W trwającej od prawie pięciu lat telenoweli zatytułowanej „Anarchia w AKS Mikołów i dlaczego nikt z tym nic nie robi”, doszedł kolejny, zagadkowy wątek. W kwietniu ubiegłego roku sąd powołał dla klubu kuratora. Miał zrobić jedno - zwołać Walne Zgromadzenie Członków, które wyłoni legalny zarząd AKS Mikołów. Dostał na to pół roku. Kuratorem jest prawnik z Bytomia, znany i ceniony fachowiec przy postępowaniach upadłościowych i likwidacyjnych. Dla takiego profesjonalisty zwołanie walnego powinno być jak bułka z masłem. Tymczasem w Mikołowie coś się zacięło. Kurator nie wykonał zadania w wyznaczonym czasie i sąd dał mu kolejne sześć miesięcy.
O tym, dlaczego największym klubem w powiecie mikołowskim zajmuje się sąd, chyba wszyscy wiedzą.
Dla telegraficznego przypomnienia: w czerwcu 2015 roku władzę przejął w klubie Krzysztof Janeczek. Na walne wprowadził ludzi, którzy nie byli członkami stowarzyszenia AKS Mikołów i ich głosami został prezesem. „Starzy” działacze skierowali sprawę do sądu. Zapadło już kilka wyroków na różnych szczeblach. Sąd orzekł, że wybory zostały przeprowadzone w sposób niezgodny z prawem. Mimo tego Janeczek rządził dalej i zwołał w marcu 2017 kolejne walne, które też zostało zakwestionowane, ponieważ wszystko co robi nieprawidłowo wybrany prezes w świetle prawa też jest nieprawidłowe. Ten cyrk trwał aż do ubiegłego roku, kiedy sąd wyznaczył wreszcie kuratora. Miał uporządkować sytuację w klubie, ale ewidentnie gra na czas. Dlaczego? Gdyby chodziło tylko o ambicjonalne zapędy między „starymi” i „nowymi” działaczami, kurator zapewne poradziłby sobie błyskawicznie. Tło tej historii jest jednak poważniejsze. AKS Mikołów nie jest zwykłym klubem sportowym. To stowarzyszenie utrzymujące się dzięki dotacjom z budżetu miasta. Mikołowscy podatnicy wykładają rocznie na ten cel około 400 tys. zł. Od 2015 roku, kwota przekroczyła dwa miliony złotych. To jest esencja tego zamieszania.
Publicznych pieniędzy nie wolno wydawać na instytucje o nieuregulowanym statusie prawnym.
Przez prawie pięć lat Janeczek robił, co chciał. Władze miasta przymykały na to oko, bo w klubie trenuje sporo miejskiej młodzieży. Sądy, jak to w Polsce, są nierychliwe. Ta sytuacja się jednak kończy. Nadchodzi czas decyzji. Kiedy minie sześć miesięcy kurator nie może prosić o kolejne pół roku zwłoki, bo sam dostanie zarzut celowego przeciągania sprawy. Co zrobi? Zdaniem „starych” działaczy powinno zostać zwołane walne z udziałem legalnie wybranych członków, czyli takich, którzy złożyli deklaracje przed czerwcem 2015 roku. Gdyby tak się stało, pięcioletnie rządy Krzysztofa Janeczka zostałyby ostatecznie uznane jako nielegalne, a współodpowiedzialność spadłaby na miasto, jako głównego sponsora. Jest też inne rozwiązanie. Kurator może dopuścić do walnego członków AKS, którzy wstąpili do stowarzyszenia także po 2015 roku. Wtedy zalegalizowałby rządy Janeczka, które zostały przecież podważone przez wyroki sądowe. Decyzja nie będzie łatwa.
W styczniowej „Gazecie Mikołowskiej” ukazał się artykuł na ten temat. „Starzy” działacze napisali sprostowanie i przyszli z nim do… „Naszej Gazety”.
To kolejny przykład na to, jaką wiarygodnością cieszy się biuletyn informacyjny magistratu. Samorządowa gazeta utrzymuje znaną od lat linię interpretacyjną - co było to było, ale najważniejsze, że klub odnosi sukcesy. Tak to nie działa, jeśli w tle są publiczne pieniądze. Na końcu tekstu w „Gazecie Mikołowskiej” zamieszczono opinię samego Krzysztofa Janeczka, który zapowiada, że jeśli po decyzji kuratora klub przejmą inne osoby, on zastanowi się nad założeniem nowego stowarzyszenia. Jest to dobry pomysł, ale spóźniony o pięć lat. Jeśli ktoś miał w czerwcu 2015 roku na tyle sprytu, aby siłowo przejąć władzę w miejskim klubie, powinien też zachować trochę wyobraźni, aby dostrzec w takiej akcji nadciągające kłopoty.
Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze