- Nie podoba się już Panu w starostwie powiatowym?
- Podoba się i jest tutaj wiele do zrobienia, ale każdy samorządowiec, czy mówiąc górnolotnie polityk, który ma poczucie odpowiedzialności za swój urząd i mieszkańców, musi dać z siebie więcej, jeśli pojawiają się nowe możliwości. Sejm stwarza taką szansę, bo gdzie jak nie tam można alarmować, że w samorządach dzieje się źle.
- Co się dzieje złego?
- Mówiłem o tym wielokrotnie, także na łamach „Naszej Gazety”. Pod rządami PiS państwo nakłada coraz więcej obowiązków na miasta, gminy i powiaty, ale w ślad za tym nie idą pieniądze. Potrafię zrozumieć wagę i znaczenie programów społecznych, ale buntuję się, kiedy są one finansowane, m.in. z pieniędzy, które zostały zabrane samorządom. To jest zwyczajnie nie fair, że rząd centralny forsuje kontrowersyjną i kosztowną reformę szkolnictwa, ale za jej wdrożenie każe płacić Polsce lokalnej. Tu nie chodzi zresztą tylko o oświatę, ale także o szereg innych sfer, jak ochrona zdrowia, inwestycje infrastrukturalne, gospodarkę odpadami…
- Byłem niedawno na spotkaniu z premierem Morawieckim, który przekonywał, że samorządy mają więcej wydatków, ale mają też więcej pieniędzy, dzięki wpływom z podatków.
- To chyba żyjemy w dwóch równoległych światach. Nie wiem, jakimi danymi operuje premier i nie mam pojęcia w jaki sposób są interpretowane te dane. Ja wiem tylko jedno, że pieniędzy brakuje w kasie powiatu mikołowskiego i podobnie dzieje się w innych powiatach i gminach. Zasiadam we władzach Śląskiego Związku Gmin i Powiatów i moi koledzy borykają się z takimi samymi problemami, nawet w większych i bogatszych samorządach.
- I Pan w Sejmie wywalczy poprawę tej sytuacji?
- Kropla drąży skałę. Mam nadzieję, że w parlamencie następnej kadencji zasiądzie więcej samorządowców, którzy stworzą silne lobby walczące o przywrócenie sprawiedliwych proporcji w relacjach między rządem a samorządem.
- Po odejściu Izabeli Kloc do Parlamentu Europejskiego w powiecie mikołowskiej powstała polityczna nisza, bo poza Panem na żadnej z list nie ma rozpoznawalnych kandydatów z naszej okolicy. Liczy Pan na głosy wyborców zmotywowanych nie tylko politycznie, ale także lokalnie?
- Jeśli chodzi o poglądy polityczne różnię się z Izabelą Kloc w wielu sprawach, ale nie mogę jej odmówić skuteczności, jeśli chodzi o lobbowanie na rzecz powiatu mikołowskiego. Kilka inwestycji powstało dzięki jej zabiegom i uważam, że ta tradycja powinna być kontynuowana, z korzyścią dla wielu mieszkańców, bez rozróżnienia na sympatyków PiS, PO czy Lewicy. Oprócz spraw największej wagi związanych z przywracaniem znaczenia samorządom, w Sejmie chciałbym się zająć właśnie zabieganiem o wsparcie dla powiatu mikołowskiego. Jeśli nie będziemy mieli w Sejmie swojego człowieka, nikt się za nami nie wstawi.
- Jeśli zrealizują się pańskie plany, powiat mikołowski czeka bezkrólewie.
- O to martwię się najmniej. Powiatem mikołowskim rządzi stabilna koalicja. W Radzie Powiatu, ale nie tylko jest wielu utalentowanych, zaangażowanych w lokalne sprawy ludzi, którzy bez problemu mogą zasiąść w fotelu starosty. Mieszkańcy nie odczują żadnej zmiany, a jeśli już to jedynie korzyści, ponieważ nigdy nie zapomnę skąd jestem i w czyim imieniu zabieram głos w Warszawie.
Rozmawiał Jerzy Filar
Napisz komentarz
Komentarze