W sierpniowym numerze „Naszej Gazety” ukazała się informacja o „dziwnych” uzasadnieniach nagród dla mikołowskich urzędników. 17 sierpnia na facebook’u podałem przykłady takich uzasadnień - „za ukończenie semestru studiów”, „za dbałość o powierzone mienie”, a na jednym z kierowniczych stanowisk - za samodzielność! Przyznaję, że po kilku miesiącach spędzonych na wyciąganiu tych informacji z urzędu, nie byłem zaskoczony. Coś musiało być na rzeczy, skoro burmistrz miasta jak tylko mógł, utrudniał mi skorzystanie z prawa do informacji. W prywatnej firmie nagrodę można dostać za piękne oczy, w samorządach jest inaczej - tu nagradza się wyłącznie „za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej”. To logiczne, bo wójt czy burmistrz nie płaci z własnej kieszeni. Tak stanowi Ustawa, choć władze Mikołowa zdają się mieć inne zdanie. Jakby nie naginać rzeczywistości „samodzielność” w pracy naczelnika wydziału to zawsze podstawowa kompetencja, a nie „szczególne osiągnięcie w pracy zawodowej”.
Gdzie Rzym, a gdzie Krym…
Zamiast odnieść się merytorycznie do sprawy wątpliwych uzasadnień nagród, burmistrz Mikołowa przystąpił do kontrataku pisząc: „Za M. Balcera i A. Putkowskiego nagrody wynosiły w ciągu jednego roku nawet ponad 750 000 zł , w obecnej kadencji najwyższe dotychczas były w 2015r., gdy zacząłem reformować urząd i wyniosły 268 249 zł, a więc 2,7 raza mniej.” Przy okazji oberwało mi się po głowie za szukanie sensacji, a zdaniem Pana Piechuli wystarczyło „porównać i zobaczyć, jak zmieniam tę sytuację”. O niezgodnych
z prawem uzasadnieniach ani słowa.
Zamienił Stryjek siekierkę na kijek…
Porównałem. Na trop naprowadził mnie jeden z mieszkańców Mikołowa zaniepokojony tym, co dzieje się pod rządami nowej władzy. „Musi Pan wystąpić o wykaz premii, jakie daje Piechula swoim ludziom. Zrezygnował z nagród, są symboliczne, na rzecz premii” - napisał. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę - przy średniej z lat 2011-2014 na poziomie 110 tysięcy premii rocznie, w roku 2016 nastąpił ponad 5-krotny wzrost do ok. 600 tysięcy złotych. To nie sensacja, to liczby.
Dla dopełnienia obrazu trzeba jeszcze zsumować premie i nagrody, pokazać łączne kwoty. Zaskoczenia nie ma - po krótkotrwałym spadku w 2015 roku już w rok później wszystko wróciło do normy - jest, jak było wcześniej, czyli ok. 800 tysięcy rocznie. Balcer czy Piechula, w tym obszarze różnicy nie widać, jakby się ten ostatni nie starał.
Burmistrz Mikołowa od kilku miesięcy nie wyjaśnił, dlaczego akceptował wnioski o nagrody zawierające uzasadnienia sprzeczne z przepisami prawa. Zamiast tego postanowił pokazać, że reformuje Urząd i wypłaca mniej nagród. Nagród jest mniej, premii więcej - niewiele się zmienia. Rada Miasta, której jednym z podstawowych zadań jest kontrolowanie burmistrza zdaje się problemu śmiesznych uzasadnień nagród nie zauważać. Czas na zmiany w Mikołowie i obyśmy w przyszłorocznych wyborach samorządowych postawili na właściwych kandydatów. Mikołów potrzebuje normalnego zarządzania, a nie PR-u, hipokryzji i układów towarzysko-biznesowych finansowanych z pieniędzy mieszkańców.
Artur Wnuk
Napisz komentarz
Komentarze