Na mikołowskiej stronie można poczytać o sukcesie frekwencyjnym tegorocznego budżetu obywatelskiego. To dobra informacja świadcząca, że mieszkańcy chcą mieć coraz większy wkład w rozwój miasta. Nie zmienia to faktu, że tegoroczna edycja, jak jeszcze nigdy, wzbudziła całą masę kontrowersji i słusznych zastrzeżeń. Po pierwsze, burmistrz i radni zapomnieli, że ten budżet jest „obywatelski”.
Wprowadzili wiele ograniczeń podcinających skrzydła mieszkańcom.
Nikt z ratusza nie potrafił sensownie wytłumaczyć, dlaczego nie dopuszczono projektów zaplanowanych na terenach spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Nie ma ku temu żadnych prawnych i formalnych zastrzeżeń. Pozytywną opinię wyraziła nawet Regionalna Izba Obrachunkowa. W innych miastach wystarczy, że wnioskodawcy podpiszą umowę z władzami spółdzielni. Dlaczego w Mikołowie tak nie wolno? Za niedopuszczeniem inwestycji na terenach spółdzielczych głosowali radni stojący murem za burmistrzem Stanisławem Piechulą. Sześcioro z nich zgłosiło do budżetu obywatelskiego swoje projekty. Być może to jest odpowiedź na pytanie. Wykorzystali możliwości, jakie daje im władza, aby wyciąć konkurencyjne projekty. Była wśród nich, m.in. modernizacja placu zabaw na osiedlu Grunwaldzkim. Miała powstać piaskownica, huśtawki i bujaki dla dzieci, ale radni i burmistrz nie dopuścili projektu do głosowania. Samorządowcy nie dość, że mają wpływ na wydatkowanie pieniędzy z kasy miasta, to jeszcze wkładają ręce do budżetu obywatelskiego, aby chwalić się „swoimi” inwestycjami podczas kampanii wyborczej. Jest to - bardzo delikatnie mówiąc - dwuznaczne moralnie.
W przedbiegach odpadł także projekt zakupu drona z systemem wykrywania spalania plastiku w piecach.
W tym wypadku, na negatywną decyzję wpływ miało zapewne nazwisko wnioskodawcy. Drona chciał kupić Artur Wnuk, znany mikołowski społecznik i nieprzejednany krytyk ekipy Stanisława Piechuli. Taki system monitoringu powietrza funkcjonuje dzięki budżetowi obywatelskiemu, m.in. w Poznaniu. Drony alarmujące o smogu fruwają nad Katowicami, Krakowem i wieloma innymi miastami. Interesują się tą technologią władze Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Mikołów też mógłby znaleźć się w awangardzie miast stosujących nowoczesne metody kontroli powietrza. Dlaczego stracił tę szansę? Tym razem w roli eksperta, na łamach usłużnej władzy „Gazety Mikołowskiej” wystąpił Bogusław Łuczyk, komendant mikołowskiej straży miejskiej.
- Osobiście uważam, że jest to strata pieniędzy, gdyż osiągnięty efekt jest niewspółmierny do kosztów - skomentował pomysł zakupu drona.
Opinia komendanta okazała się dla władz miasta wiążąca bo projekt nie został dopuszczony. Czy zdecydowały tylko argumenty merytoryczne? A może komendant Łuczyk przypomniał sobie, jak to Artur Wnuk na łamach „Naszej Gazety” ujawnił, że nie miał on stosownych uprawnień do pełnienia funkcji szefa straży miejskiej?
Tegoroczny budżet obywatelski wzbudził zastrzeżenia nie tylko mieszkańców, ale także organu nadzorczego dla samorządów. Wojewoda Śląski dwa razy uchylił uchwały podjęte przez mikołowski samorząd. Raz poszło o podział na okręgi. Zastrzeżenia wzbudziło także wymaganie numeru PESEL przy głosowaniu.
Dopuszczenie mieszkańców do współdecydowania o miejskich wydatkach jest wyjątkowo cenną inicjatywą. Szkoda jedynie, że w Mikołowie budżet zaczyna przybierać formułę bardziej towarzyską niż obywatelską. (fil)
Napisz komentarz
Komentarze