów
Jako nowy prezes chcę się skupić przede wszystkim na przyszłości. Mam nadzieję, że szybko uda się wyprostować sprawy w Krajowym Rejestrze Sądowym, bo to jest podstawa, aby myśleć o ściągnięciu do AKS sponsorów. Pieniądze otrzymywane z miasta są fundamentem naszej działalności, ale jeśli chcemy realizować ambitne plany, musimy się otworzyć także na komercyjnych partnerów. Priorytety na najbliższe miesiące to utrzymanie seniorów w czwartej lidze i wzmocnienie sportu młodzieżowego. Nie zamierzam likwidować żadnych sekcji, wręcz odwrotnie chcę usprawnić ich zarządzanie, aby wszystkie razem, jako elementy jednej całości, pracowały na markę naszego klubu.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama